Drogie koleżanki, siostry, współpracowniczki. Jesteśmy jednym ciałem, jesteśmy jednym duchem, a oprócz oczywistej menstruacji i elektryzujących włosów na zimę łączy nas jeszcze jedno – kompromitacja poalkoholowa. Żebyśmy nie wiem ile tytułów posiadały, żebyśmy nie wiem ile fakultetów kończyły, to na naszej drodze zawsze staje zawodnik najcięższej wagi, który pokonuje elokwencję i zdolność racjonalnego myślenia jak Pudzian Popka. Wóda. Sex on the beach i jedno Modżajto dla mojej świni. Z sokiem malinowym, imbirowym, na lodzie i bez. Nagle z oczytanej, spiętej i dopiętej na ostatni guzik zmieniamy się w worek pełen wyznań, a na tapetę wchodzą dziwne sentymenty i pierwsze fiku miku w liceum. Tak. Syndrom poalkoholowego kaca bo o nim dzisiaj mowa dotarł już do wszystkich, nawet najbardziej poukładanych głów. A więc szanowne panie, wyznajcie swoje grzeszki po alkoholu, jak ja wyznaje swoje. Kim jesteśmy, co mówimy, co gorsza – co robimy, kiedy w uszach szumi za mocno?
Szukasz przyjaciela
Dziwne dzieją się rzeczy kiedy porządnie się nastukasz. Normalnie przecież nie rozmawiasz z nikim oprócz matki i koleżanki z podstawówki i to tylko dlatego, że wiesz o niej za dużo, a to daje pełną swobodę wyznań. Ani ona ciebie, ani ty jej. Nikt nikogo nie podpieprzy jako, że groziłaby wam obopólna kompromitacja.
Nagle po kilku „ostatnich” piwkach, z przekręconym, pierzastym koczkiem i rozmazaną, tak starannie wcześniej kreśloną linią eyelinera stoisz przy dusznym barze siorbiąc ledwo otworzona butelkę i zagadujesz nieznajomą laskę opowiadając jej ostatnią historię rozstania. Wstając rano szperając w skrawkach wspomnień zupełnie nie rozumiesz ile mogło ją interesować wasze niedopasowanie charakterów, brak miłości i oskarżenia o za długi palec u stopy w sandałkach, ale stopień szczegółowości sprzedawanych historii przyprawia cię o jeszcze większą migrenę.
Dochodzi do mojego ulubionego kacowego zjawiska, kiedy próbując odgonić od siebie kompromitację przeszłości wracasz do codziennych zajęć. Mimo wszystko chęć dotarcia do źródła zła jakiego się dopuściłaś wygrywa zawody. I tak stojąc przy zlewie zmywając szklanki, niby pogwizdujesz Phila Collinsa, niby Lady Gagę, ale nagle wzdrygasz się, rzucasz zmywakiem o płytki z dekorem i opienioną łapą strzelasz w czoło z otwartej. O ku*wa nie powiedziałam tego. Czy ja to powiedziałam? Powiedziałam to? Kaboom! Nawrót moralniaka na kolejne pół dekady. Koc zaciągasz na łeb. Gasisz internety. Nie chcę żyć na tej planecie dłużej! Czy ja przypadkiem nie opowiedziałam jej o ostatnich prysznicowych igraszkach z moim nowym bzyczkiem? Chryste Panie…
SMSy do byłego
KLASYK. Bardziej klasyczna jest tylko grzybowa na Wigilię i połączenie białego t-shirtu z granatowymi getrami na wuefie. Co się dzieje w mózgu pytam się, że pod wpływem przekroczenia bariery żalu i groteski, pod wpływem wydmuchanego więcej niż jednego promila prostuje się nam zwój odpowiedzialny za NIE wysyłanie przekomicznych wyznań do ludzi, którzy maja to głęboko w dupie. To jakby pić wino, które pod wpływem ilości chlasta po mordzie zdrowy rozsądek niczym domniemanych terrorystów w Starych Kiejkutach i finalnie łamie zasady. Wszelkie. Trzymałaś się dzielnie z gorzkimi żalami tak tu i teraz pokonał cię etanol, walący do byłego Krzysia po gałach „KOCHAM CIĘ!” Wygładzony jak deska mózg nagle pragnie za wszelką cenę wyznać coś głębokiego, pojednać się albo co gorsza wypluć żal za zranione obszary. Tak czy inaczej jest to idealne zjawisko do pokiwania głową z politowaniem i źródło turbo moralniaka na następne lata. Pijesz – nie pisz.
