Go to content

Zakochałam się do szaleństwa w facecie przez internet. Cudowny obłęd! Tylko że on nie potrafił kochać w realu!

fot. iStock

Czy możliwa jest miłość przez internet? Tak! Ale dlaczego to takie ekscytujące? Nigdy w życiu nie przeżywałam tak silnych emocji, jak wtedy gdy spotkałam Marka na portalu randkowym, na Sympatii. Najpierw spodobały mi się jego zdjęcia. Miał długie włosy związane w kitkę, męskie wyrzeźbione ramiona. Siedział na jachcie i zamyślony patrzył w dal. Napisaliśmy kilka słów, potem więcej. I w końcu wpadliśmy w obłęd. Pisaliśmy bez przerwy, jakby łączyły nas niewidzialne nici, identyczne pasje i myśli.

W tym pisaniu przez internet było bardzo … kolorowo i zaskakująco. Same niespodzianki. On przesyłał mi w nocy cudowne listy. Dostawałam je, jak tylko budziłam się nad ranem. Albo wysyłał mi zdjęcia ze swoimi córeczkami, jak gra z nimi w koszykówkę. Piękne, bo Marek jest zawodowym fotografem. Klikając w klawiaturę, opowiadaliśmy sobie, co lubimy robić w życiu i mówiliśmy o różnych nieszczęściach, które nas do tej pory spotkały. W końcu wyznaliśmy sobie błędy i winy przeszłego życia – ja, że miałam romans, a on, że zdradzał żonę z dziewczyną poznaną kiedyś w internecie. W końcu Marek napisał do mnie: „Wiesz, żadnej innej kobiecie nie opowiedziałem o sobie tak wiele”. Poczułam się wyjątkowa. A opowiadał naprawdę dużo! Że ma za sobą kilka prób samobójczych, że podciął sobie żyły, kiedy opuściła go ostatnia kobieta. Że sam dojechał wtedy na izbę przyjęć szpitala psychiatrycznego. Czułam dreszcze i strach, gdy to czytałam. Bałam się, a jednocześnie coś pchało mnie do tego faceta! Nie potrafiłam się powstrzymać. Mijały tygodnie.

Zwlekałam, nie chciałam się z nim spotkać w realu. Bałam się, że jak go zobaczę, że jak porozmawiamy, to czar natychmiast pryśnie. Był taki moment, że mieliśmy przerwę w tym pisaniu, gdy wylądowałam w szpitalu. Miałam operację i z powodu narkozy na trzy dni straciliśmy kontakt. O rany, co się działo, gdy odpaliłam znowu telefon!!! Znalazłam tam trzy pięknie spisane nocą długie listy, w których deklarował, że tęskni jak szalony.

Postanowiliśmy oboje zlikwidować konta na Sympatii

To miało dla nas znaczenie mocno symboliczne. Znaczyło: „Już z nikim innym nie chcę pisać, z nikim innym flirtować, tylko z Tobą, bo wybrałam Ciebie!”. Czułam, że musimy się spotkać, że nie ma innego wyjścia. Musimy zaryzykować. Pisałam mu: „Najwyżej, jeśli się sobie nie spodobamy, to trudno. Tak dobrze się rozumiemy, że zostaniemy przyjaciółmi”. Umówiliśmy się w parku na spacer wieczorem. Przyszłam i zobaczyłam skromnego, dość nieśmiałego faceta. Trochę dla mnie za niskiego. Trudno, pomyślałam. Rozmowa jednak fajnie i wartko nam się kleiła. Poszliśmy na wino, on mnie kokietował, rozpuścił burzę włosów, zdjął sweter, wyeksponował mięśnie. Tak, jednak podobał mi się.

Urzekło mnie to, że odprowadził mnie do domu. Przyszedł pod same drzwi i wtedy… choć to do mnie niepodobne, pocałowałam go pierwsza. Szał! Absolutnie cudownie całował.

Zostaliśmy parą

Widywaliśmy się niemal codziennie. Przyjeżdżałam do niego rano przed pracą, żebyśmy mogli się kochać. Powiem szczerze – to był mój najlepszy seks w życiu. Po raz pierwszy doświadczyłam jednoczesnego orgazmu, on doskonale wyczuwał ten moment, kiedy traciłam w łóżku nad sobą kontrolę i razem ze mną podążał na tej fali. Czułam się z Markiem związana, uzależniona. Natychmiast przedstawił mnie swoim córkom. Były rewelacyjne. Szybko poznałam też jego rodziców, którzy cieszyli się jak szaleni i mówili mi, że jestem taka normalna. Wydawało mi się, że Marek myśli o nas bardzo poważnie. W weekendy pakowaliśmy samochód i ruszaliśmy na jego działkę, na Mazury. W tygodniu oboje brzegiem Wisły jeździliśmy na rowerach. Było cudownie. On robił mi niespodzianki – ciągle kupował kwiaty bez okazji, dawał drobne prezenty. Czułam się jak nakręcona, jakby ktoś wlał w moje żyły nieprawdopodobną ilość energii. Nagle w ciągu dnia potrafiłam zrobić trzy, może nawet cztery razy rzeczy więcej. Wszystkie sprawy wydawały się po prostu łatwe. Mogłam spać pięć godzin, a i tak czułam się szczęśliwa, jakbym wpadła w amok. Po prostu zakochałam się, a w moich żyłach wirowały życiodajne endorfiny. Oszalałam!

