Go to content

„To był stek kłamstw, ale jeszcze uwierzyłam, chciałam ci wierzyć. Uzależniłeś mnie od siebie”

fot. Mindful Media/iStock

Jak ten narkotyk, uzależniłeś mnie od siebie. To życie na równi pochyłej, z góry wiadomo, że zmierzam do samozagłady…Teraz to już wiem, ale niestety nie potrafię funkcjonować bez ciebie, odczuwam fizyczny i psychiczny ból, gdy długo cię „nie zażywam”. Całe swoje życie podporządkowałam tobie, zrobię wszystko, żeby choć gram ciebie zdobyć…

Zaczęło się niewinnie na trzydniowej konferencji naukowej w Krakowie. Nie byłeś lekarzem, ale często bywasz na takich eventach, więc się poznaliśmy. Twoja opalona twarz, silne ramiona i ciepły uśmiech od razu zwróciły moją uwagę. Trudno mi było się skupić na wydarzeniu, zupełnie jak w czasach licealnych, gdy byłam zadurzona w koledze z klasy. Czekałam z niecierpliwością na „przerwę kawową”, żeby przez przypadek znaleźć się obok ciebie. Potem niewinny uśmiech nad paterą z ciastkami i wpadłam.

Zostaliśmy dzień dłużej, widok z okna w hotelu był niebiański, zresztą seks z tobą również. Późne śniadanie w łóżku, między napadami śmiechu i pieszczotami, zestaw standardowych pytań. Ufff, nie byłeś w związku, ja pięć lat po rozwodzie, ty bez zobowiązań, co się okazało nieprawdą… Ale na razie było pięknie, jak w bajce z Tindera, chciałam, żeby to trwało, potrzebowałam tego. Moje zmiażdżone podczas rozwodu ego, kryzys wieku średniego, menopauza, mocno nadwyrężyły poczucie atrakcyjności. Znów chciałam poczuć się dobrze w swojej skórze, być kochaną, pożądaną, dawać i odczuwać
rozkosz…

Umówiliśmy się na spotkanie dwa tygodnie później na Mazurach, tam mieszkałeś. Pomyślałam, że to niesamowite, zawsze marzyłam o żaglach. Damy radę, związki na odległość stały się przecież elementem naszej współczesności. To ma swoje dobre strony, każde spotkanie jest jak randka: dreszcz podniecenia, wyczekiwanie, zachłanne spijanie słów z ust, namiętność. Zrobiłam pyszne zakupy i gnałam co sił do ciebie. Przed nami perspektywa wspólnych trzech dni tylko we dwoje. Gotowanie, spacery po lesie, rozmowy. Tak bardzo brakowało mi bliskości, nadal nie mogę uwierzyć, że to się dzieje?! A przecież jestem w najlepszym okresie życia, już niczego nie muszę, a wszystko mogę. Czego trzeba więcej, by budować nowy fajny związek?

„…bo do tanga trzeba dwojga
zgodnych ciał i chętnych serc …”

Stary szlagier Budki Suflera jakby odpowiadał moim myślom…

Stałeś oparty o płot, bez koszuli, w samych spodniach. Opalone ciało, zaczesane do tyłu włosy i ten niebiański uśmiech, gdy robią ci się dołki w policzkach…Byłam mokra z podniecenia, marzyłam tylko o tym, abyś zrzucił ze mnie wszystko i wziął mnie w ramiona. Ty jednak prowadziłeś swoją grę, po kawałku oddawałeś mi siebie, obserwowałeś moje reakcje. Ok, wchodzę w to, pomyślałam. I jeszcze bardziej poczułam przypływ pożądania…

