Go to content

Jak dobrze być singlem. Niedokończony obrazek

Fot. iStock

Nic nie zadziała, jeśli sami nie zaczniemy działać.
Maya Angelou

Pamiętam, jak żaliłam się mojej przyjaciółce Kate, która w zasadzie jest niczym Yoda, na brak drugiej połowy. Odpowiedziała mi: „Ależ, Cath, dwoje niepełnych ludzi nie stworzy zdrowego związku. Oboje muszą być kompletni”. Podtekst zadziałał na mnie jak wiadro lodowatej wody wylane na głowę pijanego.

Rzeczywiście byłam niepełna. Zdałam sobie sprawę, że można mnie porównać do obrazka, który został pokolorowany tylko w połowie. Kilka fragmentów pominęłam, bo byłam przekonana, że gdy ktoś się w moim życiu pojawi, jego kolory nałożą się na rysunek i go dopełnią.

Sądzę, że wielu z nas ma takie podejście. Mężczyzna, który nie nauczył się gotować ani prać, kobieta, która ma nadzieję, że przyszły mąż powściągnie jej zakupoholizm, ci, którzy wierzą, że przy kimś zaczną pilnować porządku, ci, którzy pragną podróżować, ale zaczną, jeśli znajdą odpowiedniego towarzysza, ci, którzy obiecują sobie, że gdy będą mieli z kim biegać, nareszcie zadbają o formę. Świadomie lub nie, nie kolorujemy się do końca. Czy można się dziwić, że czujemy się niekompletni?

Stawienie czoła temu, że jestem niedokończonym obrazkiem, było trudnym, ale kluczowym krokiem na drodze do wyjścia z uzależnienia od miłości.

DAWNE NASTAWIENIE: Nauczę się prowadzić, jak tylko zadomowię się w tym kraju/jak tylko będę planowała mieć dzieci.

NOWE NASTAWIENIE: Nauczę się prowadzić już teraz.

Na osiemnaste urodziny dostałam od mamy i ojczyma pięćset funtów oraz radę: „Nalegamy, żebyś wydała je na kurs jazdy”, więc wydałam je na łażenie po klubach, obcisłe spódniczki, cydr i Embassy Number 1. Za te pieniądze miałam kaca przez ponad rok. Sama korzyść.

Gdy miałam dwadzieścia trzy lata, przeprowadziłam się do Londynu, gdzie nie czułam ani potrzeby, ani chęci posiadania samochodu – w końcu pijana w sztok nie mogłabym usiąść za kółkiem. Krzywo patrzono też na pociąganie wina z butelki podczas jazdy wzdłuż krawężnika w celu wyrwania jakiegoś ciacha. Ale teraz nie tykam alkoholu, nie muszę kupować kusych kreacji Pineapple na balangi w klubach, nie ograniczam swoich ambicji do „zajmę się tym, jak już go poznam”, więc nareszcie uczę się prowadzić auto, co jest niesamowicie satysfakcjonujące. Nie powiem, idzie mi beznadziejnie – wczoraj w ramach niewolniczego przywiązania do nawigacji satelitarnej usiłowałam jechać ścieżką rowerową, poza tym stale próbuję wsiąść do samochodu z niewłaściwej strony – ale zamierzam stawać się w te klocki coraz lepsza.

DAWNE NASTAWIENIE: Nie ma pośpiechu, mój przyszły chłopak zawiesi mi ten obrazek.

NOWE NASTAWIENIE: Zrobię to sama.

Nie ma czegoś takiego jak zajęcie odpowiednie dla chłopców i zajęcie odpowiednie dla dziewczynek. Jest po prostu takie czy inne zajęcie. Zrozumiałam niedawno, że zawieszenie obrazka, zrobienie kopii zapasowej plików czy złożenie mebla do samodzielnego montażu nie wymagają penisa. Wystarczy mózg, jakieś narzędzia, bynajmniej nie miniaturowe ani różowe, może jeszcze YouTube. Na tej samej zasadzie można przyszyć guzik lub coś wyprasować, nawet jeśli nie ma się waginy, udusić coś na obiad, nie mając cycuszków, albo zmienić dom w przytulne gniazdko, nie dysponując nadmiarem estrogenu.

Odkrycie, że do uwolnienia słoika z dżemem truskawkowym od zakrętki wygiętej przez jakiegoś robota przemysłowego o sile terminatora potrzebuję nie mężczyzny, tylko gumki recepturki, znacznie zwiększyło moją wiarę we własne możliwości.

Może dla was było to oczywiste od niepamiętnych czasów, ale dla mnie równało się objawieniu. Zajęcia nie mają płci.

DAWNE NASTAWIENIE: Jak go poznam, to zacznę oszczędzać.

NOWE NASTAWIENIE: Zadbam o siebie z przyszłości.

Przez całe życie nawiedzało mnie czterech moich osobistych jeźdźców Apokalipsy: stany lękowe, alkohol, uzależnienie od miłości i pieniądze. Dziś dwóch pierwszych widzę już tylko w lusterku wstecznym, są zaledwie punkcikami na umykającej do tyłu drodze, a trzeciego ujarzmiam na tych oto stronach. Natomiast czwartego, pieniędzy, wciąż boję się bardziej niż ogni piekielnych.

W ekranizacji Władcy pierścieni jest scena, w której ścigani przez bezlitosnych Nazgûli hobbici kryją się w zagłębieniu pod korzeniami drzewa, trzęsąc się z przerażenia. Oddaje to mniej więcej mój stosunek do pieniędzy. „Kryć się! Ani pary z ust! Jeśli będę cicho jak mysz pod miotłą, nie znajdą mnie!” A złowrogi koń finansów tupie nade mną kopytami, skrobie nimi i rży.

Z tą grozą współżyje mój nonszalancki stosunek do środków płatniczych: „Juhuuu! Kupony zabawowe! Trzeba ich zużyć! Co, już się skończyły? Aaaaa!”. Powtarza się to ad infinitum. Zachowuję się jak Leonardo DiCaprio w Wilku z Wall Street, który krzyczy z zacumowanego jachtu: „Hej, patrzcie, co znalazłem w kieszeni!”, po czym wyciąga kolejne banknoty z grubego pliku i rzuca je na głowy przechodniów, jakby karmił ptaki.

Mamy z ojczymem taki prywatny żarcik. Kilka dni po wypłacie zadaje mi pytanie: „Udało ci się już wszystko przepuścić?”. Na co ja: „Jeszcze nie, ale jestem blisko”. Ojczym: „Dasz radę, wierzę w ciebie”.

Czyli kupony zabawowe. Pieniądze, które przelatują mi przez palce. Problem polega na tym, że nie jestem multimilionerką, tak naprawdę zarabiam jakąś jedną czwartą tego, co moi przyjaciele (prawnicy, księgowi… i jeszcze kilkoro prawników, i księgowych). Mimo to, jeśli wliczymy krótkie wypady, w zeszłym roku udało mi się cztery razy wybrać na wakacje, więc do nędzy mam jeszcze daleko.

Jak dobrze być singlem – Grey Catherine | Książka w Sklepie EMPIK.COM

Jak dobrze być singlem – Grey Catherine | Książka w Sklepie EMPIK.COM

Fragment książki „Jak dobrze być singlem” – Grey Catherine | Książka w Sklepie EMPIK.COM