Go to content

„Uwierzyłam, że jestem wartościową osobą”. Czego dowiedziałam się o sobie rok po rozwodzie?

Fot. iStock/gruizza

Rozwód. Na początku zawsze jest strasznie. No bo jak sobie poradzić, gdy jeszcze niedawno miałaś (być może) szczęśliwą rodzinę, wsparcie faceta, a teraz jesteś sama? Pustka dźwięczy w głowie. Albo przeciwnie – przerażające wizje przyszłości nie dają ci spokoju. Czy jeszcze kiedyś będzie dobrze? Czy ktoś cię pokocha? Czy dasz radę utrzymać dzieci? A jeśli zepsuje się pralka i woda zaleje sąsiadów? Jak przeżyć kolejny dzień, tydzień, miesiąc? Kim będę za rok?   Rozwódką. Ale czy szczęśliwą? To zależy od ciebie.

Monika, 36 lat, dwoje dzieci

Wiadomo, że rozwód to decyzja dwojga ludzi. Zawsze jednak jest tak, że ktoś musi powiedzieć pierwsze słowo. To było moje słowo. Rozstaliśmy się w zgodzie, choć nie obyło się bez gorszych i lepszych momentów po drodze. Bycie na co dzień samotną mamą dwóch wspaniałych córek nauczyło mnie cieszyć się każdym dniem. Doceniać te lepsze i wyciągać wnioski z tych gorszych. Rozstanie sprawiło, że doceniłam siebie, swoją wartość. Wierzę w siebie, stałam się odważniejsza. Chciałabym, aby moje córki wyrosły na silne i niezależne kobiety. Kto ma im pokazać, że to możliwe jak nie ja?

Zapisałam się na kurs języka francuskiego online. Spełniam marzenia. Rozwijam się. I nie jest to związane z większą ilością czasu bez męża. Wręcz przeciwnie, mam go dużo mniej, ale zdecydowanie lepiej potrafię go sobie zorganizować. Pogodnie patrzę w przyszłość. Nie widzę jej w czarnych barwach. Jestem dużo spokojniejsza niż gdy tkwiłam nieszczęśliwa w małżeństwie. Przekonałam się na własnej skórze, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci.

Iza, 23 lata, jedno dziecko

Wychowałam się w dziwnej rodzinie, w której brakowało szacunku. Rodzice się nie kochali, matka często powtarzała, że żałuje, że mnie urodziła. Chciałam bardzo szybko wydostać się z tego domu. Poznałam Piotrka i szybko zaszłam w ciążę. Było to w ostatniej klasie liceum. Nasi rodzice praktycznie zmusili nas do ślubu. Gdy na świecie pojawił się nasz syn, wszystko zaczęło się sypać. Był alkohol, awantury, czasem bicie. Znowu słyszałam to samo, co w domu – że do niczego się nie nadaję, że nic w życiu nie osiągnę, że jestem nikim. Zdecydowałam się odejść, ponieważ pomogła mi pani z pomocy społecznej. Ona jedna zobaczyła we mnie człowieka, a nie patologię. Dała mi ogromne wsparcie psychiczne.

Rozwód pozwolił mi uwierzyć, że jestem wartościową osobą. Że zasługuję na miłość i szacunek. Powoli też uczę się samodzielności, bo najpierw byłam pod opieką rodziców, potem męża. Niedawno dostałam swoją pierwszą pracę. Żyję z synkiem skromnie kątem u mojej ciotki, ale wiem, że to dopiero początek mojego nowego życia.

Klara, 34 lata, jedno dziecko

Nie ma znaczenia kto zawinił i dlaczego. Rozwód oznaczał dla mnie zamknięcie pewnego rozdziału i rozpoczęcie życia na nowo. Na swój sposób, wiadomo. Jako mama szkolniaka wiedziałam, że muszę stanąć w roli zarówno kobiety jak i mężczyzny. Chcę nauczyć go tego jakie są kobiety, jak je traktować z szacunkiem, jak o nie dbać i jak stworzyć w życiu wartościowy związek. Tego samego jednak muszę go nauczyć też z „męskiej” strony. Mój były mąż nie kwapi się, żeby zabrać syna choćby na piłkę, nauczyć go używać śrubokręta. Nie mówię już o wpajaniu mu pewnych zasad współżycia społecznego, tych dotyczących relacji damsko męskich itp. Nie mam wrażenia, że przegrałam swoje życie, choć inaczej wyobrażałam je sobie 6 lat temu witając Maksia na świecie.

Nie latam jak kot z pęcherzem, bywam u fryzjera, wychodzę na wino z koleżankami. Mam czas dla siebie, po to choćby, żeby mój syn wiedział, że tak musi być. Ale jestem przede wszystkim dla niego. Wspólnie jeździmy rowerami, zwiedzamy muzea, planujemy przyszłoroczną wyprawę w Tatry! jestem dla niego mamą i tatą. Wierzę, że uda mi się wychować wartościowego człowieka. A czas na samorealizację przyjdzie niebawem, jak tylko Maks trochę podrośnie.

Karolina 32 lata, troje dzieci

Z decyzją o rozwodzie nosiłam się jakieś dwa lata. Było między nami naprawdę źle. Zawsze w końcu rezygnowałam, bo on straszył mnie, że zabierze mi dzieci. Poświęciłam się rodzinie, nie pracowałam. Nie widziałam żadnych perspektyw. Odeszłam dopiero wtedy, gdy zaczął mnie zdradzać. Nie wiem, skąd znalazłam w sobie tę siłę, by wynieść się z dziećmi z domu i zacząć wszystko od nowa. Musiałam prosić znajomych i rodzinę o pomoc. Ktoś zajął się dziećmi, ktoś inny załatwił mi pracę. Harowałam od świtu do nocy – jak nie praca, to obowiązki domowe, dzieci, lekcje, zakupy. Po roku od rozwodu mogę śmiało stwierdzić, że my, kobiety, jesteśmy cholernie silne, gdy musimy. Żałuję, że dostrzegłam w sobie tej cechy wcześniej i tkwiłam w toksycznym związku z facetem, który traktował mnie jak popychadło. Czy jestem szczęśliwa? Jeszcze nie, ale jestem spokojna.

Przede wszystkim wiem już, czego na pewno w życiu nie chcę, jakich osób muszę unikać i na jakie zachowania nigdy nie powinnam się godzić.

I myślę, że to już naprawdę dużo.