Głupi nawyk
Każdy potrafi coś, co robi tylko po wódzie. Swego czasu pokazywałam wszystkim jak faluje językiem (tak, tak, faluję językiem), ale wiem, że są i tacy co chętnie udowadniają umiejętność polizania łokcia, wsadzenia dużego palca od stopy do buzi i szpagat tak, żeby zespół sędziów w podobnym stanie upojenia mógł ocenić finezję wykonania. Zamiast w dal na metr dwadzieścia zatrzymujesz się na trzydziestu centymetrach osiedlowego płotka, a lekkie popchnięcie w krzaczory przez męża okazuje się minięciem oka na centymetr. Złego licho nie bierze. Tak czy inaczej warto było pokazać gremium jaka jesteś gibka. Próba założenia nóg na szyję nigdy nie odbije się od ściany znajomych empatycznym „Ej Basia, przestań” w obawie o twoje życie. W zamian dostaniesz nieoceniony i niemierzalny team spirit w postaci skandujących imię kumpli z pracy i zakłady, ile tak wytrzymasz. To, że nóg z karku nie potrafisz zdjąć to inna kwestia, ale na tyle komicznie wyglądasz z nosem przy waginie, że warto nacykać kilka kompromitujących fot przed wezwaniem posiłków. Upokarzające nagranie odtworzą milion razy jeszcze przed pierwszą kawa w korpo kuchni. Daje słowo.
Żresz jak opętana
Ok, kto nigdy po balecie nie polazł na kebaba z czosnkowym niech pierwszy wyjdzie przed szereg. Stoicie później w nocnym, każdy maca metalową rurkę MPK żeby nie przywitać nosem podłogi, a w drugiej dłoni obraca zawiniętą w sreberko baraninę. Surówki lecą jak opętane, sosy kapią, ludzie umazani po uszy dobrodziejstwem południa Europy. Ty też. Niby się odchudzałaś, ale takie zapachy, nogi takie opuchnięte, do domu tak daleko… tylko dziesięć pięćdziesiąt w zestawie!
Odświeżasz mejkapy
Musicie mi zaufać, że lepiej z tym rozmazanym oczkiem i skołtunionym fryzem ale z gracją, niż z malowanymi po ciemku pazurami na odklejonym tipsie i nierówną walką z kredką do oczu w zamykanym na łańcuszek klozecie. Im bardziej chcemy się wypięknić tym mocniej nie pozwala nam nasza przyjaciółka wódka, co doskonale widać na bardzo późnych, albo wręcz wczesnoporannych klubowych fotach. Wiecie których. Tych, co strzela je bez ostrzeżenia nadworny fotograf kolekcjonując nafukane ameby do kolekcji figur woskowych, śpiących z otwartymi ustami. Ja też tak sypiam w kątku. Na stercie kurtek obcych ludzi. Ale pazur musi być, prawda?
Po alkoholu stajemy się jeszcze mądrzejsze od Miodka i odważniejsze od Spartakusa. Nie kontrolujemy zachowań i wypowiadanych słów, ale zapewniam drogie panie nie wyglądamy bardziej komicznie od innych baletnic. Zrozumienie i empatia to cechy, których same oczekiwałybyśmy będąc na lekkiej chmurce. Tyle samo miłości dajcie więc innym agentkom weekendowej wojaży. Musimy się nauczyć z siebie śmiać. To rozwiązuje tak wiele kłopotów. Serio!
Mimo wszystko imprezujcie z głową i pamiętajcie, że nie mieszamy. Nigdy 😉