Go to content

„Nie wiedziałem, że jesteś taka gruba…”. Czy grubszy znaczy gorszy i czy miłość naprawdę liczy kilogramy?

fot. Galina Zhigalova/istock

– Nigdy nie byłam szczupła, wiesz? Nigdy – zaczyna mówić i sięga po album ze zdjęciami. Popatrz, tutaj ja, na studniówce, rozmiar 44. Tu w Jarosławcu, jakiś długi weekend, rozmiar 42, mój największy sukces. Tutaj znów ja i znów rozmiar 44, niecały rok później, Mazury, siedzę na brzegu i obserwuję. To selfie, sama je sobie zrobiłam. Znajomi w tym czasie pływają na pontonie, a ja sama jestem jak ten ponton. Mówisz, że ładne? No może. Twarz to akurat mam ładną – lekko się uśmiecha. Tego nie neguję.Ilona ma dwadzieścia pięć lat, mieszka w niewielkiej miejscowości pod Kaliszem. Z zawodu jest fryzjerką, w obecnej chwili na etacie jednak nie pracuje.

– Cięcia etatów, sama rozumiesz. Jeżdżę trochę po domach, mam swoje grono klientek, więc jakoś sobie radzę, na życie zarobię. Lekko nie jest ale komu jest lekko w tych czasach. Mam fach w ręku, to dużo, często za to Bogu dziękuję. No i jeszcze za Roberta – jej twarz się rozpromienia. Ale to już zupełnie inna sprawa.

Ilona poznała Roberta na jednym z portali randkowych.

– Sam zagadał. Odpisałam. To konto na tym portalu założyłam bardziej dla zabawy, zabicia czasu, nudy. Dla luźnych pogawędek, które wypełnić mi miały wieczory. Zobaczył kilka moich zdjęć i mu się spodobałam. Spójrz – na chwilę wstaje. Mam figurę klasycznej gruszki. Małe piersi, brzuch prawie płaski, ręce zgrabne, ale nogi i pupa to moja zmora. Dobra nic nie mów, wiem, że rozumiesz. Dlatego tamte zdjęcia na tym portalu to były głównie zdjęcia mojej twarzy.

Ilona i Robert nie tracili zbyt wiele czasu na internetowe rozmowy. Postanowili, że się spotkają, po niecałych dwóch miesiącach wymiany mailowej. Mieszkali w różnych miejscowościach, więc umówili się w połowie drogi.

– To była mała knajpka, oczywiście się spóźniłam. Moja umiejętność korzystania z nawigacji samochodowej jak zawsze mistrzostwo świata. Czekał na mnie na parkingu, choć mówiłam, żeby wszedł do środka, że się spóźnię, ale był wytrwały. Kupiłam sobie sukienkę, zwiewna, czerwona, ładnie się umalowałam, wiesz do tego fajne perfumy. Serio, wiesz, że świetnie wyglądałam? Czego się spodziewałam? Fajnego wieczoru, takiego we dwoje, że siedzimy i gadamy, że świat nie istnieje.

Ilona czuła, że Roberta rozczarowała. Nie był już tym rozgadanym facetem z portalu, którego poznała. Milczał, kręcił się, rozglądał, po godzinie odebrał telefon, który nie dzwonił i powiedział, że musi jechać, że jakaś nagła sprawa. Zapłacił rachunek, podał jej kurtkę, odprowadził do auta i odjechał.

– Czy byłam zła? Chyba zszokowana. Nie wiedziałam, o co chodzi, czym sobie na to zasłużyłam. Wiesz, zaczęła się analiza. Mogłam zamówić sałatkę, a nie steka. Mogłam przyjść w dżinsach, bo się z tą kiecką wygłupiłam. Mogłam się nie spóźniać. Mogłam być… szczuplejsza. Zapragnęłam być lepszą wersją siebie natychmiast. Całą drogę powrotną przepłakałam.

Ilona łudziła się, że może faktycznie coś go siłą wyrwało. Że zbieg okoliczności, a ona się nakręciła. Jednak Robert nie odezwał się do niej już tego wieczoru. Ani następnego. Natrętnie sprawdzała maila, telefon, ciągle się na tym skupiała.

– Nie wytrzymałam, sama napisałam. Bez spiny, wiesz, co słychać, i jak u ciebie. Odpisał. Najpierw udawałam, że nic się nie stało, a potem zapytałam, dlaczego tak się zerwał z naszego spotkania. I wtedy dostałam w twarz. W pysk właściwie. Napisał ‘ Ilona, ja nie wiedziałem, że jesteś taka gruba’.

Cios, rozpacz, niedowierzanie.

