Go to content

Moja Matka – nie wariatka…

„Ameryka, Ameryka – Ty jesteś wariatka, Ty jesteś dzika”- pamięta te słowa doskonale. Razem z dzieciakami z osiedla tak nazywała „pewną” kobietę, która chodziła wokół bloków, kilka godzin dziennie. Obserwowała, patrzyła, przyglądała się. Jakby coś na nowo poznała, odkryła. Często mówiła. Do siebie, pod nosem. Czasem myśleli, że z kimś rozmawia. Robiła też dziwne miny. Pełne zdziwienia, jak dziecko. To dlatego nazywali ją „Ameryka”.

„Ameryka” była chora. Po kilku latach, już jako nastolatka, dowiedziała się, że na schizofrenię. Wtedy, gdy była już starsza, wszyscy mówili otwarcie: Ta wariatka! Ta chora na umyśle! Ta baba od czubków! Czasem „baba od czubków” znikała. Nie chodziła wokół bloków, nie mówiła, nie uśmiechała się nawet…ufnie. Nie było jej, a inni zastanawiali się, gdzie jest, co robi. Chociaż wszyscy wiedzieli, że jest w szpitalu. Systematycznie tam jeździła. Ale oni woleli snuć te swoje przypuszczenia, pełne tajemnicy. Bo przecież i schizofrenia jest tajemnicą. Wielką!

Ona jest w gronie tych „szczęściarzy”, którzy poznali, doświadczyli tej choroby.
Nie, na razie nie jest chora. Ale kiedyś…

U dzieci, gdy jeden rodzic jest chory na schizofrenię, ryzyko choroby wynosi 12%.

Schizofrenię u jej matki zdiagnozowali w wielu 56 lat. Wielu jest zdziwionych, bo przecież zwykło się uważać, że najczęściej na tę chorobę zapadają młodzi mężczyźni. Racja! Ale kobiety w wieku dojrzałym też ta choroba  dotyka.

Na schizofrenię tak samo często chorują mężczyźni i kobiety. Pierwszy epizod u mężczyzn występuje najczęściej pomiędzy 15-25 r.ż., natomiast u kobiet odpowiednio: 25-35 r.ż.

Kiedy pierwszy raz weszła na oddział psychiatryczny, była wystraszona. Bo przecież tam pełno „wariatów”, „czubków”, „szaleńców”. Usiadła nieśmiało w poczekalni i czekała. Czekała na spotkanie z najbliższą jej osobą. Potem razem siedziały przy stole. Nie rozmawiały. I mama, i ona nie mogły uwierzyć w to, że tu są. W tym dziwnym miejscu, którzy często inni nazywają „CZUBOLANDIĄ”.  Mama patrzyła na wszystkich podejrzanie, swoimi wielkimi, uważnymi oczami. Obserwowała, a potem szeptała: Wiesz, o czym tamten facet myśli? Ja wiem, ale ci nie powiem.
Tak zaczęła się ich wędrówka przez nieznany, dziki świat. Pełen urojeń, halucynacji, omamów, ale i poczucia siły, nadprzyrodzonej siły.
– Dziś rozmawiałam z Aniołem. Powiedział, że czuwasz nade mną. Razem z tobą pokonam te Cienie, co mieszkają w mojej głowie. Razem z tobą, bo ty jesteś moim rycerzem dobroci- mówiła podczas kolejnej wizyty, tydzień po diagnozie.

Główne objawy schizofrenii paranoidalnej to urojenia ( najczęściej o treści prześladowczej, wielkościowej, niewierności) i omamy (najczęściej o treści rozkazującej lub grożącej).

Potem było lepiej. Leki zaczęły działać. Nie było już głosów, które mówiły jej, że jest nic nie warta i powinna umrzeć. Najlepiej się zabić, bo Szatan, król świata, lubi samobójców. Apetyt też wrócił i chęć do życia jak dawniej. Spojrzenia innych nie napawały ją lękiem, a głos w radio czy telewizji nie był skierowany tylko do niej. Nie mówił już tych niestworzonych rzeczy, że musi uciekać. Gdzieś daleko, na koniec świata. Wszystko wracało do „normy”. Ona też przywykła do odwiedzin i spotkań z mamą w szpitalu. Już nie widziała w pacjentach „czubków” czy „wariatów”. Był Kazik, który miał wielkie gospodarstwo rolne, ale nawrót choroby wywołała nagła śmierć żony. Była Kasia, młoda studentka, która często dzwoniła do mamy, bo bała się, że ktoś na nią czyha. Byli  tam młodzi mężczyźni, pełni energii,  ale i lęku, których odwiedzały piękne, tylko trochę smutne dziewczyny. Był nawet młody ojciec, którego odwiedził trzymiesięczny syn oraz Maria, która w każdą sobotę czekała na swoje dzieci: dziesięcioletniego syna i ośmioletnią córkę. Często płakała, mówiła, że nie chce żyć. Potem siedziała ze swoimi bliskimi, smutna, nieobecna, ale pytała o szkołę, o kolegów. Czasem siedzieli wszyscy przy stołach, częstowali się czekoladą. Mówili o polityce, planach, które zrealizują po wyjściu z psychiatryka. Starali się zaakceptować chorobę. W swoich bliskich nie widzieli wariatów, ale mamę, tatę, męża, siostrę, brata, dziadka. Starali się…

