Go to content

1917 – premiera DVD jednej z najbardziej tragicznych wojen!

Fot. Materiały prasowe

Wielkie wojenne widowisko na miarę „Dunkierki” i „Szeregowca Ryana”, które przybliża nam dramatyczne losy żołnierzy na froncie właśnie ukazała się na DVD. To kolejna obowiązkowa pozycja Monolith Video.

Sam Mendes, zdobywca Oscara za „American Beauty”, reżyser dwóch Bondów (SKYFALL i SPECTRE), który z artystycznego kina potrafi zrobić komercyjny hit, tym razem idzie na wojnę.  Dwaj brytyjscy szeregowcy Schofield i Blake, u schyłku Pierwszej Wojny Światowej otrzymują ogromnie ryzykowną misję, od której powodzenia zależy życie ich towarzyszy. Muszą przedrzeć się za linię wroga i przekazać rozkaz odwołujący atak, który w świetle nowych informacji nie ma najmniejszych szans powodzenia. Jeśli nie uda się wypełnić misji, niechybna śmierć czeka ponad 1600 żołnierzy, a wśród nich brata Blake’a.

Pomysł na historię, o której brytyjski filmowiec opowiada w „1917”, narodził się na skutek opowieści, którymi jego dziadek, Alfred H. Mendes, dzielił się z wnukiem, wspominając czasy, gdy jako starszy szeregowy brał udział w I wojnie światowej, spotykając wiele intrygujących osobowości. W 1917 roku Alfred miał dziewiętnaście lat i sam zgłosił się do wojska. Był jednak niskiego wzrostu, w rezultacie na front zachodni trafił w roli posłańca. Mgła unosiła się na ziemi niczyjej – obszarze niekontrolowanym ani przez państwa Osi, ani przez Ententę – prawie na wysokość dwóch metrów, dając młodemu sprinterowi osłonę przed atakami. Wróg go fizycznie nie widział, więc chłopak biegał tak, jakby jego życie od tego zależało. W trakcie wojny Alfred został mimo to postrzelony i potraktowany gazem bojowym, a po jej zakończeniu dowództwo odznaczyło go medalem za odwagę. W kolejnych latach mężczyzna osiadł na stałe w Indiach Zachodnich, gdzie się urodził, a tam spisał dla potomności swe pamiętniki.

Fot. Materiały prasowe

„Wielka Wojna zawsze mnie fascynowała, być może ze względu na dziadka, który mi o niej opowiadał, gdy byłem bardzo młody. A być może również z tego względu, że do tego momentu nie zdawałem sobie sprawy z tego, czym tak naprawdę jest wojna”, wspomina Sam Mendes. „Nasz film opowiada całkowicie fikcyjną historię, lec niektóre sceny i aspekty całości zostały zainspirowane opowieściami mojego dziadka, a także historiami, które zasłyszał od innych żołnierzy. Obraz młodego człowieka niosącego wieść z jednego ogarniętego wojną miejsca w drugie został we mnie na długie lata. Doszedłem w końcu do wniosku, że muszę o tym zrobić film”. Mendes spędził mnóstwo czasu na zbieraniu informacji na temat I wojny światowej, co zaprowadziło go między innymi do Imperialnego Muzeum Wojny w Londynie, gdzie zaczął mu się klarować fabularny rys „1917” – jako poruszającej opowieści o odwadze w obliczu największego terroru. Odkrył wtedy również, że większość działań wojennych rozgrywała się na relatywnie małym geograficznie obszarze, więc trudno było o dłuższe podróże między oddalonymi od siebie punktami.

Wizja Mendesa, wedle której „1917” wygląda tak, jakby cały film został nakręcony na jednym, bardzo długim ujęciu, sprawia, że widzowie zostają niejako zmuszeni do podróżowania wraz z głównymi bohaterami. Warto w tym miejscu nadmienić, że filmu nie nakręcono na jednym ujęciu, nie było to technicznie wykonalne, nie zmienia to faktu, że twórcy zrobili wszystko, by zachować wrażenie „wejścia” w świat przedstawiony na ekranie. Ekipa pod wodzą Mendesa i autora zdjęć Rogera Deakinsa kręciła długie, kilkuminutowe ujęcia tak, by w montażu można je było płynnie połączyć w jedną całość. A jako że wewnątrz scen nie następują żadne cięcia montażowe, widzowie nie będą mieli ani chwili oddechu, doświadczając niepokoju i przerażenia w podobny sposób co starsi szeregowi Schofield i Blake. Mendes pracował już z długimi ujęciami, w takim stylu nakręcił prolog „Spectre”, jednakże stworzenie w takim stylu całego filmu było znacznie trudniejszym wyzwaniem. „Nie znalazłem się jeszcze w sytuacji, w której kręcąc w dany dzień, powiedzmy poniedziałek, wiedziałem, że to, co zarejestrujemy w tenże poniedziałek na kamerze, wejdzie na 100% do finalnej wersji filmu”, mówi Mendes.

Takie podejście do ciągłości strony wizualnej wywołuje w widzu poczucie niemal namacalnego uczestnictwa w odysei głównych bohaterów, a także jeszcze mocniejsze doświadczenie emocji, które ci ludzie odczuwają. Film zachwyca zdjęciami, scenografią, muzyką i jest absolutnie obowiązkową pozycją dla wszystkich miłośników wielkich, epickich historii filmowych.

Fot. Materiały prasowe

https://www.cineman.pl/vods/vod.2186