Go to content

„10 lat leczenia się z eks. Nie można być większą idiotką!”

fot. MesquitaFMS/istock

Nie wiem, czy adresatem tego tekstu powinny być tylko kobiety. Może wśród was, panów, też są kolekcjonerzy, którzy w swoim sercu mają miejsce dla dawnej partnerki. Nie malutkie miejsce, kawał miejsca, które już dawno powinno być zajęte. A jeśli nie zajęte, to chociaż oczyszczone z gruzu!

Opowiem wam historię, nie, to nie jest historia o rozgorączkowanej nastolatce, która wzdycha do faceta, który nic do niej nie czuje. Bo takie jest, jej święte, nastolatkowe prawo. To historia kobiety pracującej, świadomej siebie, o dość wysokim IQ, która z własnej woli została niewolnikiem własnej pamięci, choć obiekt dawno sobie poszedł i ułożył sobie życie.

Co ze mną nie tak, do diabła!

Kilka lat związku, kilka lat namiętności i chemii, która zapada w pamięć. Tysiące przegadanych godzin, filmów na kanapie, bliskości, wyjazdów, szczęścia. Ale później rozstanie. I okej, rozstaliśmy się. Rozeszliśmy. Zdrowy psychicznie człowiek spędza kilka miesięcy na lizaniu ran. Adios i do przodu.

A ja? Obsesja! Tęsknota wyrywająca serce. Ból taki, że chciałoby się być, jak ta dziewczyna w „Zakochanym pamięci” poddać się zabiegowi i wyciąć, zamazać nieznośne wspomnienia.

Porównywanie

Nie wiem dlaczego EKS po rozstaniu urósł do rozmiarów BOSKIEGO. Nikt mi nigdy nie położy tak głowy na brzuchu, nie powie do mnie tych słów w seksie, nie spojrzy, jak on, nie będzie tak pachniał. Nie będę miała takiego seksu. Koniec! Do emerytury będę kochać się klasycznie i nigdy już nie przeżyję czegoś takiego!

Zamiast wywalić drania z głowy, moja głowa chciała go tam trzymać. Żaden nie miał szans. Spotykałam na swojej drodze naprawdę dobrych i ciepłych facetów. Koniec, nic. Epizody.

W końcu zdecydowałam się na związek. Ale, na miłość boską, w głowie i tak miałam tamtego. Byle drobiazg z prędkością światła wracał mnie do przeszłości. Tam byliśmy, to przeżyliśmy, w tej szklance piliśmy, w tym hotelu spaliśmy, ten film oglądaliśmy.
GROZA!!!

Zamiast cieszyć się życiem, dusisz się od wspomnień. Zamiast budować przeszłość, grzebiesz na cmentarzu w poszukiwaniu kości. Właśnie, kości! Tam nie ma już tego ciepłego ciała, są kości i stare ciuchy!

Dusza tamtego gościa jest już gdzie indziej.

Iluzja

Mistrzostwo. Tak, to ty mówisz koleżankom, że należy się trzymać faktów. Ale jak to ma dotyczyć ciebie, tracisz rozum. Wszystko sprowadza się do kuriozalnego: on mnie na pewno kocha i pamięta. Przecież czegoś takiego nie da się zapomnieć. To niemożliwe. On mnie na pewno kocha, ale o tym nie wie. On zrozumie, pożałuje.

Fakty mówią, co innego. On ma nową kobietę, ożenił się z nią, nie ożenił, ma dzieci, nie ma. Nieważne! Nie jest z tobą i nie robi nic w tym kierunku, żeby być.

Kiedy zamieniłam się w wariatkę śledzącą go na FB (zawsze po pijaku!) , blokującą, odblokowującą go jakby od tego miał zależeć świat? Dżizas! Co we mnie wstąpiło. Równie dobrze można sobie otworzyć brzuch widelcem i próbować wyciągnąć wątrobę– ból i absurd ten sam. No i to sprawdzanie z kim jest i gdzie jest. Ładniejsza ode mnie, brzydsza. Mądrzejsza, głupsza. On jej nie kocha! To pewne. Nie wiem, czy istnieje większa idiotka niż zakochana kobieta. Zraniona kobieta. Kobieta, która się uparła.

I już kochasz tego, z kim jesteś, już doceniasz, ale i tak w środku Cię gniecie. Nie codziennie. Ale proszę, taki sen. Koniec, pozamiatane. Dzień z głowy. Przecież jeśli śnisz, to dlatego, że on też śni.

No słowo – znalazłam taki post na jednym z grup na FB. Dziewczyny śnią o eksach. Chcę znać prawdę– czy jakikolwiek facet śni o eks, z którą rozstał się już jakiś czas temu? Ilu ich jest?

Ja, przyznaję, pobiłam rekord. 10 lat. Oczywiście nie ciągle tak samo silnego bólu, ale absurdalnej jakiejś pamięci. Że nie mogłam oglądać jego zdjęć. Że bałam się go spotkać. Że jak ktoś znajomy mi o nim powiedział, waliło mi serce.

A potem obudziłam się któregoś dnia i pomyślałam, że ja chyba zwariowałam!!! Od dziewięciu lat jestem ze świetnym gościem, urodziłam mu dziecko, mamy rodzinę i milion lepszych rzeczy niż z tamtym. I po prostu marnuję czas. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że mogę być zgrzybiałą staruszką, która o lasce ciśnie na grób dawnego chłopaka i chlipie za życiem, które mogli razem mieć. No niedoczekanie po prostu!

I koniec, przeszło. Jak ręką odjął. Ale tyle zmarnowanych godzin, nocy i dni?
Tyle jakieś nieprzytomnego analizowania. A mogłam lepiej, mogłam inaczej, mogłam się odezwać, jak chciał pogadać, mogłam nie powiedzieć tego, co powiedziałam.

Tak, jestem idiotką.
Ale skończone.
Odzyskałam swoje serce.
Odzyskałam 100 proc wolność.

I to jest tak piękne, że chce mi się krzyczeć z radości.
Bo przyszłość jest ważna, ważne to, co dzisiaj. A nie jakaś cholerna przeszłość!