Kobieta. Matka, partnerka, człowiek. Zbyt często oceniana na podstawie przymiotów swojego ciała, za rzadko brana „na serio”. W największych religiach świata opisywana jako ta, która powstała po mężczyźnie, a nawet z części jego ciała. Na jednym z forów internetowych taki wpis: „podajcie mi nazwiska kobiet, które wytyczały kierunki rozwoju dla poszczególnych kultur, cywilizacji” (w domyśle: nie ma takich przypadków). Autorem jest mężczyzna.
Drogi panie X, Y, czy Z ! Niech pan proszę, łaskawie przypomni sobie, kto przez setki lat odbierał kobietom prawo do wolności (kobieta należała najpierw do ojca, potem do wybranego dla niej często wbrew jej woli męża), edukacji (wpajano nam jedynie te umiejętności, które mogłyby się przydać przy prowadzeniu wam, mężczyznom gospodarstwa, ewentualnie uczono jeszcze rysunku i języków obcych, co w połączeniu z łagodnym charakterem miało nam pomóc skusić kandydata na męża), a nawet orgazmu (seks to jeszcze jedno narzędzie męskiej kontroli). W swoich stereotypowych osądach poddajecie nieustannej krytyce naszą urodę, inteligencję i słabość. A cóż takiego o nich wiecie na pewno?
Kobieca uroda
Przez wieki kanony kobiecego piękna zmieniały się jak w kalejdoskopie. Kazano nam chudnąć i tyć, ceniono szersze lub węższe biodra, dłuższe lub krótsze włosy, szczuplejszą lub szerszą talię. W starożytności za symbol płodności i młodości uważano długie jasne włosy. Kobiety chcąc sięgnąć tego ideału i zyskać aprobatę rozjaśniały je mieszankami popiołu drewna bukowego, tłuszczu koziego, octu i szafranu, co często prowadziło do wyłysienia.
W średniowieczu kazano (mężczyźni!) kobietom ukrywać włosy, jako atrybut nieskromności. W renesansie ganiono je (mężczyźni!) za odsłonięte kostki i ramiona, ale chętnie portretowano (mężczyźni!) piersi i dekolty. 100 lat później za idealną uważano wąska talie, a włosy, upięte w wysoki kok i przypudrowane znowu stanowiły naszą najważniejszą ozdobę. XIX wiek to okres, w którym najbardziej ceniono u nas kształt klepsydry. Idealna talia miała 40 cm, a wy wymyśliliście dla nas prawdziwe narzędzie tortur pomagające ją osiągnąć: gorsety. Doprowadzały nas do omdleń (niewydolność oddechowa) i skutkowały często obrażeniami wewnętrznymi kończącymi się tragicznie.
W latach 20 XX wieku krytykowaliście znów kobiece krągłości i szerokie biodra. Proste, krótkie włosy miały symbolizować równość płci. Dekadę później modne były luźne loki. Kiedy w latach 60 pojawiła się blada i chuda Twiggy głodziłyśmy się, by osiągnąć upragniony rozmiar „XS”. Teraz jesteśmy na takim etapie, w którym piękna i młoda musi być każda z nas, ale brzydka i stara nie powinna być żadna. Jedno pozostało bez zmian: presja doskonałego wyglądu. Do dziś partnerkę mężczyzny, który „coś znaczy” zdarza nam się traktować jako atrakcyjny do niego dodatek.
Kobieca inteligencja
Odmawiano jej nam tak długo, że najwyższa pora by przestała być tematem niewybrednych żartów o blondynkach i „babach” za kierownicą. Najwybitniejsze kobiety nauki swoje umiejętności musiały udowadniać ciężką pracą, często przed o wiele mniej zdolnymi, leniwymi mężczyznami. Kiedy Hertha Marks Ayrton, urodzona w 1854 roku wybitna brytyjska matematyczka odczytywała swoją pracę naukową w Royal Society w Londynie, poważni profesorowie komentowali kpiąco jej strój.
Gdy Maria Skłodowska- Curie odkrywała teorię promieniotwórczości, większość ludzi skupiała się na jej życiu prywatnym (kochanku) i krytykowała styl „prowadzenia się TEJ kobiety jako matki”. W średniowieczu, a czasem i później kobiety, które posiadały wiedzę na temat ziołolecznictwa i potrafiły ją skutecznie wykorzystać uznawano za czarownice i palono na stosie. Chlubne wyjątki to przypadki jednostek, takich jak na przykład Sophia Brahe, żyjąca w XVI (!) wieku astronomka i historyk. Sophia osiągała w Danii tak ogromne sukcesy naukowe, że stawiano ją na równi z bratem.
Kobieca siła
W wielu prehistorycznych kulturach kobieta obejmowała funkcję przewodniczki, opiekunki grupy. Później role odwróciły się na długie lata. Zaczęto postrzegać nas jako te słabsze, kruche i emocjonalne. Kobiety z klas średnich wychowywały dzieci i zajmowały się domem, a te ubogie pracowały zajmując najniższe funkcje społeczne. Wojowniczki i rycerki stanowiły niezwykłą rzadkość (poza kulturą skandynawską) i równie często je podziwiano, co traktowano jako coś „nienaturalnego”.
Od legendarnych szeptunek po dzisiejsze matki Polki heroski, kobieca siła i energia są czymś co fascynuje i zastanawia. Skąd bierze się ta odporność na ból porodowy, skłonność do poświęceń, do bezwarunkowej miłości, którą obdarzamy nasze dzieci? Do niedawna Supermanki wyznawały jeszcze zasadę ”dam radę zrobię wszystko sama”. Wywalczyłyśmy możliwości, ale wpadłyśmy w pułapkę bycia wielofunkcyjnymi ideałami: idealną żoną, matką, kochanką, pracownikiem miesiąca.
Współczesne Supermanki, to kobiety, które mogą udźwignąć wszystko same, ale już coraz rzadziej się na to godzą, dlatego w związku dążą do prawdziwego partnerstwa. I w tej mądrości również tkwi nasza siła.
Drodzy panowie, którzy myślicie podobnie jak ten „X” z internetowego forum. Pora na zmiany. Zacznijcie reagować na stereotypowe dowcipy o „babach”, przestańcie doszukiwać się w naszych złych nastrojach comiesięcznych wahań hormonów. Pomóżcie nam wywalczyć równość ekonomiczną dla obu płci w pracy i nie każcie nam udowadniać swojej wartości. Jeśli patrzycie tylko na nasze cycki, i tak nigdy jej nie docenicie.