Znów chciałam cię usprawiedliwić, żyjemy w takim napięciu. Chora mama z nami, gorzej idzie firma. Przecież masz prawo być zdenerwowany. Znów chcę wyprzeć, zamieść pod dywan. Przecież jest między nami dobrze, tu nie ma kata i ofiary.
Ale zaraz coś mi każe się zatrzymać. Wywlec „smród”, który chcę gdzieś upchać. Coś mi każe zadać sobie kilka pytań.
Jeśli boisz się, jak zareaguje na coś druga osoba, to już jest przemoc, czy wciąż normalny związek?
Od początku to było jasne. Jesteś taki narwany, bił cię ojciec, nie potrafisz mówić o uczuciach, zapalasz się i gaśniesz.
Ale życie z tobą to coraz bardziej rozpędzona karuzela. Albo wizyta w domu strachu, nigdy nie wiadomo co, gdzie i kiedy wyskoczy.
Jeśli w towarzystwie masz poczucie, że musisz kontrolować, żeby nie powiedział innym czegoś nieprzyjemnego… to jest to wciąż normalny związek?
Lubisz podkreślać, że do wszystkiego doszedłeś pracą. Nienawidzisz nieróbstwa, niesumienności, słabości. Jak się zapalisz, muszę łagodzić atmosferę, bo innych też zaczynasz pouczać i jest mi zwyczajnie głupio.
Tak, wiem, nie powinno mnie to obchodzić. A jednak czuję ten cholerny przymus łagodzenia atmosfery, którą psujesz.
Jeśli on zabrania ci przyprowadzić kogoś do waszego wspólnego mieszkania…. to jest przemoc, czy wciąż normalny związek?
Tak, kiedyś nie chciałeś wpuścić do mieszkania syna mojej przyjaciółki po próbie samobójczej. Uważałeś, że bierze narkotyki i jest niebezpieczny dla otoczenia.
„Może nas zakatrupić w ciągu nocy” oznajmiłeś, gdy pół nocy jeździłam z nim i szukałam miejsca, gdzie ktoś mógłby go przenocować. W końcu wykupiłam mu hotel.
Jeśli on cię wciąż ocenia… to jest przemoc, czy wciąż normalny związek?
Niby mnie wspierasz w drodze zawodowej, niby rozumiesz, a potem coś klika i masz przed sobą profesora i surowego nauczyciela w jednym: „Nie powinnaś tak”, „Powiedz temu, kretynowi, swojemu szefowi, że…”. „Zwolnij się natychmiast, kiedy wreszcie będziesz pracować na siebie?!”, „Oczywiście! Ty mnie nigdy nie słuchasz”.
Nie zauważyłeś, ale przestałam ci o sobie opowiadać?
Jeśli w złości cię obraża… to jest wciąż normalny związek?
Przyzwyczaiłam się do: „Jak ty, kretynko, jeździsz!” „Gdzie parkujesz?!”, „Kurwa, jak można nie umieć tego zrobić!”. Szybko przepraszałeś, przecież tak nie myślisz.
Ale już doszliśmy w tym dużo dalej. Ty doszedłeś. Wczoraj wyzwałeś mnie od debilek, bo dostałam mandat, innym razem pieklisz się o źle ułożone śmieci. I mam raczej wrażenie, że to pretekst, by po prostu się wyżyć. Ostatnio wymachiwałeś nade mną rękami, robiłeś dziwne miny i pukałeś się ostentacyjne w czoło: „Kretynka, kretynka”. Czekaj, co ja wtedy zrobiłam?
Dziś nie przepraszasz. „Wiesz, że tak nie myślę” powtarzasz.
Naprawdę wiem to? Raczej myślę, że zniknęły przy tobie moje granice. Że dziesięć lat temu nie przespałabym nocy z kimś, kto mówi do mnie: „Ty debilu”.
I takie mam pytanie.
Czy jeśli wciąż cię tłumaczę, to jestem jednak ofiarą przemocy, czy kobietą w normalnym związku?