Chyba każda kobieta jest już przyzwyczajona do tego, że w jednym sklepie może mieć rozmiar 36, w drugim ledwo wciśnie się w 38, a w trzecim czasami i 40 będzie nieco zbyt obcisłe. Przymierzanie dla niektórych jest prawdziwa udręką i wielką zgadywanką – jaki rozmiar dziś będzie dla mnie odpowiedni? Niedawno jedna z blogerek zamieściła swoje zdjęcie z przymierzalni i zapytała wprost – dla kogo są szyte te ubrania? Bo na pewno nie dla zwykłych, normalnych kobiet.
„Drogi Stradivariusie, Bershko, Zaro i reszto inditexowej bandy:
Pozdrawiam Was serdecznie środkowym palcem w imieniu wszystkich kobiet, które musiałyby użyć łyżki do butów i smaru, by wcisnąć się w Wasze dżinsy w swoim standardowym rozmiarze.
To nie my jesteśmy niewymiarowe i nienormalne. To z Wami jest coś nie tak!
Na co dzień noszę rozmiar 38. Dawno pogodziłam się z tym, że u Was 40. Podchodzę do wieszaka, widzę dwa szparagi zamiast nogawek, więc profilaktycznie biorę 42.
I co? Widzicie na załączonym obrazku. Ku mojemu zaskoczeniu, udało mi się przecisnąć piętę (zdarzało się, że nawet ta część mojego ciała była za gruba na Wasze normy), a później było tylko gorzej.
Jeśli w rozmiar 42 nie mieści się 25-latka, która zdrowo się odżywia i regularnie uprawia sport, to dla kogo do cholery Wy to szyjecie?”
Cóż, nie jest tajemnicą, że rozmiary w sklepach potrafią być drastycznie różne, a niektóre marki za swój target uznają kobiety w typie niedożywionej dziewczynki bez kształtów, wcięć, bioder czy biustu. Jak widać nawet wysportowana, dbająca o odpowiednią dietę, zgrabna kobieta ma problem z kupieniem dla siebie spodni. Pomyślcie tylko, w jakie kompleksy może wpaść nastolatka, która zaczyna dojrzewać, jej ciało się zmienia, nabiera kształtów i choć nie ma problemów z nadwagą, to metka mówi coś zupełnie innego.
Pod postem pojawiały się komentarze popierające wpis Dr Lifestyle, niektóre kobiety pisały, że pomimo utrzymywania wagi ich rozmiary zmieniły się – kiedyś nosiły 36, a dzisiaj 38 lub 40 to norma. Niestety było także sporo takich, które wytykały blogerce duży brzuch, sugerowały zrzucenie kilku kilogramów i twierdziły, że problem jest w niej, a nie w sklepowych ubraniach.
A Wy co sądzicie? Macie swoją czarna listę sklepów, w których nawet wasza pięta jest za gruba?