Go to content

Dzień z życia Gosposi, czyli gdzie jest ten cholerny klasztor?!

Fot. iStock / Leonardo Patrizi

Nasza Kochana Ciocia, która pomaga mi w domu pojechała na miesięczną rehabilitację!!! Nie mamy tu babci, dziadka, żadnej pomocy, a wszystko trzeba ogarnąć: dom, logistykę, kuchnię itp, pracując normalnie i mieszkając 30 km od Warszawy. To jakoś się tak magicznie na co dzień układało z jej pomocą. A teraz? Jeden dzień i jestem wykończona. O tym, jak zamieniłam się w Gosposię…

Oczywiście najpierw okazało się, że jedno jest chore. Ma temperaturę i nie ma siły wstać z łóżka. Wspaniale, dokładnie wtedy, gdy mam poumawiane spotkania. Przekładam co mogę, reszta będzie w formie skype. Zamiast sukienki zakładam dresy i od rana szykuję rosół. Wiadomo, jak człowiek chory to musi zjeść ciepłego rosołu. Jadę po zakupy, pamiętając o uwagach rosołowego znawcy, który radzi mi stosować podwójnie włoszczyznę, jedną zastępuje drugą, wydobywając lepszy aromat. Wołowe, kurczak, szponder – i nastawiam gar. Sposobem mojej mamy wyrabiam cienkie niteczki, bo jak rosół to i makaron ma być domowy, gdy to biedne moje dziecko śpi. Więc wyrabiam maszynką te nitki, wymieniam włoszczyznę, odcedzam warstwę wierzchnią i myślę o klopsikach, które obiecałam zdrowej części mojego macierzyństwa czyli Klarze (po co zadawałam pytanie, na co mają ochotę??? Wiadomo, że padnie coś czego nie potrafię). A więc mieszam i jednocześnie szukam w Internecie tych cholernych pulpetów, wyjmując mięso mielone z zamrażalnika. Moczę bułkę w mleku, mielę mięso z odsączoną bułką, dodaje jajko, przyprawy i wyrabiam małe kulki. Gotuję dwukrotnie kaszę gryczaną (za pierwszym razem wychodzi za miękka, po jaką cholerę piszą 20 minut skoro 10 wystarczy???). Przypominam sobie o brokułach i obiadek prawie gotowy.

W międzyczasie:

