Go to content

Nie kocham męża, kocham innego. I nic z tego. W takim kraju żyję

Fot. iStock/olegbreslavtsev

To nie będzie opis erotycznych ekscesów z kimś innym niż mąż– na to jestem zbyt dużym tchórzem. Nawet nie ma ekscesów, bo jestem niewolnikiem. Małego miasta, w którym żyję. Kościoła, do którego chodzą moi bliscy. Poglądów, które ma moja rodzina:  mama, brat, siostra. W końcu samej siebie, bo w głowie tłucze mi się myśl: nie możesz być szczęśliwa. Wyszłaś za mąż, to są obowiązki, odpowiedzialność, takie jest życie.

Nie będę też obwiniać męża. Jest, jaki jest. Wychodziłam za mąż za człowieka, który lubił się napić z kumplami, pooglądać mecze, posiedzieć w garażu w samotności, burknąć, jak coś mu nie pasowało. Którego matka całe życie usługiwała mężowi i choć, jak był pijany, latał za nią po miasteczku z siekierą– nigdy nawet nie pomyślała, że może się z nim rozwieść. „Bo co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”. Wychodziłam za mąż za człowieka, który miał jasne oczekiwania co do małżeństwa. Żona, dom, dzieci, gotowanie, pranie, sprzątanie. Nie oszukiwał mnie. Już gdy byliśmy narzeczonymi, nie lubił wyjeżdżać. Jakby zapuścił korzenie, nie pozwalające mu na jakikolwiek ruch.

Tak, miał zalety. Wciąż je ma. Pracuje, nie bije mnie, kocha dzieci. Wśród moich bliskich uchodzi za ideał. Bo mąż siostry był pijakiem, bo mój ojciec zmarł, jak miałam 25 lat, na raka wątroby. Z powodu picia. Nie, nikogo nie bił. Czasem coś krzyczał,  czas spędzał na kanapie, nigdy w życiu nie obrał nawet ziemniaków i nie pojechał z nami na wakacje. Nie poszedł z nami nawet na lody. Za to mama harowała w trzech miejscach, a popołudniami i wieczorem gotowała obiady i ogarniała nas, dzieci. Mój mąż wychodzi z dziećmi na niedzielny spacer. Czasem się z nimi pobawi. Najczęściej wtedy, gdy są blisko inni.

Nie wychodziłam za mąż z wielkiej miłości, ale z poczucia, że już czas. Miałam 28 lat, w małym mieście to dużo i miałam też za sobą porażkę. Chłopak, w którym byłam zakochana do szaleństwa zostawił mnie i wyjechał do dużego miasta na studia. Bałam się już wielkiej miłości, wybrałam bezpiecznego, tak wtedy myślałam, faceta.

Mąż, dopóki był moim narzeczonym, nie mógł u mnie nocować– wtedy jeszcze mieszkałam u mamy, w domu rodzinnym.
Małżeństwo było więc formą ucieczki od obsesyjnej, zakręconej na punkcie kościoła, zasad i pracy kobiety. Słyszałam: „Życie jest ciężkie”, „Taki już nas los”, „O czym ty marzysz, to nie dla nas”. Właśnie dlatego nie poszłam na studia. Z powodu pieniędzy i myślenia mamy, że to nie dla nas. I ja wiem, że tego nie zrozumieją ludzie z dużych miast, po studiach, z dobrą pracą i perspektywami.

Jakie było moje małżeństwo przed?

Poprawne. Urodziłam dwójkę dzieci, zajmowałam się domem. Miałam tyle zajęć, że nie myślałam o innym życiu. Ale dzieci trochę podrosły. Poszły do przedszkola, szkoły. I właśnie na zebraniu w przedszkolu poznałam Jego. Tego drugiego. Był ciepłym i cudownym ojcem, empatycznym facetem, po rozstaniu. Żona wyjechała pracować do Anglii, tam poznała innego mężczyznę. Zostawiła go z córką.

Pierwszy raz rozmawiałam tak długo z facetem o emocjach. Pierwszy raz ktoś poprawiał mi czapkę, był serdeczny, uważny i czuły.

