Odbieram telefon, dzwoni B., ostatnio bardzo często dzwoni. Jej Piotruś jest gdzieś w połowie drogi do Nibylandii. To takie miejsce, które przez większość czasu jest wyspą. Wyspą, której nie da się odnaleźć na żadnej dorosłej mapie. Nie wiedzieć jednak dlaczego, od czasu do czasu, pojawia się w środku czyjegoś mieszkania, a wraz z nią Piotruś.
Mały, niesforny, życiowy głuptas. W dorosłych spodniach bez szelek, ale za to z w bardzo niedorosłych kapciach, które niosą go przez życie. Człap, człap – Piotruś przychodzi do B. albo M., może przyjść do każdej – wchodzi i uroczo się rozgląda. Dużo opowiada, marzy i lubi się poprzytulać. No dobra, Piotruś lubi, żeby to jego przytulano, jak każdy mały chłopiec. Ale to, co w Piotrusiu jest „najtrudniejsze”, to jego chcenie.
Bo Piotruś bardzo chce, ale jakoś wciąż mu nie wychodzi.
Każdy Piotruś (dla każdej swojej ukochanej B., M., czy innej A. i dla siebie) bardzo chciałby:
– nauczyć się czegoś nowego…
Na przykład zmywać po sobie naczynia. Robić zakupy, dotrzymywać obietnic i sprzątać swoje skarpetki z podłogi. Ale mu nie wychodzi.
Wieczny chłopiec lubi udawać nawet przed sobą. Niekorzystne okoliczności nigdy nie pozwolą mu wywiązać się z dorosłych zobowiązań. Obojętnie czy chodzi o sprzątnięcie łazienki czy opiekę nad dzieckiem. Nigdy nie bierze odpowiedzialności za swoje błędy – to zawsze jest „siła wyższa”.
– kochać tak, jak w filmach dla dorosłych…
Po męsku! Na rękach nosić. Tak bardzo by chciał, ale Piotruś mały jest, nie ma siły nosić takiej dorosłej baby. A chciałby o taaaaaaak mocno. Ale jak? Hmmm, tego Piotruś nie wie. Piotruś chciałby się tego dowiedzieć, tylko nie wie jak. A jak już się dowie i tak okaże się, że za mały jest przecież…
Ale bardzo się starał!
Wieczny chłopiec nie potrafi dojrzewać w miłości. Nie akceptuje innych sfer związku, niż te pozytywne i lekkie jak motylek. Kompromisy, problemy, kryzysy – to wszystko jest dla niego sygnałem do ucieczki. Piotruś Pan świadomie nie podejmie większego wysiłku.
– żeby nic się nie zmieniało albo było, jak kiedyś
Bo przecież mamy tyle lat, na ile się czujemy. A Piotruś czuje się wyśmienicie i chyba z każdym rokiem młodnieje.
Brawo, Piotrusiu!
Wieczny chłopiec lubi to, co ma. Bo jego styl życia i relacji z innymi jest bardzo wygodny. Piotruś czerpie z takich relacji jak najwięcej, jednocześnie nie ponosząc żadnych kosztów.
– spełnić swoje obietnice
To nie jest tak, że on nie chce, że zapomniał. Ale przecież na wszystko jest czas. Piotruś jest jeszcze taki młody. Ma dużo czasu. Nie lubi przejmować się na zapas zobowiązaniami. To psuje całą zabawę. A gdy Piotruś robi się smutny, to mu się odechciewa. I to nie jego wina!
Wieczny chłopiec racjonalizuje wszystko. Jest mistrzem, niepokonanym mistrzem. Chętnie oddaje się marzeniom, obiecując złote góry – niestety większość z tych marzeń, już na starcie jest spisana na starty. Piotruś często używa słów postaram się i spróbuję, zamiast „zrobię” i „zmienię”. Lubi mieć poczucie, że dał z siebie wszystko (wszystko to, co chciał dać), ale przecież każdemu czasem się nie udaje. Lubi, gdy inni się nad nim pochylają. Odpowiedzialność przerzuca na innych lub „złą karmę”. Wieczny chłopiec nie uczy się, nie wyciąga wniosków ze swoich porażek – tylko je sobie tłumaczy.
– nie kłamać
Ale on jest bardzo wrażliwy na kobiece łzy i drugiego człowieka. Dlatego, żeby nie sprawić jej zawodu, czasem kłamie, albo zgodzi się na coś, dla świętego spokoju – bo to święty człowiek jest, tyle dla miłość oddać, to dopiero gest. I najgorsze, że nikt go nie docenia.
– żeby go wreszcie doceniono
Bo biedaczyna zawsze po pewnym czasie, odkrywa, że padł ofiarą strasznej jędzy. Jak ona mogła? Przebrała się za dobrą wróżkę i zbawiła go cukierkami. I uwierzcie mi, wcale wtedy mu nie mówiła, że tych cukierków nie będzie na śniadanie każdego dnia (a Piotruś przecież myślał coś innego!).
Wieczny chłopiec lubi „odwracać kota ogonem”. Po mistrzowsku chowa się przed karcącymi spojrzeniami i rozliczaniem go z działania. Postawiony pod murem, ucieka. Jak każdy mały chłopiec, lubi bawić się bronią, ale nie potrafi z niej korzystać. Każdy Piotruś Pan bardzo dobrze udaje, ale gdy coś zaczyna burzyć jego bezpieczny i niezobowiązujący świat, z całych sił wieje przed konfrontacją.
W słuchawce B. opowiada, a z każdym słowem słychać, jak uchodzi z niej para i łzy. Bo ona bardzo chciała wierzyć swojemu Piotrusiowi. I nie tylko „chciała”. Uwierzyła, że już zawsze, i pięknie i na dobre i na złe, i razem za pięćdziesiąt lat w tym samym parku pójdą na spacer. I wiele lat krzyczała na siebie: „nie bądź taką zołzą, to tylko…”. Ale przez lata wszystkie „to-tylko” bardzo urosły, a B. miała ich już tyle zapakowanych do koszyka, który niosła, że zaczęła się przewracać. Poprosiła wtedy Piotrusia, żeby jej pomógł, ale on wcale nie chciał. Zaczęła podrzucać mu delikatnie „to-tylko” do plecaczka, gdy nie widział, ale on wyrzucał je na dywan i zaczynał tupać.
Ostatecznie po 8 latach, jednej ciąży, kilku awanturach „na serio” i demonstracyjnym rozsypaniu klocków Piotrusia pod domowym śmietnikiem, odeszła. Zostawiła mu wszystkie „to-tylki” i stwierdziła, że jest dla niego zwyczajnie za stara, bo chciałaby się rano napić kawy, a nie robić mu kakao. Szkoda jej tylko tych ośmiu lat. Bo gdyby od początku Piotruś nie udawał, że chce być dorosły, już dawno byłaby gdzie indziej.
Szanowny Piotrusiu,
piszę dzisiaj do ciebie w imieniu wszystkich kobiet. Nie będę cię prosić, żebyś wydoroślał – oboje wiemy, że to prędko się nie zdarzy, ale proszę przestań udawać dorosłego. Nawet nie wiesz, ile razy podeptałeś czyjąś przyszłość.