Nie czuję się winna… Jestem po 40. mam męża i dorosłą córkę, mieszkam na wsi, a ludzie tu zaściankowi i pruderyjni.
Spodobał mi się żonaty sąsiad po 60. Wiedziałam że wpadłam mu w oko, bo po znajomości dostawałam fajne rabaty, a z czasem płaciłam za usługę tylko symbolicznie. Starałam się być wyjątkowo urocza w jego obecności wiedziałam, że to zaowocuje czymś dobrym dla mnie.
Z czasem zbliżyliśmy się do siebie na tyle, że zaczął mnie odwiedzać w pracy. Przynosił drobne upominki i gadaliśmy w nieskończoność. Wiem od dawna, że aby nawiązać dobry romans trzeba zaistnieć w głowie mężczyzny, w jego myślach, emocjach, bo to, co zaczyna się w głowie, jest trwalsze niż tylko samo zbliżenie fizyczne. Dlatego też starałam się rozbudzić w nim uczucia i tęsknotę za mną, a seks zostawić sobie jako wisienkę na torcie. Gdybym od razu się z nim przespała, to pewnie by uznał to za chwilową przygodę i zaraz zapomniał o mnie, a tak to mogło nas połączyć coś trwalszego, czego tak łatwo ktoś z zewnątrz nie zepsuje, nawet jego rodzina.
Nikt nie wiedział o naszych spotkaniach, już po kilku odwiedzinach owinęłam go sobie wokół palca, po prostu jadł mi z ręki. Zwierzał mi się ze wszystkiego, opowiadał o domu, dzieciach i wnukach, tak jakbym to ja była jego żoną i tak też się czułam. Ale nigdy nie wspomniał słowem o żonie, tak jakby ona nie istniała w jego życiu. Pewnie dzięki mojemu urokowi przestała dla niego istnieć.
Pomyślałam, dlaczego moja sąsiadka ma mieć najlepszego faceta na świecie, a ja nie. Jednak starałam się być niedostępna, żeby miał wrażenie, że mnie zdobywa, a nie ja jego. Mówiłam, że tak nie mogę, bo jesteśmy sąsiadami, znam jego rodzinę, no i mógłby być moim ojcem. Wtedy on jeszcze bardziej się starał, był bardzo delikatny, nie naciskał. A ja byłam miła jak nigdy w życiu, starałam się go oczarować emanującym ode mnie dobrem, chciałam żeby poznał mnie tylko z tej dobrej strony, byłam powściągliwa w okazywaniu złości, żeby go nie zrazić do siebie.
Udało mi się, był już mój, nawet o ty nie wiedząc. Zawładnęłam jego sercem, umysłem i ciałem, nie musiałam o nic prosić. Wystarczyło, że wspomniałam o czymś mimochodem lub uroniłam łzę, a on jak lew mnie bronił. Realizował moje plany, a znienawidził własną rodzinę – widać to było gołym okiem. Byłam już pewna, że ani dzieci, ani wnuki dla niego nic nie znaczą. Był tylko mój. Uzależnił się ode mnie, dzwonił i pisał kilkanaście razy dziennie, odwiedzał mnie każdego dnia. Czasem mijaliśmy się, jadąc samochodami, wtedy ja słałam mu najpiękniejszy uśmiech, jaki mogłam, a on mi machał ręką przeszczęśliwy. I o to mi chodziło. Miło jest mieć to uczucie, że jestem wszystkim.
Żyłam jak w bajce i myślałam, że tak już będzie na zawsze. Osiągnęłam to, co chciałam, a teraz to już tylko będę szczęśliwa i spełniona.
Chociaż jestem mężatką, w przeszłości zdarzało mi się spotykać z jakimś fajnym facetem, ale żaden nie był mi tak oddany i uległy jak ten, a nawet sam o tym nie wiedział. Byłam jego muzą i powierniczką, chodził jak w transie, a ja byłam jak magnes – zawsze do mnie ciągnął.