Podstawową metodą leczenia schizofrenii jest farmakoterapia. Ważna jest także psychoterapia i terapia zajęciowa.

Czasem było trudno. Bo leki nie zawsze działają cuda. Jednego dnia jest dobrze, by drugiego dnia chory obudził się zły, pełen nienawiści do świata. Czasem więc krzyczeli, bardzo głośno. Inni, ci przepełnieni lękiem, siedzieli w swoich salach. Często nakryci po sam czubek głowy. Inni jeszcze chodzili, tam i z powrotem, tam i z powrotem, tam i z powrotem. Po korytarzu. Nie patrzyli na nikogo. Obserwowali tylko drobiny kurzu na wykładzinie. Ale byli też tacy, którzy prosili o bułkę, banana czy kawałek czekolady. Niektóre leki wywołują głód. Chodzili więc od jednego do drugiego stolika, prosili. I czekali na bliskich, którzy czasem nie przyjeżdżali. Bo świat przecież dalej istnieje. Jest praca, są obowiązki, a czasem i strach. Bo niektórzy chorują wiele lat. Bliscy też są czasem zmęczeni. Szczególnie bliscy tych chorych, którzy nie dopuszczają do siebie informacji: Jestem chora/chory na schizofrenię!

Schizofrenia – choroba tabu. Wciąż zbyt mało się o niej mówi, wciąż się jej boimy i nie rozumiemy!

Po 2 miesiącach pobytu nadszedł czas na powrót do domu. Stan był ustabilizowany, leki dobrane.  Wrócił spokój, chęć do działania. Jednak… Wielką rolę w codziennej walce z chorobą odgrywają bliscy. To ich troska, miłość, cierpliwość jest najważniejsza. Schizofrenicy kilkakrotnie mocniej, bardziej odczuwają to, co dzieje się wokół nich. Podniesiony głos mogą odbierać jako agresję i nienawiść…Wtedy często dochodzi do nawrotu. Bo z chorym i z chorobą trzeba nauczyć się żyć. Na nowo!

Wróciła do szpitala po kilku tygodniach. Z wielkimi lękami. Trzęsły jej się dłonie, serce biło jak oszalałe. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Chodziła, chodziła, a potem leżała nakryta po sam czubek głowy. I patrzyła…spod tego koca tymi swoimi wielkimi oczami. Bała się…Bardzo się bała…

Lęk to jedno z podstawowych przeżyć, jakich doznają osoby chore na schizofrenię. Jego formy i stopień nasilenia mogą być różne, począwszy od stanów wzmożonej czujności aż do ostrych ataków paniki włącznie!

Po tym ataku zapomniała o wszystkim. Nie poznawała bliskich, nie wiedziała, gdzie jest. Chociaż…swoją córkę poznawała. I jak zawsze mówiła, że kocha ją najmocniej na świecie. Myliły jej się miesiące, lata, wydarzenia. Nie chciała rozmawiać, jeść, wychodzić z łóżka. I wciąż się bała. Dobierano jej leki kilka długich tygodni. By wreszcie wróciła do świata, do najbliższych. By znowu zaczęła uśmiechać się, rozmawiać, jeść, wychodzić z łóżka.

Wróciła! Dzięki lekom, dzięki wsparciu najbliższych, którzy zrozumieli, że czas rozpocząć nowy etap w ich życiu. Zmienić siebie, swój światopogląd i wartości. I cieszyć. Każdą rozmową, każdym spotkaniem, każdą chwilą pozbawioną lęku, strachu, Cieni.

Leki, wsparcie najbliższych, spotkania z psychiatrą i psychoterapeutą umożliwiają powrót chorego do zdrowia i społeczeństwa.

Wpis dedykuję mojej Mamie, która na schizofrenię choruje od 3 lat, i wszystkim chorym, którzy potrzebują zrozumienia, wsparcia, a przede wszystkim akceptacji społeczeństwa.