Ale… właśnie zawsze musi być jakieś „ale”

Zaledwie po kilku miesiącach to szaleństwo i wzajemna fascynacja zaczęły powoli wygasać. Zauważyłam, że nie potrafimy spędzać czasu tak zwyczajnie – trochę ze sobą, a trochę jakby obok siebie. Nie potrafiliśmy na przykład siedzieć na Mazurach na werandzie i czytać książek obok siebie. Nie potrafiliśmy wspólnie ugotować obiadu. Nie umieliśmy razem sprzątać. Zawsze musiało dziać się coś niezwykłego, szalonego, z odpałem. A to wycieczka z odsłoniętym dachem i rozwiane włosy. A to nocowanie bez namiotu pod rozgwieżdżonym niebem. A to spontaniczny wyjazd na rowerach w nieznane.

Zaczęłam więc zastanawiać się, czy z tym człowiekiem da się prowadzić normalne życie. Bo on jak gotował, to tylko super wymyślne potrawy. Jak zabierał mnie w podróż, w Tatry w maju, to wręczał mi czekan. Było bardzo kolorowo, ale przecież we wspólnym życiu nie o to chodzi.

Kiedy zaczęła między nas wkradać się nuda…

Marek zapadał się w sobie i kompletnie przestawał się odzywać. Uciekał ode mnie, był nieobecny. No, po prostu nie potrafił normalnie żyć. Albo musiało być wszystko na haju, albo wpadał w czarną otchłań nic-nie-mówienia. W końcu odkryłam, że znów dużo czasu spędza w internecie. Nie chciał mi nigdy dać dostępu do swojego komputera. Próbowałam się tam jednak dostać i mówiłam mu na przykład, że akurat muszę skorzystać, bo koniecznie w tej chwili potrzebuję odpisać na maila. Dlatego stworzył mi na swoim laptopie oddzielne konto, więc nie mogłam zobaczyć, na jakie on strony wchodzi. Kobieta ma jednak intuicję, a ja czułam, że coś jest nie tak!

Kiedyś wyszedł do sklepu po drobne sprawunki. Zapomniał się wylogować

Wtedy odkryłam, że znowu rozmawia z kobietami przez internet. Jedna z nich była bardzo piękna, wręcz zjawiskowa. Rozmawiali sobie na komunikatorze dość niewinnie… o muzyce. Miała fantastyczne zdjęcia na swoim profilu – blondynka z krótką grzywką, duże błękitne lekko skośne oczy, filigranowa sylwetka. Bez przerwy z częstotliwością co godzinę podsyłali sobie linka z piosenką i pisali o gatunkach muzycznych oraz o tekstach. A od tego blisko do uczuć i nazywania siebie per: „Misiu” oraz wyznawania „samotności w obecny związku”, jak to określał Marek. Teraz wszystko stało się dla mnie jasne. To właśnie z tą kobietą mój ukochany flirtował. To z nią nawiązał więź. To z nią tak naprawdę był teraz blisko. To dlatego uciekał ode mnie!

Próbowałam z nim rozmawiać!

Jednak on dość chłodno powiedział, że już mnie nie kocha i nie chce ze mną być. Zwyczajnie, że to nie ma już sensu! Byłam w szoku, bo to był najbardziej barwny związek, jaki przeżyłam w życiu! Niczego nie mogłam wtedy zrozumieć. Dlaczego? Dlaczego? Te pytania kołatały się w mojej głowie. Dziś już nam odpowiedzi. Marek po prostu uciekał przed prawdziwą bliskością.

Nie umiał żyć normalnie. Potrzebował emocji, ekscytacji i takie rzeczy potrafił tylko odczuwać w bezpiecznej odległości, oddzielony od kobiety klawiaturą i monitorem ekranu. Polował na nie i umiał je wkręcać. Dziś wiem, że robił tak wiele razy, nie tylko ja oszalałam po drugiej stronie ekranu dla niego z miłości!

Dziewczyny, uważajcie!

Otwierajcie się na miłość, ale weźcie pod uwagę, że dziś coraz więcej facetów nie jest zdolnych do prawdziwych uczuć i zwykłego życia, takiego z – przytulaniem się wieczorami, wspólnym śmianiem się z gaf, radością z ugotowanego obiadu, nudnym spacerem z dziećmi na plac zabaw. Myślę, że takich gagatów będzie coraz więcej.