Moje dzieci (chyba jak wszystkie) od zawsze uwielbiały colę. Wiecie, jak to jest – jak nieopatrznie, trochę dla zabawy lub w ramach poznawania nowych smaków, dasz dzieciakowi napić się tego gazowanego napoju, a potem końca nie ma. Nie bez powodu – cola uzależnia. Niestety zawiera szereg związków, które bardzo niekorzystnie wpływają na zdrowie. Jej regularne picie sprzyja otyłości, cukrzycy, osteoporozie, powoduje szybsze starzenie się skóry i zaburza pracę układu nerwowego. Właśnie dlatego lepiej jej nie pić. Ale czy to oznacza, że w ogóle nie można jej kupować? A skąd! Można ją wykorzystać na wiele sposobów, dlatego ja mam zawsze w domu całą zgrzewkę.
Obejrzałam kiedyś program, w którym przedstawiono wszystkie szkodliwe skutki coli. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i dlatego miałam potwornie wyrzuty sumienia, że moje dzieci regularnie piły ten napój. Początkowo przestałam po prostu kupować colę. Ale co z tego, że w domu nie będą jej piły, skoro jest wszędzie dostępna? Mogą ją pić w szkole czy będąc u kolegów. Chodziło więc o to, żeby wytłumaczyć im, dlaczego cola jest tak niezdrowa. Dzięki temu świadomie z niej zrezygnują. To przecież najlepszy sposób, prawda?
I wtedy poczytałam trochę o nietypowych zastosowaniach coli. Nie powiem – włos na głowie mi się zjeżył. Bo jak mogłam dawać moim dzieciom do picia coś, czym można z powodzeniem wyczyścić toaletę? Brrrr…. Postanowiłam więc zrobić z dziećmi kilka eksperymentów, żeby pokazać im, co z ich wnętrznościami robi ten cudowny, gazowany napój.
Najpierw zawołałam dzieciaki do kuchni, gdzie stał przypalony garnek po obiedzie. Nalałam do niego coli i odstawiłam. Po godzinie zawołałam je i poprosiłam, żeby przetarły garnek ścierką. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że lśnił czystością.
Potem zaciągnęłam dzieci na balkon, ponieważ na balustradzie od jakiegoś czasu była rdza. Wspólnie namoczyliśmy watę w coli i położyliśmy w miejscach, gdzie pojawiła się rdza. Po kilku godzinach „rude” miejsca zniknęły. Czary? Nie sądzę.