Doskonale znam stan, w którym teraz się znajdujesz. Masz ochotę go zabić, odpłacić mu się, zrobić coś, żeby popamiętał cię do końca życia. A z drugiej strony nieustannie sprawdzasz telefon, bo może jednak napisał. Może chce przeprosić, może żałuje? Nie, nie przyjmiesz go tak zaraz z otwartymi ramionami. Co to, to nie. Będziesz się opierać, będzie musiał cię błagać… Ale w duchu będziesz szczęśliwa, że wrócił.
To jest potwornie żenujące, jak my, kobiety same potrafimy nie mieć do siebie żadnego szacunku. Nawet jeśli facet okazał się totalnym dupkiem, my potrafimy całymi dniami zalewać się łzami i analizować różne scenariusze. Takie, gdzie wpada pod samochód i takie, gdzie stoi w progu z bukietem kwiatów. Tych drugich jest zawsze zdecydowanie więcej, choćby nie wiem jak facet zawinił i jakie świństwo nam zrobił. Nasze granice bardzo łatwo przesunąć i faceci doskonale o tym wiedzą. W naszej naturze po prostu leży chęć pojednania, miłość, potrzeba bliskości…
Przeżyłam to i doskonale wiem, jak to działa.
Mój partner zostawił mnie 3 lata temu. Odszedł, gdy dowiedziałam się, że ma kochankę. Mieliśmy wtedy 2-letnie dziecko. Byłam potwornie wściekła, kiedy odkryłam prawdę i gdy krzyczałam na niego na środku salonu, jakim to jest fiutkiem-kogutkiem, nie liczyłam się z konsekwencjami. Wrzeszczałam, że ma się wynosić, że go nienawidzę. Generalnie wszystko to, co wszystkie krzyczymy w takiej chwili. A nie żałujemy sobie. Oj, nie. Takie z nas chojraczki.
A on faktycznie spakował się i odszedł. I tak naprawdę dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, że bez niego jestem nikim. Oczywiście dalej byłam na niego wściekła, ale zaczęły pojawiać się myśli, że może to jednak była moja wina. Że może byłam kiepską kochanką, matką, partnerką, gospodynią. Może poświęcałam mu za mało czasu, może byłam za gruba?
Byłam zażenowana tym, że mimo jego zdrady i odejścia, tak bardzo pragnęłam, by wrócił. Byłam gotowa (po przeprosinach, rzecz jasna) schować moją dumę do kieszeni, a wraz z nią wszystkie moje wartości („nigdy nie wybaczę zdrady blabla”), by tylko nie być samej.
Tak, przeżyłam nawet ten żenujący etap błagania go, żeby wrócił. I z perspektywy czasu uważam, że wtedy właśnie, jako kobieta, sięgnęłam dna. Boże, co on musiał sobie o mnie pomyśleć. Nawet wtedy nie żałował, że odszedł od takiej kobiety bez krzty godności.
Rozumiem twoją sytuację, bo byłam w podobnej. Rozumiem, dlaczego zalewasz się łzami i boisz się przyszłości. Ja zostałam z małym dzieckiem w wynajmowanym mieszkaniu. Zarabiałam 2 tysiące, a wszystkie opłaty wynosiły 1950 zł. Z tą różnicą, że jeszcze dostawałam od byłego partnera alimenty, więc tu nie mogę złego słowa powiedzieć. Ale co z tego, skoro szybko straciłam pracę, bo dzieciak chorował i szef stracił do mnie cierpliwość?
Po jakichś 8 miesiącach opłakiwania byłego, snach, w których przychodził i mówił, że to była pomyłka, w końcu stanęłam na nogi. Trochę wstyd się przyznać, ale najpierw zmotywowała mnie… zemsta. Pomyślałam sobie – poszedłeś do innej/lepszej? No to patrz!