Zadzwoniła do mnie w nocy, z trudem hamując łzy. W takich sytuacjach rzadko przychodzą nam do głowy jakieś mądre słowa pocieszenia. Możemy tylko słuchać. Co powiedziała? Że nie jest już kobietą, że straciła swój seksapil, że nigdy nie zrozumie jak on mógł jej to zrobić. Kolejna smutna historia zdrady? Nie.
Ale czekałam na nią od rana, przekonana, że zdradził. Co innego mogłoby się wydarzyć? Przygotowałam paczkę chusteczek i dwa identyczne kubki. Te kubki, oba niebieskie, miały znaczyć, że jestem z nią. A paczka chusteczek, że łzy dozwolone, że może czuć się tu bezpiecznie, bo najwyraźniej ktoś jej to poczucie bezpieczeństwa odebrał. Wpadła wczesnym popołudniem, zmęczona, z opuchniętymi powiekami, skrytymi za wielkimi ciemnymi okularami. Zdjęła je zaraz i odłożyła na stoliku, stukając o blat długimi paznokciami. Mimo całego tego bólu i cierpienia, jakie ewidentnie przeżywała, wyglądała jak zwykle kobieco i pięknie. Ten nienachalny erotyzm miała w sobie od zawsze. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu, potem popłynęły słowa.
Czuła to od dawna, bo od kilku miesięcy unikał wspólnego łóżka, bliskości bardziej intymnej niż ta między dwojgiem przyjaciół, którzy postanowili ze sobą zamieszkać. Zasypiania tuż obok, dotyku jej dłoni, zauważania, że to dla niego, ta nowa, delikatna jak mgiełka koszulka. Wiedziała, że musi być ktoś inny, że on nie podąża za nią jak kiedyś, spojrzeniem wiernym i namiętnym. Czyli, jest ta trzecia.
„Więc zdradził” – pomyślałam od razu. Ale to nie tak. Bo jest „ta trzecia”, ale jest i czwarta i piąta i setna. I blondynka i brunetka. I delikatna, uległa. I dominująca, piękna i gotowa na wszystko. A najwięcej tych wulgarnych, przerysowanych. Czy to jest zdrada? Przecież nie ma tu nikogo konkretnego, żadne uczucie nie wchodzi w grę. To tylko film. A właściwie dziesiątki, a może nawet setki filmów pornograficznych na jego komputerze, ulubione foldery, „gwiazdki”, motywy i kategorie. Odkryte przypadkiem, kiedy chciała coś sprawdzić, a jej laptop stał już spakowany do pracy.
I pat. Kompletna bezradność. Bo jak się z tym skonfrontować? Z fikcją, filmem, z jego „sam na sam” z aktorkami porno? Z obrazkami, którym raczej nie dorówna. I jeszcze to, że jeśli nawet odbudują swoją intymność, te jego filmy zostaną między nimi. Bo ona będzie się zastanawiać, czy on musi o nich myśleć, żeby pójść z nią do łóżka.
Odkrycie, że jej ciało mu „nie wystarcza”, że nie jest „wystarczająco dobra” boli, jak mało co. W głowie ma teraz tylko fragmenty tych filmów i przekonanie, że tego co na nich zobaczył ona mu dać nie może. A może jest z nią z litości? A może z wygody, a miłosnych uniesień szukać już będzie zawsze po tamtej stronie ekranu? Płakała, krzyczała: „Czego mi brakuje?!”. Żądała prawdy: „Od kiedy to trwa? Kiedy to robisz?”. I nie chciała uwierzyć w zapewnienie, że on ją kocha, że dla niego jest piękna, pociągająca. No bo jak uwierzyć, skoro on woli filmy?
Wypiłyśmy nie jeden, ale trzy kubki herbaty. Nie umiałam doradzić, słuchałam i patrzyłam tylko, jak jej pewność siebie znika, pojawia się (kiedy grozi mu rozstaniem) i znowu znika (gdy głośno zastanawia się, co z nią jest nie tak).
Wieczorem siadam do komputera i czytam setki podobnych opowieści. Fora internetowe pełne są wpisów zranionych, rozedrganych i drżących o to swoje poczucie erotycznej wartości kobiet. Proszą o rady, katują się opisami swojego mniej lub bardziej udanego pożycia, które miały zanim „to” odkryły. I choć żadna nie przyznaje się wprost, gdzieś między wierszami czuję, że śledzą każdy krok swojego partnera w Internecie. „Czy to znaczy, że już go nie podniecam? Czy to znaczy, że staram się za mało? Czy powinnam się na to godzić?” piszą zamieniając się w wielkie, kruche jak słomki znaki zapytania. Szukają zapewnienia, że to nie z nimi coś jest nie tak, że to nie po ich stronie leży „wina”. A bezpardonowe odpowiedzi psują cały ten delikatny efekt, zabijają „romantyczną otoczkę. „Daj spokój, masz wydumane problemy, każdy facet ogląda porno” – pisze Jacek78. Czy Jacek byłby cię w stanie zrozumieć, Przyjaciółko, z którą wypiłam trzy kubki hebaty? Nie sądzę.
Czy „to” jest zdradą? Nie wiem, chyba nie. Ale rozumiem kobiety, które w takich sytuacjach czują się zdradzone, oszukane, niewystarczające. Nie pojmuję jednak tego, co dzieje się w ich głowach dalej, tej nieuchronnej autodestrukcji. Poszukiwania w sobie błędów i niedostatków, spisywania swojego ciała na straty. Kochane, z wami naprawdę wszystko jest OK. Gdyby tak w jakiś magiczny sposób pozbyć się tego cholernego braku wiary we własną atrakcyjność? Gdyby odrzucić to oddanie i ugrzecznienie w sypialni, przekonanie, że DLA NIEGO musimy się starać ze wszystkich sił, bo inaczej znajdzie inną, lepszą…? Czy wtedy takie „odkrycia” nie bolałyby mniej?
Przyjaciółko, nie starasz się „za mało”. Nie musisz się na „to” godzić, nie musisz przymykać oczu i znosić tej przykrej dla ciebie świadomości. Ale zdecydowanie powinnaś nauczyć się o „tym” rozmawiać bez emocji. Wiedz jedno, jeśli twoje ciało na niego „nie działa”, jeśli zamiast zadbać o ciebie, wybiera świat sztucznych doznań, problem jest w nim. Jeśli go kochasz, spróbuj pomóc. Tyle.