Nagle czar prysł, bo dowiedziały się o nas jego dorosłe dzieci. Zaczęły do mnie wydzwaniać, nachodzić mnie w pracy, obarczać winą za to, że ich ojciec znęca się nad całą rodziną. Wiedziałam że mój ukochany kiedyś był alkoholikiem i miał problem z przemocą, ale teraz nie widywałam go pijanego, a jego firma dobrze prosperowała i niczego rodzinie nie brakowało. Mieli ładny, zadbany dom, drogie samochody i co roku jeździli na wczasy, nawet zagraniczne.
A ja muszę pracować za najniższą krajową i nigdy nie byłam na wczasach, bo mój mąż nie chce, ciągle robi jakieś remonty i na wczasy już pieniędzy nie wystarcza. Jeszcze bezczelnie mi mówi „Kupiłem ci samochód, jaki chciałaś, a sam jeżdżę złomem, dom remontuję dla ciebie, na życie i opłaty kasę dostajesz, a ty wszystko, co zarobisz wydajesz na stroje, zabiegi upiększające i kosmetyki i jeszcze ci źle.” Jak on może mi wypominać każdy grosz, to jest zwyczajne świństwo. Ludzie tak nie robią, kobieta musi o siebie dbać, bo nikt by oka na niej nie zawiesił. A to że córkę utrzymuje na studiach, to jego obowiązek nie żadna łaska, przecież na świat się nie prosiła.
Przysięgłam sobie, że ja też kiedyś pojadę na fajne wczasy albo z siostrą, albo z jakimś fajnym facetem. Zresztą mój ukochany już mnie traktował jak księżniczkę kupował prezenty i komplementował, jak nikt nigdy w moim życiu, wiedziałam więc, że nie pożałowałby też dla mnie na jakiś zagraniczny wyjazd nad ciepłe wody. Najlepiej jak pojechalibyśmy gdzieś razem, tylko ta jego żona…
Nie miałam zamiaru przerwać tej pięknej przygody lubię adrenalinę i świadomość że jestem dla kogoś tak ważna, że poświęcił dla mnie swoją rodzinę żonę, dzieci, wnuki i dorobek całego życia. A jednocześnie mam własnego męża, córkę i miejsce, gdzie mogę wracać każdego dnie po cichych spotkaniach z ukochanym.
Niestety jego dzieci nie pozwoliły mi cieszyć się moim trofeum. Na początku mnie prosiły, a potem groziły, że wieś się dowie i będzie skandal, powiedzieli też o wszystkim mojemu mężowi i zrobił mi ogromną awanturę, chciał iść zabić sąsiada, bo ludzie się z niego śmiali. Musiałam błagać go na kolanach, aby tego nie robił, całowałam go po stopach, przysięgając, że sąsiad był u mnie z rok remu i już nic nas nie łączy.
Nawet nie mogłam oficjalnie korzystać z usług w firmie mojego ukochanego, musiał zlecać te prace swojemu pracownikowi gdyby mnie tam zobaczyli. Za to ja napuszczałam ukochanego na nich wszystkich, a on spełniał moje nawet niewypowiedziane życzenia, wystarczyło, że trochę się popłakałam, ubarwiłam fakty. Wiedziałam już, że zrobi dla mnie wszystko, bo kiedyś wystraszyłam się wizyty jego córki u mnie w sklepie, obawiałam się konfrontacji, zadzwoniłam do niego z płaczem, chociaż nic takiego się nie działo. Zjawił się natychmiast, jakby czekał na mój rozkaz, stanął w mojej obronie, nie pytając o nic. Widziałam, jakim wrogim wzrokiem na nią patrzył i jak agresywnie do niej mówił, chociaż była wtedy ze swoim małym dzieckiem. To zdarzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, jak bardzo jestem dla niego ważna.