– Nic mu już na to nie odpisałam. Nic. Jak on to sobie ku**a wyobrażał? Że co mu miałam napisać? Cześć, jestem Ilona, ważę siedemdziesiąt dwa kilogramy? To miała być fajna znajomość a nie wyznania jak na grupie AA. Na co liczył pisząc mi to, że mi dowali? Czy, że schudnę w moment? Przeliczył się, zamilkłam z klasą. Choć też gdybym chciała to bym mu co nieco wytknęła.

Ilona wraca po album ze zdjęciami. Przewraca kolejne strony, raz po raz coś opowiada.

– Ludzie myślą, że jak ktoś jest gruby, to taki o, no wiesz, że zapuszczony. Że na pewno siedzi w domu i tylko żre, oglądając durne seriale. Że nie ma pasji, zajęcia i do niczego prawa. W dobie fotoshopa i ja mogę być sztuczną lalą na zdjęciach, tylko powiedz mi, po co? Jestem gruba, tak, wiem, że mam nadwagę. Kiedyś było to wynikiem niedoczynności tarczycy, przynajmniej tak to sobie wmawiałam. Później już poszło, hop do tyłu, hop do przodu, waga szalała. Lubię jeść, ale nie jestem zaniedbana. Jestem miła, wesoła, nie chodzę na siłownię, ale chodzę na warsztaty z fryzjerstwa. Nie lubię hantli, lubię czesać, czy to tak wiele zmienia?

Robert odezwał się po kilku dniach. Trzy dni ją przepraszał. Trzy dni się tłumaczył. Mówił, że się wygłupił, że za nią tęskni, i że mimo wirtualnej znajomości jemu jej brakuje. Ilona była twarda i to olewała. Nie chciała rozmawiać z człowiekiem, który ją w ten sposób oceniał.

– Był nieugięty w swoich staraniach. Pisał dniami i nocami, moja skrzynka aż wrzała. Nawet miałam satysfakcję, musiał się kajać, a ja tak trochę triumfowałam. Też za nim tęskniłam, w sumie nie wiem, czy za nim konkretnie, czy za tym, żeby się móc skryć w silnych męskich ramionach, żeby poczuć się dla kogoś ważna, kochana, potrzebna.

Ilona w końcu uległa i zgodziła się na spotkanie. Żeby tradycji stało się zadość wybrali to samo miejsce, tę samą knajpkę. Tym razem się nie spóźniła, a Robert czekał z kwiatami. Świat tego wieczoru nie istniał, było tak jak pierwotnie zakładała. Dzieliło ich 113 kilometrów, nie wiedziała, kiedy znowu się zobaczą. Jakaż była zdziwiona, kiedy Robert przyjechał już nazajutrz. Nie szczędził dla niej czasu, zaczął wpadać w każdej wolnej chwili. Przegadali mnóstwo wieczorów, już nie tylko tych online, ale też realnie. Ilona poczuła, że się zaangażowała.

– Najnormalniej w świecie się zakochałam. I uwierz mi, z pozoru to powinnam epatować szczęściem, ale wcale to łatwe nie było.

Kiedy Ilona powiedziała najbliższym, że kogoś poznała, zamiast radości dostała brak akceptacji. Począwszy od rodziny po grono znajomych każdy pytał, co on sądzi o jej wadze. Zewsząd padały złośliwe komentarze. Że jak my razem wyglądamy.

– Bo popatrz, to my razem – wskazała na kolejne zdjęcie i się roześmiała. No tak, Robert jest strasznie chudy. Taka jego natura.

– Wiesz, ja wszystko rozumiem, że ludzie lubią oceniać, i patrzą na innych przez pryzmat czubka własnego nosa. Ale czy my grubi mamy mieć gorzej na tym świecie? Czy mamy się poddać ocenie społeczeństwa, i stracić szansę na cokolwiek? Na przyjaźń, pracę, miłość? Ja już wiele złego na swój temat usłyszałam. Daleko nie szukając, nawet od człowieka, który jest teraz dla mnie najważniejszy na świecie, a też uległ tej iluzji oceniania. Ale jednak wygrał rozsądek, jesteśmy razem, bo zaczął patrzeć bez klapek na oczach i się do mnie zwyczajnie przekonał.

Ilona na chwilę się zamyśliła.

–  To przeczyta dużo osób, no nie? Napisz im, że gruby nie znaczy gorszy. Że nie oznacza, że leniwy i że do niczego się nie nadaje.  Napisz im, żeby nie patrzyli na nas zawsze z politowaniem. My też chcemy żyć jak inni, bez poglądowej oceny.

Jakiś czas temu Ilona i Robert byli na przyjęciu u jego rodziny. Matka Roberta zagadnęła przy stole, tak niby w powietrze, że Ilonka to chyba ostatnio przytyła. Robert pochylił się w stronę rodzicielki i skwitował to jednym zdaniem.

– Mamuś, nasza miłość musiała liczyć kilometry. A nie kilogramy.

Ilona i Robert za miesiąc się pobierają.

A ja z radością zatańczę na ich weselu.