Go to content

„Przepraszam, ale muszę zadbać o siebie”. Może tak odpowiadać, zamiast: „nie mam czasu”?

Czy umiecie się zatrzymać? Czy umiecie patrzeć? Czy można się tego nauczyć? Czy ja to umiem? Wszystko, co najważniejsze, zaczyna się od patrzenia. Także zamknięte oczy patrzą. Także te, które widzą niewyraźnie lub wcale. Tak naprawdę chodzi o samo zatrzymanie się, skupienie. Tylko świat obserwowany, nasłuchiwany, dotykany istnieje naprawdę. Chodzi o bezinteresowność, wspaniałomyślność: o to, by przyjąć wszystko w siebie, a zarazem – w tym samym momencie – uwolnić, pozostawić nieużytym, nieprzywłaszczonym, „nie moim”. Wreszcie – chodzi o słowa: żeby zamiast wdzierać się w ten świat, współistniały z nim, cierpliwie szukając doń drogi.

Temperatura spada i w ślad za deszczem znów zjawia się śnieg. Wiatr układa go w niemal poziome szlaczki. Obraz robi się zimny i miękki. Razem z kotem na parapecie wpatrujemy się w to, co nie wiadomo co znaczy. Kiedy mówię: „nie mam czasu”, jestem trupem. Najbardziej zajętym trupem pod słońcem, trupem, który pędzi. Jeśli rzeczywiście nie mam czasu, to znaczy, że umarłem.

Taką myśl wypisałem sobie kilkanaście lat temu z felietonu Jacka Filka, opublikowanego w „Tygodniku Powszechnym”. Wracam do niej często, nie daje mi spokoju. Istotnie jest tak, jak napisał Jacek: kiedy mówię, że nie mam czasu, to właściwie usiłuję powiedzieć coś innego – że nie chcę lub nie mogę czegoś zrobić – ale nie potrafię powiedzieć tego tak wprost. „Nie mam czasu” jest bezpieczne, zdejmuje ze mnie odpowiedzialność: to „na zewnątrz” jest problem, nie we mnie. Gdybym powiedział: „jestem zajęty”, „nie chcę się teraz z tobą widzieć”, „nie chce mi się tego czytać”, byłoby to jak przyznanie się do winy. Kiedy mówię: „nie mam czasu”, usprawiedliwiam się tym, że tego czasu obiektywnie jest za mało, że dzień, tydzień – i w ogóle – życie są za krótkie i nie wszystko zdołam w nich pomieścić.

Ale jeśli spojrzeć na to inaczej, to przecież prawda: nie zdołam. Ciągle ktoś proponuje mi, żebym się czymś zajął, a ja nie znajduję na to ani siły, ani dostatecznej motywacji. Jeśli zajmę się czyimś tekstem, nie będę pracował nad własnym. Jeśli pójdę pomóc komuś w przeprowadzce, nie posprzątam we własnym domu. Jeśli będę chciał odpowiedzieć na wszystkie listy, będę musiał spędzić na siedząco kilka godzin. Już teraz dokucza mi kręgosłup, powinienem więcej ćwiczyć, spacerować, uprawiać jakiś sport. „Przepraszam cię, ale muszę zadbać o siebie. Jak nie zadbam o siebie, za chwilę będę ciężarem dla innych”. Może tak powinno się odpowiadać, szczerze, zamiast: „nie mam czasu”?

Tekst jest fragmentem książki Wojciecha Bonowicza „Dziennik pocieszenia”