  • Biegam 30 minut, aby zrzucić wczorajsze lody wieczorem (całe pudełko waniliowych)
  • Telefon ze szkoły, że Klara zapomniała stroju na WF (- Klara dlaczego nie dzwonisz ze swojego numeru, tylko denerwujesz mnie, że coś się stało, bo dzwoni wychowawczyni?, – Bo nie mam nic na koncie. – Przecież dopiero co ładowałam. – Chyba tak ci się wydaje, Mamo. – Aha.).
  • Lecę z tym strojem, zakładam czapkę na pół twarzy, aby ukryć co światła dziennego nie powinno ujrzeć), zostaję zabita spojrzeniem córki, której nie pasują różowe leginsy.
  • Robię szybkie zakupy, bo biegając wpadam na pomysł ciasteczek owsianych (lubię jak pachnie w domy jakimś pieczonym słodkim), zamiast jednej torby, wypełniam trzy (dlaczego nigdy nie mogę kupić tylko tego co na liście???), ochrzaniam jednego znajomego syna, bo wydaje mi się, że pali przed sklepem, odbieram trzy telefony od Chorego, dlaczego tak długo i że chce mu się pić (woda to nie picie).
  • Piszę tekst o samotności i śmierci i płaczę słuchając księdza Kaczkowskiego. Rozmyślam o swoim życiu i jedyne, czego pragnę to mieć rodzinę 2+2 lub 2+3 lub 2+4 i jeszcze bardziej potrzebuję zjeść coś słodkiego (endorfiny mi spadają gwałtownie).
  • Tłumaczę synowi dlaczego mam łzy w oczach i co to znaczy zawierzyć komuś. Oglądamy razem wykład Księdza, a on pyta mnie tylko czy on jest normalny (cóż, to nie jest jeszcze faza myślenia abstrakcyjno-dedukcyjnego). Szukam w Internecie wyjazdów do klasztoru, bo tylko o tym w tej chwili marzę.
  • Dzwoni Klara znaczy znów Wychowawczyni, że Klara chce iść do Taty po szkole na piechotę (Tata mieszka blisko) i pyta, czy się zgadzam. Tak, zgadzam się. Zaczynam mieszać płatki owsiane z mąką, gdy dzwoni domofon. Klarę z dwoma koleżankami podwozi Tata. Serwuje im pulpety w sosie pomidorowym z kaszą i brokułami. I rosół. Zjadają zostawiając zielone, które dokańczam, bo nie ma już dla mnie ani jednej mięsnej kulki. wyskrobuje z talerzy kaszę i kończę brokuły.
  • Odrabiamy lekcje. Dziewczyny mają wykorzystać w zdaniach różne słowa np. „przecudna”. Dlaczego obie piszą, że ich mama ma przecudną twarz, a Klara używa słowa „przecudna” w stosunku do kucyka??? Chcą budyń, ale czekają na owsiane.
  • Owsiane są hitem, wrzucam je na bloga, zanoszę do stajni, by trenerka Klary spróbowała i odbieram 5 telefonów od Chorego, kiedy wrócę i że on ma ochotę na kurczaka, bo pulpety są ohydne. Pyta też o lekturę, kiedy sobie poczyta(my). Tak, tak, bo przeczytawszy podobno ze zrozumieniem„Tego obcego” , nie jest w stanie opowiedzieć ani słowa, o czym to jest. Więc czytam razem z nim i wkręcam się w fabułę.
  • Kupuję kawałek indyka i kroję filety, myśląc tylko o tym, że za chwilę oszaleję od tego gotowania i właściwie co mam im dać jutro do jedzenia??? I dlaczego zmienili w szkole catering???
  • Odpowiadam na codzienne pytanie Klary „Czy masz mi coś nowego do powiedzenia?”. Cokolwiek znaczy, trzeba mieć w zanadrzu jakąś historię. O psach, koleżankach, obozie wakacyjnym czy co ci do głowy wpadnie byle nie było nudne.
  • Zastanawiam się nad kolacją, co zrobić, by uniknąć kalorii, odbieram 3 telefony od Chorego, co z tym indykiem (dzwoni do mnie z góry, ja jestem na dole w kuchni).
  • Odczytuję info, że nici z dzisiejszej opery, na którą kupiłam bilety, bo solistka się rozchorowała (ta myśl trzymała mnie przy życiu), przeprowadzam dyskusję z ojcem dzieci o ewentualnej jego opiece w czwartek. Dostaję asertywną odmowę i kombinuje co zrobić. Niczego nie wymyślam, zapychając się owsianymi i czuję się stara i gruba.
  • Odbieram telefon z centrum, ze mam jutro komplet pacjentów.Co oznacza 7 godzin non stop w gabinecie ze skórzanymi fotelami (przynajmniej nie na taborecie w kuchni).
  • Dostaję list z Urzędu Skarbowego, który boję się otworzyć.
  • Dwa razy sąsiadka z naprzeciwka przypomina o wywozie śmieci jutro (wie, że zapomniałam ostatnio, a przyjeżdżają co dwa tygodnie).
  • Przygotowuję Choremu kąpiel z pianką (mali mężczyźni chorują tak samo jak dorośli znaczy wciążczegośchcą!).
  • Nie wiem dlaczego, ale zapaliłabym papierosa (nerwy?).
  • Opróżniłam dziś zmywarkę trzy razy (nie chcę już mieszkać sama!!!!).
  • Wywiesiłam dwa prania (jak wyżej).
  • Chcę wyjść za mąż.

I piszę na stojąco to sprawozdanie Gosposi, Którą Się Stałam i nie myślcie, że nie robię tych czynności od 6 lat regularnie, ale Ciociu kochana wróć już proszę, bo co dwie to nie jedna 🙂

PS: Nie mam pojęcia co z jutrem, bo Chory chyba jeszcze nie wyzdrowiał, a ja muszę być w pracy o 10.00. A teraz lecę szukać tego „cholernego” klasztoru 🙂