Go to content

Do celebrytów piorących swoje brudy publicznie! Pomyślcie, co kiedyś będą czuć wasze dzieci!

Fot. iStock

On jej nie płaci alimentów, komornik wszedł mu na konto. Ona przyszła na pogrzeb partnera, choć nikt jej nie zapraszał. On cierpi, bo ona się wyprowadziła i nie powiedziała, że kogoś ma na boku. On tłumaczy publicznie, że nie zdradził żony z tą osobą, o której wszyscy myślą, tylko z zupełnie inną. Narodowe igrzyska. Tylko otwartych trybun brakuje na Stadionie. Bitwa. Bitwa na skany sądowych pism, komorników, oświadczeń. Serio, oświadczenie do mediów? Na temat swoich prywatnych spraw? Naprawdę! Nie można załatwić najważniejszych spraw między sobą? Umówić się? Jaki przykład dajecie, Wy z pierwszych stron gazet, którzy chcecie mieć wpływ na nasze życie? Przyzwyczajacie nas do znieczulicy.

Emocje, emocje, emocje. To one rządzą światem. To się klika w internecie, jak diabli. Na samych szczytach zestawień klikalności królują prywatne awantury gwiazd. Portale żyją z tych historii bardzo długo. Bo „żre”, wszyscy klikamy… Dziennikarze śledzą Instagramy, analizują zdjęcia z grymasami na twarzach głównych bohaterów, ich decyzje, wymowne wpisy i zdjęcia. Wypytują ich znajomych, czy wiedzą o tragediach domowych coś więcej, a jeśli nikt nie chce udzielić informacji – zawsze „fejkowy” się znajdzie, tzw. przyjaciel domu.

A gwiazdy?  Same żyją w najgorszej ułudzie. Niby nie chcą opowiadać o swoim życiu prywatnym, a jednak gnani jakimś chorym narcyzmem, chęcią zemsty na partnerze, a może fałszywie pojmowaną walką o własną sprawiedliwość, podsycają show w odcinkach.

Większość z nas to czyta. Uderzmy się w piersi, jeśli tego nie robimy. Nawet mimochodem, w tramwaju, na ławce, w kolejce do kasy w supermarkecie, nasze oko chwyta tytuliki: „Wyciekły szokujące szczegóły awantury…”, „Smutna ona wędruje ulicami Warszawy tuż po rozwodzie”. Klik i już nam się wydaje, że jesteśmy w jej świecie. Klik i już nam się wydaje, że nasze życie nie jest takie najgorsze. Bo u nich to dopiero koszmar! Klik i zarabia na tym jakiś portal.

Mamy z tym jeden kłopot

Nie będziemy moralizować i namawiać celebrytów do powściągliwości. Wszak każdy może robić ze swoim życiem, co mu się tylko podoba. Chce wrzucać filmiki do sieci z domowych awantur? Proszę bardzo! Chce prowadzić lajfy na bani w środku w nocy? A niech tam! My mamy z tym jeden kłopot, który nazywa się DZIECI CELEBRYTÓW. Przecież to w ich sprawie toczą się te wojny. To o alimentach,  to o ich ojcach, o których znane matki mówią, że są do bani. To o zdradach ich matek …

Ale czy wy aktorzy, piosenkarze, blogerzy, prezenterzy, myślicie: co będzie kiedyś? Co poczuje syn popularnego kucharza, jak sobie podrośnie, odpali internet i zacznie czytać, jak opluwali się jego rodzice? Czy córka znanej piosenkarki będzie się wstydziła, że urodziła się w skonfliktowanej rodzinie? Albo syn aktora, którego matka odseparowała od ojca, bo nie umiała sobie poradzić z żalem… To Wy będziecie odpowiedzialni za ich lęki, depresje, spaprane poczucie wartości w przyszłości, ich długoletnie terapie – spaprane życie…

Bo w Internecie nic nie ginie, a nawet jak zginie, to inni się postarają, żeby takie informacje „się nie zmarnowały się”.

A zatem szanowni celebryci, zanim zafundujecie swoim dzieciom takie piekło na łamach mediów – pomyślcie, czy naprawdę warto. Czy warto w ten sposób walczyć o „swoją sprawiedliwość”? Przecież od tego są sądy! Wiemy, że jak sprawę nagłaśnia się w mediach, to wydaje się Wam, że łatwiej wtedy manipulować wymiarem sprawiedliwości. Ale czy uważacie, że to warto robić za cenę traum i wstydu Waszych dzieci? Tak trudno się przed tym powstrzymać?

Niektórzy potrafią sznurować usta

Wszyscy znamy gwiazdy, które potrafią po ciuchu rozwieźć sie z trzecim mężem, a z ich ust nigdy nie pada jedno zdanie na temat: rozwodu, eksa, podziału majątku, wysokości alimentów. To nie znaczy, że dziennikarze tych pytań nie zadają. Zadają. Oczywiście, to ich prawo. Wydawcy przecież chcą, by przynosili do redakcji informacje, które będą się klikały. Jednak gwiazdy – które mają dobro dzieci na pierwszym miejscu w swoich sercach – potrafią sznurować usta. Choć myślimy, że pewnie gdyby je otworzyli… byłby z tego niezły pasztet. Szacun dla nich za tę ciszę!

I co my, zwykli ludzie, mamy z Wami skłóconymi celebrytami zrobić?  Tak naprawdę powinniśmy zawziąć się i tego wszystkiego o Was nie czytać. Dla dobra waszych dzieci! Wtedy portale przestałyby pisać, bo nie kalkulowałoby się. Powiedzmy sobie szczerze, ciekawość ludzka to siła, której nie da się powstrzymać. Jest jak tornado.

Kiedyś pewna aktorka powiedziała w wywiadzie, że ma bardzo pięknego płowowłosego synka i że okropnie kusi ją, by wrzucić na Instagram jego słodkie zdjęcia. Ale się powstrzymuje. Kiedyś inna aktorka powiedziała, że jako samotna mama, wychowywała kilkanaście lat niepełnosprawną córkę. Było jej ciężko, ale nie opowiadała o tym dziennikarzom. I nikt o tym nie pisał. Wszyscy szanowali jej trudną historię, choć dziecka nigdy nie ukrywała przed światem. Dopiero gdy jej córka skończyła 18 lat, aktorka zdecydowała się opowiedzieć ich wspólną trudną historię. Z uwagą, delikatnością i mądrą perspektywą. Oczywiście bez prania brudów, plucia na męża, łez i rwania włosów z głowy. Ta gwiazda to Lucyna Malec, którą wszyscy kojarzymy z serialu „Na Wspólnej”. Można? Można!

PS. Intencjonalnie zdecydowaliśmy nie podawać imion i nazwisk polskich celebrytów w tym artykule. Pada tylko jedno, ale myślimy, że lubiana aktorka na pewno się na nas nie obrazi.