Wiedziałeś, czym mnie możesz obezwładnić, to nasze drugie spotkanie, a znałeś już mapę mojego ciała. Byłeś niezwykle czuły, ale i doświadczony w sprawianiu rozkoszy. Wtedy uznałam to za „cudowną nić przeznaczenia”, teraz wiem, ile w tym było cynicznych sztuczek i zaplanowanych działań. Kąpiel w płatkach róży, prosecco nad jeziorem, poranne żeglowanie…Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, tak wolna od trosk i problemów dnia codziennego. Chciałam, żeby trwało to wieczność, powrót do rzeczywistości kojarzył mi się z bólem rozstania. Jeszcze kwadrans… Kochany, do zobaczenia w weekend, tym
razem u mnie w Warszawie…

Przyjechałeś w piątek wieczorem, cieszyłam się jak nastolatka na to spotkanie. Skończyłam wcześniej pracę, żeby się przygotować, zamówiłam sushi. Wieczór spędziliśmy na degustacji jedzenia i siebie, leżąc przed kominkiem w cieple i blasku ognia. Sobotę planowaliśmy „zakupową”, potem kino i klubowe szaleństwo do rana. Czułam się niesamowicie, ten wir wydarzeń bardzo mi służył.

Daliśmy się wciągnąć w zakupowy wir. Chciałam się podobać, postanowiłam zadbać o nowy świeży look. Ty też potrzebowałeś paru rzeczy. Mówiłeś, że życie w naturze jest wymagające i tylko jakość marki Marlboro daje radę. We wszystkim było Ci dobrze, nie mogliśmy się zdecydować i wyszło 12 tys. za kilka toreb z ubraniami… Jesteś tego wart,
pomyślałam, facet z klasą. I już przy kasie pierwszy zonk! Nie spieszyłeś się z wyciągnięciem portfela, niezręczna cisza…Szybki ruch mojej ręki z platynową kartą i po sprawie. Nie będziemy tracić czasu na głupoty, pomyślałam…

Sytuacja powtarzała się, w trzecim sklepie przestałam zwracać już na to uwagę. Ty przyjmowałeś to bardzo naturalnie…Potem znów zaskoczyłeś mnie w mydlarni, gdy poprosiłeś o mydło jaśminowe… dla swojej młodszej siostry, której nie miałeś, jak się później okazało. O wszystkim zapomniałam już wieczorem, w twoich ramionach…

W drugim miesiącu naszej znajomości zaczęły przychodzić pod mój adres paczki dla ciebie, z wysokim kosztem odbioru. Nie wspominałeś o tym wcześniej, postanowiłam jednak poruszyć ten temat dopiero przy spotkaniu, wieczorem. Tęskniłam za tobą, pragnęłam cię, coraz częściej myślałam o wspólnym mieszkaniu. Wspomniałeś nawet, że jest obok fajna działka do kupienia i może w przyszłości wybudujemy tam swój dom…Boże, jak ja chciałam usłyszeć takie słowa…

Zdarzało ci się wpaść w tygodniu do Warszawy, miałeś klucze do mojego mieszkania, czekałeś na mnie… Nie mogłam w pracy zebrać myśli, wiedząc, że bierzesz kąpiel, smarujesz ciało olejkiem … Byłam już ostro uzależniona od ciebie, twojego zapachu, dotyku, szeptu do ucha…Przy tobie czułam się atrakcyjna, silna, ale i bezpieczna, nie spodziewałam się niczego złego z twojej strony…

Pod koniec roku bywałeś smutny i zamyślony. Mówiłeś, że chyba nie będziesz tak często wpadać do Warszawy, bo masz problemy z samochodem. Stary Jeep przeżył swoje, skwitowałeś. Jak się dowiedziałam po czasie, sprzedałeś go za ładne pieniądze… Nie mogłam na to pozwolić, żeby coś przerwało nasze spotkania. Kilkanaście minut, dwa podpisy i wyjechaliśmy z salonu porsche cayenne… Ten błysk w twoich oczach i wypieki na twarzy, jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę…Postanowiłeś wypróbować wieczorem samochód, z kolegami, nie ze mną… oczywiście odnalazłam w sobie zrozumienie dla tej sytuacji… czekałam, wróciłeś po drugiej w nocy, spocony, rzekomo z podniecenia szaloną jazdą samochodem… łykałam wszystko, co mówiłeś, jak świeże bułeczki…

