Nie jesteś tatą moich dzieci. W ogóle nie jesteś niczyim tatą i chyba nawet byś tego nie chciał. Przynajmniej na razie. To nie twoje święto, nie twój świat, a my nie wybraliśmy tej miłości. Ja – rozwódka z dwójką dzieci i ty – wolny ptak bez zobowiązań, bez pojęcia o tym jak wygląda rodzinne życie. Czy to się może udać? Ciągle nie wiem.
Za chwilę zamieszkamy razem. Znam cię. Rozmazany dżem na kanapie, mokry ręcznik zostawiony w łazience, wieczne kłótnie rodzeństwa… Będzie ci trudno się w tym odnaleźć. Coś, co jest moją codziennością, dla ciebie będzie absolutną nowością. Nie byłeś z nami od początku, nie znasz tego wszystkiego, nie wiesz jak reagować. Lubisz i szanujesz moje dzieci, z wzajemnością. Ale życie pod jednym, wspólnym dachem to inna rzeczywistość. Kosmos. Dla kogoś, kto jest przyzwyczajony do ciszy i spokoju, do życia wygodnego i w swoim tempie przeprowadzka do domu, w którym mieszkają dzieci to szok.
Nie, nie chcę, żeby moje dzieci mówiły do Ciebie „tato”. To się nie wydarzy. One maja tatę i ty w tę rolę po prostu nie wejdziesz. Nie ma takiej potrzeby. Ale chciałabym, żebyś był dla nich dobrym przyjacielem i rozsądnym opiekunem, kiedy cię o to poproszę. Żeby mogły się od ciebie czegoś nauczyć. I żebyś ty zrozumiał kilka rzeczy.
Widzę, jak uczysz się cierpliwości. Czasem bawi mnie twoje bezradne spojrzenie, kiedy w domu wybucha afera o klocki, wylany sok, o to, że ktoś wziął czyjąś tubkę z pastą do zębów, a ktoś inny usiadł na chwilę na nieswoim łóżku. Próbujesz zrozumieć, przypomnieć sobie jak to było, kiedy byłeś mały. Sam mi tłumaczysz, że przecież nic się nie stało. Wiem, że się starasz. Nie oczekuję od ciebie, że wejdziesz do tej rodziny i nagle wszystko zacznie do siebie pasować, a ty fantastycznie się w tym odnajdziesz.
Dajmy sobie czas. Dzieci cię znają i lubią, ale kiedy zamieszkasz z nami, wasze relacje się zmienią. Będziemy musieli wszyscy zbudować je na nowo. Zobaczycie się w sytuacjach codziennych, pojawią się napięcia, stres, zdenerwowanie.Dzieci są głośne, wymagają uwagi, chorują. Sprawiają, że zmieniamy plany, dopasowujemy się do nich. To wpłynie także na nasz związek, wiesz?
Nie proszę cię, żebyś je pokochał, zachwycił się nimi, żeby natychmiast stały się dla ciebie tak samo ważne jak dla mnie. Pragnę tylko, żeby wszystko działo się naturalnie, w swoim tempie. Żebyś rozumiał, że to dzieci…Tylko i aż.
Nie proszę, żebyś pomagał mi podejmować decyzje dotyczące ich wychowania, przynajmniej nie od razu. Ale będę potrzebowała porozmawiać, poradzić się ciebie. Dowiedzieć się jaki jest twój punkt widzenia. Nawet jeśli nie masz doświadczenia w byciu rodzicem, czasem to twoje „nierodzicielskie” spojrzenie bardzo mi pomaga, cenię je, wiesz? Ściągasz mnie na ziemię i sprawiasz, że dużo częściej niż kiedyś jestem rodzicem fajnym, a nie tylko bardzo opiekuńczym…
Proszę bądź ich przyjacielem i pomóż mi być dobrą matką. Wspieraj mnie w moich wysiłkach, a kiedy trzeba powiedz, jak to wszystko wygląda z boku. Potrzebuję tego. I proszę cię jeszcze, żebyś się nie bał tego, że czasem masz po prostu dość. Ja mam dość bardzo często. Nie czekaj, rozmawiaj ze mną o tym.
A przede wszystkim, bądź z nami, bądź ważną częścią nas, stwórzmy razem ten patchwork.
Czy to się może udać? Ciągle nie wiem. Ale wiem, że chcę spróbować. Kocham Cię. Kocham moje dzieci. Wierzę, że razem poskładamy jakoś tę układankę. Że z czasem wszyscy będziemy szczęśliwi.