Poznali się przez znajomych. Taka fajna dziewczyna, taki fajny facet. Może im się uda? Poharatani przez los, doświadczeni, chwilę po czterdziestce. Oboje rozwiedzeni, z ułożonymi sprawami. Może im się uda?
Na ustawionej imprezie kliknęło. Zaczęli rozmawiać. Przegadali pół nocy. Wznoszono toasty za ich wspólną przyszłość. Śmiali się i pili. A nuż, może coś z tego wyjdzie? Ona wysoka brunetka, ładnie zbudowana, bo uwielbia fitness. On wysoki blondyn,
lubiący biegać. No para jak z żurnala. Wymienili się numerami telefonów. Tematów wspólnych mnóstwo. Smsy od rana do
nocy. Rozmowy video wieczorami, gdy mieli czas dla siebie.
Ona mieszkająca z nastoletnią córką. On widujący swoje dzieci kilka razy w miesiącu, trochę skonfliktowany z byłą żoną. Jedna randka, druga i trzecia. Motyle w brzuchu. Kurczę ona ma takie piękne oczy. Mógłby w mich utonąć. Jeny, on takie silne
ramiona, z których ona nie ma ochoty wychodzić do świata. Może im się uda?
Mieszkają oddaleni kilkadziesiąt kilometrów. Póki co dają radę z odległością. Obowiązki zawodowe ich zajmują, weekendy są wspólne. U niej, u niego. Potem obiad u jej rodziców. Kawa u jego siostry. Grill u jej brata. Impreza rodzinna u jego mamy. Ładnie razem wyglądają. Może im się uda?
Pierwszy seks.
Wspólny biwak z jej córką.
Z jego ust: „Kocham cię”.
Z jej: „Ja ciebie też”.
Nieśmiałe myśli o wspólnej przyszłości.
Żarty, jak urządzą dom.
Szczere rozmowy o przeszłości. O jego trudnym rozwodzie, problemach z żoną, która utrudnia mu kontakty z dziećmi i buntuje je przeciwko jemu. O jej depresji, byłym mężu schizofreniku, samotności. O nieudanych związkach i próbach ułożenia wszystkiego do jakiegokolwiek ładu.
Ale może im się uda?
Potłuczeni, pragnący bliskości i zrozumienia.
I nagle on znika. Wieczorem wysłał jej buziaki i napisał ostatnie „kocham”. Rano nie odpisał na jej „ja też”, „miłego dnia kochanie”, „jak mija dzień?”, „Czy wszystko ok?”, „daj proszę znać”. Nie odczytał żadnej wiadomości. Wypadek?
Ona dzwoni do jego siostry. Nie, wszystko ok. Żyje, cały zdrowy, widocznie potrzebuje czasu. Dzień, dwa, tydzień, dwa, miesiąc. Cisza. Nic, zero. Jej wiadomości nieodczytane, połączenia nieodebrane, drzwi zamknięte, gdy pukała milion razy i błagała, by z nią porozmawiał. Był w domu, na pewno. Nie otworzył. W jej głowie miliony myśli i pytań. I ten bolesny brak odpowiedzi. Żadnych wyjaśnień. Nic. Jego rodzina enigmatycznie odpowiada na jej pytania.
Nie, chory nie jest.
Nie ma problemów finansowych.
Nie stracił pracy.
Nie kłamał.
Nie wrócił do żony.
Nie ma innej.
Ona się miota. Czuje jak się zapada. Była pewna, że wygrała z depresją, a czarna otchłań ją pochłania. Gdyby nie praca i córka, pewnie by nie wstała. Żyje jak robot. Nie je, chudnie. Nie chodzi ma fitness. Nerwowo patrzy na telefon. Może on dziś się odważy i w końcu jej odpisze. Ona już wie, że nie będzie już żadnej wspólnej przyszłości. Ciągle jeszcze wierzy, że on jej to wytłumaczy. Może znajdzie w sobie honor? Może choć to się uda?
W końcu uświadamia sobie, że on zniknął, bo stchórzył. Że ich relacja jest klasycznym przykładem ghostingu, że on wcale nie chce się tłumaczyć, że wybrał drogę na skróty, że boi się jej łez i wyrzutów. Chowa się jak dzieciak, przestraszył.
Jednak im się nie uda.