Co im przeszkadzało, że ojciec poczuł się młodszy i szczęśliwy ze mną, niż był z ich matką, należy mu się coś od życia, nie tylko praca, rodzina i żona od wielu lat ta sama. Chociaż szczerze mówiąc to trochę zazdrościłam tej kobiecie wigoru i figury, bo 56 lat, a wygląda jak nastolatka, ale to zawsze stara żona, nie to, co ja. Zresztą mężczyzna w tym wieku to potrzebuje się dowartościować i mogli mu nie przeszkadzać, zresztą jego żona też podobała się mężczyznom, sama byłam świadkiem jak znajomi ją komplementowali, to mogła związać się z jakimś facetem i też by sobie użyła.
Ja chciałam tylko być doceniana przez kogoś, podziwiana, bo mąż już coraz rzadziej to robił. A ich ojciec ma prawo wybierać kobietę, z którą chce być, im nic do tego, przecież jest dorosły. Po długim czasie ich matka pewnie wyszła ze szpitala i wróciła do zdrowia, bo wyrzuciła mu rzeczy z domu i powiedziała, że pójdzie z torbami, bo on przyczynił się do rozpadu małżeństwa, zagroziła sądem. On mi się do tego nie przyznał, tylko wiem od sąsiadów, którzy byli tego świadkami. Jak mogła go tak potraktować, przecież mieli z nim tak dobrze, zawsze się chwalił, jaki jest dobry dla rodziny. A najgorsze to grożenie utratą firmy, bo to jakaś wspólność małżeńska. Byłam pewna że jakby przyszło u nich do rozwodu, to i tak my bylibyśmy wygrani, bo dom poszedł by na pół, firma jest na mojego ukochanego, to żona nie ma praw. Jakby co to żądalibyśmy od niej spłaty połowy domu i można by za to kupić niezłe mieszkanie.
Firma ma niezłe dochody, więc na pewno nie musiałabym dalej pracować za najniższą krajową jak do tej pory. Bez tej firmy to mój ukochany byłby nikim, za niedługo przejdzie na emeryturę, a to jakieś nędzne grosze. Z czego byśmy żyli, gdyby on stracił wszystko i ja zostałabym wyrzucona przez męża?
Teraz mój ukochany ani mnie nie odwiedza, ani się nie odzywa do mnie. Pewnie go zastraszyli. Przecież jego żona może sobie znaleźć innego faceta, jest atrakcyjna, mimo że dużo ode mnie starsza. Mój mąż już się trochę uspokoił, wybaczył mi wszystko, mogło dalej tak być, jak było, przecież mam prawo do szczęścia, nie muszę przejmować się innymi, bo oni nie przeżyją za mnie życia. Trzeba walczyć o swoje szczęście i ja to robię, a oni na mnie ludzi nastawili i wszyscy wytykają mnie palcami, wyzywają od dziwek itp., a mojego ukochanego nazywają sponsorem. Po prostu jestem zaradna, nie żadna dziwka ani modliszka.
Moja córka wie o wszystkim i wspiera mnie, bo wie, że mój ukochany zapewniłby nam lesze życie, niż jej ojciec, ma też znajomości, to jest szansa że załatwiłby jej jakąś godną pracę. Nie musiałaby po studiach trafić do sklepu i pracować za najniższą krajową, jak ja. Ja nie mam wykształcenia, to trudno, nie mam wyboru, bo zaszłam w ciążę w wieku 18 lat i skończyła się moja edukacja. A co innego ona, z wykształceniem pedagogicznym to z czyjąś pomocą może dostać dobrą posadkę, bo w dzisiejszych czasach bez protekcji nie ma na co liczyć.
Jesteśmy chyba przeklęte przez tych podłych sąsiadów. Ale ja się nie poddam, nawet jak ludzie będą na mnie pluli i tak będę walczyć o lepsze życie, bo jestem tego warta.
Powiedzcie sami że mam rację, bo wszędzie się mówi, pisze żeby nie przejmować się, co ludzie powiedzą tylko walczyć o własne szczęście, a wiem, że przy nim niczego by mi nie zabrakło. A tak to muszę mieszkać u teściowej i kłócić się z nią każdego dnia.