Kupiłam ci do auta taki czerwony brelok, kudłate serca, bardzo charakterystyczny i ten gadżet właśnie był pierwszym sygnałem, na który zwróciłam uwagę… wracałam od dentysty i pod kafejką, do której chodziliśmy na latte zobaczyłam auto. W pierwszej chwili pomyślałam, ze to nie możesz być ty, przecież był wtorek… Gdy zobaczyłam brelok byłam już pewna, ze to jednak ty… Nie spodziewałeś się mnie tutaj, wizyta u dentysty była spontaniczną koniecznością… Do wieczora miałam tkwić w swoim gabinecie, zajęta pacjentkami, dzięki którym moja platynowa karta mogła być coraz częściej wykorzystywana…

Weszłam do kafejki, znajomy kelner dziwnie zaczerwienił się na mój widok, zamiast zwyczajowo „ucieszyć się”. Za chwilę wiedziałam już z jakiego powodu. Siedzieliście w kącie, obejmowałeś ją czule, gładząc po długich czarnych włosach. Jeszcze pomyślałam, że to może ta siostra, dla której kupowaliśmy mydło jaśminowe. Może miała jakieś zmartwienia? Ja naiwna. Tak, dla niej kupiłeś to mydło, ale to nie siostra, tylko narzeczona, z którą za trzy miesiące miałeś brać ślub.

ZOBACZ TEŻ: „Wynajmę pokój, załóż szpilki, zdejmij majtki”. Szybki romans na tinderze, czyli trzydziestolatka szuka faceta

Wybiegłam, ty za mną. Jakieś głupie tłumaczenie, że to tylko kawa z byłą dziewczyną, że jest w depresji, nie mogłeś jej tak zostawić, spotkaliście się przypadkowo… bla bla bla. To był stek kłamstw, ale jeszcze uwierzyłam, chciałam ci wierzyć, uległam. Ale ukłucie w okolicy serca zabolało, niby wszystko wróciło do normy, dalej namiętnie, romantycznie i starałeś się nawet bardziej, jednak coś już mnie blokowało, nie byłam już taka spontaniczna.

Potem pojechałam na kongres do Monachium, mieliśmy jechać razem, jednak ty w ostatniej chwili dostałeś pilny telefon, ojciec w szpitalu, nie miałam czasu się zastanowić, a przecież byłeś już sierotą od wielu lat. Rodzice zginęli w wypadku, gdy miałeś 14 lat, wychowała cię babcia, której też już nie było na świecie, ale skąd miałam o tym wszystkim wiedzieć…

Wróciłam wcześniej. Nudziły mnie te kuluarowe rozmowy przy drinku, uśmiechy w amerykańskim stylu, w wykonaniu podstarzałych profesorków. Przebukowałam samolot, chciałam ci zrobić niespodziankę. I zrobiłam wielką, gdy weszłam do twojego mazurskiego domku 14 h wcześniej, niż mnie się spodziewałeś.

Tym razem nie tłumaczyłeś, że to ta była dziewczyna w depresji… zresztą nie było okazji, wybiegłam i odjechałam w pośpiechu. Już z Warszawy napisałam, że jutro oczekuję kluczy i samochodu pod domem. Zamki i tak zmieniłam, nie ufałam ci już. A potem fala smsów od ciebie, zablokowałam w końcu twój numer, choć sama wybierałam go w myślach milion razy. Auta nie odzyskałam do dziś, trudno jest udowodnić, że ktoś kupił komuś w prezencie „drobiazg” za 400 tysięcy. Nie odzyskałam też spokoju, co noc budzę się zlana potem, płaczę w poduszkę, gdy dotrze do mnie, że nie ma cię obok… boli mnie ciało i dusza… jak na głodzie… czy odzyskam kiedyś wolność?! Tego nie wiem…