Minęły trzy lata, a ja dopiero teraz mam odwagę o tym mówić. Dopiero teraz przestałam się tego wstydzić. I wreszcie dopiero teraz jestem gotowa, żeby spróbować układać sobie życie od nowa.
Poznaliśmy się na wakacjach, w przepięknych okolicznościach przyrody. Spełniając swoje marzenie o podróży do Ameryki Południowej nie spodziewałam się, że spotkam tam miłość swojego życia. Od pierwszego wspólnego trekkingu wiedziałam, że to właśnie z Filipem będę chciała spędzić resztę życia. Był instruktorem. Z uśmiechem na ustach tłumaczył mi jak „łazić”, by nie skręcić sobie nogi i co zrobić, gdy pozornie brakuje Nam już sił. Po kilku dniach czułam, że nie jestem tam sama.
Oboje dużo podróżowaliśmy. Mieliśmy pracę, która wymagała od nas bycia w ruchu. Przez jakiś czas był to związek na odległość. Ciągle słyszałam, że to nie może się udać. Że wspólne podróże i życie we dwoje w trybie wakacyjnym to nie to samo co proza życia. Ale nadszedł czas na tę prozę życia i niewiele się zmieniło. Przestaliśmy żyć na walizkach, ale podróże dalej były na pierwszym planie. Wynajęliśmy mieszkanie na obrzeżach Wrocławia, głośno rozmawialiśmy o ślubie, sprzeczaliśmy się o to że ja wyrzucam obierki do zlewu a on używa jednego ręcznika do rąk, twarzy i po kąpieli.
Aż wreszcie czar prysł.
Nie podejrzewałam zdrady. Nie zostawał dłużej w pracy, nie stał się milczący, nie był mniej czuły. Tak po prostu pewnego dnia przy kolacji powiedział mi, że potrzebuje zmiany. Pierwsza moja myśl, jak każdej kobiety chyba w takiej sytuacji, brzmiała – ok. Mniej życia na walizkach, może dom, dziecko. Ale pomyliłam się. Usłyszałam że odchodzi.
Nie docierało do mnie. Nawet wtedy, gdy zostałam sama w wynajętym wspólnie mieszkaniu. Nie było kłótni. Nie było łez. Nie było tez żadnych wyjaśnień. On po prostu potrzebował zmiany.
Stanęłam na nogi po trzech miesiącach. Dzięki mojej przyjaciółce nie straciłam pracy. Pomogła mi znaleźć mniejsze mieszkanie w centrum miasta, pojechała ze mną na krótki urlop. Była o każdej porze dnia i nocy. Jestem przekonana, że bez niej nie dałabym rady. Ale odzyskałam siły.
Spotkaliśmy się z Filipem na obiad. Rozliczyliśmy do końca kwestie mieszkania, wyjazdów, zamknęliśmy sprawy. Dowiedziałam się, że jest z kimś. Z kobietą starsza ode mnie o 19 lat. Opowiadał o niej z takim uwielbieniem i ciepłem, że moje zagojone serducho pękło na nowo. Ale czułam, że jest szczęśliwy. Albo chciałam w to wierzyć, myśląc że będzie mi łatwiej. Czy była ładniejsza? Wolała koktajl z jarmużu na tarasie zamiast wina na plaży? Była bardziej szalona w łóżku? Bardziej doświadczona? Nie chciała dzieci? Nie oczekiwała?