Zaprzyjaźniliśmy się. Tak, bez seksu. Do głowy mi nie przyszło, że mogłabym zdradzić męża. Choć nasze życie erotyczne pozostawiało wiele do życzenia, właściwie nie, powiem wprost: było straszne. Mąż nigdy nie zrobił mi dobrze ustami, bo to go brzydziło. Mówił, że to „nieczyste”. Ale już czyste było w drugą stronę. Tak, lubił, gdy o niego dbałam. Cały nasz seks to było dbanie o niego. Gasłam, choć w lustrze wciąż widziałam atrakcyjną i młodą dość kobietę.

Ale dla takich kobiet jak ja, małżeństwo to cyrograf. Jeśli już go podpiszesz, jesteś stracona.  U nas nikt się nie rozwodzi, najwyżej ludzie żyją obok siebie. Śpią w oddzielnych łóżkach, nie rozmawiają. Zatruwają sobie po prostu każdy dzień. I nie wiedzą, że można inaczej. To najlepsza opcja, bo wiele bliskich mi kobiet doświadczyło lub doświadcza przemocy, jeśli nie fizycznej, to psychicznej, ekonomicznej. W tym dorastają nasze dzieci.

Patologia, prawda?

Wrócę do tego Drugiego, minęły trzy lata przyjaźni, nasze córki poszły do jednej szkoły. Paradoks, są najbliższymi koleżankami, papużki nierozłączki. Już dawno zrozumiałam, że jestem zakochana w Drugim. Wielogodzinne rozmowy online (mąż nawet nie zauważył, co też wiele mówi o naszej relacji), spacery dwa razy w tygodniu, gdy dziewczyny mają angielski w większym mieście,  oddalonym od naszego 40 km. Covid zabrał nam spotkania, ale nie zabrało kontaktu online.

Przełomem były te wakacje. Poszliśmy do łóżka raz, drugi, trzeci, czwarty. I to było najlepsze doświadczenie w moim życiu. On mi powiedział, że jest zakochany właściwie od początku.

Sytuacja patowa

Pracuję w instytucji kościelnej – to jedyne miejsce, gdzie w moim miasteczku znalazłam pracę. Rozwód nie wchodzi w grę, bo mnie z tej pracy wyrzucą. Ten Drugi ma stanowisko publiczne, romans z mężatką zniszczy mu reputację.

Przeciwko mnie jest cała rodzina. Nie, nie wiedzą, co się dzieje, ale mama potrafi na mnie nakrzyczeć, że nie zrobiłam trzydaniowego obiadu, tylko samo drugie. Że mam za duże oczekiwania. Że chcę się spotkać z koleżanką, gdy mam dzieci. „Macierzyństwo to są obowiązki”. Same obowiązki – tak o tym myśli.

Kilka lat zbierałam na studia. Zdałam na nie w zeszłym roku, obruszenie wszystkich. Po co mi studia, to fanaberia, mam męża, dzieci, pracę, kościół. Nie dam rady. A zajęcia były online, uczyłam się po nocy. Na mszę szłam świtem.

Teraz jest kolejny argument– dojeżdżanie to już fanaberia.

Wpiera mnie tylko mężczyzna, którego kocham. Gdy mąż zabrał mi samochód, bo stwierdził przed moimi zajęciami, że potrzebuje– zawiózł mnie na zajęcia on. On ma wspierającą matkę, która wie o nas. Dopinguje nam. On jest gotowy zaryzykować i zacząć ze mną życie gdzieś indziej.

Co powiem dzieciom?

Że je zabieram z domu, bo się zakochałam? Nie wyobrażam sobie tego. Że je zostawię ojcu? Nigdy bym tego nie zrobiła.
Zaryzykujemy życie tu? Ja bez pracy, budująca od nowa swoją drogę? Skłócona z matką i rodziną, bo oni mi tego nigdy nie wybaczą.

O byłej żonie mojego ukochanego mówi się: szmata, dziwka, suka. A jak kiedyś podpytałam o niego mamę– jak o znajomego, to powiedziała, że prawidłowo się zachowuje, że nikogo nie ma, taki już jego krzyż.

Ciężko mi się wyrwać do miłości.

Każdego dnia zapadam się zasypiając obok męża. I nie widzę już szans na szczęśliwe życie.

wysłuchała: Katarzyna Troszczyńska