„Pomocy, mój mąż ogląda filmy pornograficzne” – dla wielu kobiet to dramat, wiele z nich zupełnie nie akceptuje obecności pornografii w swoim związku. Czy jest się czego obawiać, czy oglądanie treści pornograficznych można uznać za zdradę? Odejść czy zostać, kiedy partnera podnieca tylko pornografia? O tym wszystkim rozmawiamy – jak sam o sobie mówi – z dinozaurem polskiej seksuolgii dr. n. med. Markiem Marcyniakiem.
Ewa Raczyńska: Dla kobiet pornografia to dość trudny temat, trudno nam zaakceptować fakt, że partner oglądała filmy pornograficzne.
dr n.med. Marek Marcyniak: Pornografia w związku partnerskim to zagadnienie skomplikowane i wielopłaszczyznowe. Tak naprawdę wszystko zależy od tego jak partnerzy traktują pornografię. Są kobiety i tych jest rzeczywiście dużo, które oglądanie pornografii przez współpartnera odbierają jako zdradę. Uważają, że to one nie są dostatecznie atrakcyjne dla swoich partnerów i ci muszą szukać podniety, bodźca erotycznego w pornografii. W podobny sposób podchodzą do tego mężczyźni, choć są bardziej tolerancyjni, kiedy to ich partnerka ogląda pornografię, w większości jednak rzadko to tolerują. Pytają: To co ja ci się już nie podobam. Ja już ci nie wystarczam, nie możesz na mnie popatrzeć. I tak dalej.
Ale są takie układy partnerskie, które dzięki pornografii istnieją. W tych związkach partnerzy sobie spowszednieli, znudzili się sobą, już się opatrzyli, zobojętnieli wzajemnie na swoja fizyczność, nie są dla siebie atrakcyjni. Ich współżycie to dla nich rutyna, seks traktowany jest mechanicznie. Nie podniecają już siebie nawzajem, więc oglądają treści pornograficzne i to ich fascynuje. Trzeba jednak podkreślić, że to nie jest prawidłowe realizowanie seksualności, bo oni nie kochają się ze sobą tylko z wyobrażeniami wyniesionymi z filmów pornograficznych. W takiej sytuacje partnerzy traktują siebie już czysto instrumentalnie: on jest dla niej jak wibrator, a ona jak dmuchana lala z sex shopu.
Poza tym pornografia jest w tej chwili bardzo powszechna, ogólnie dostępna, chociażby w internecie możemy bez żadnego problemu znaleźć twardą pornografię.
O dziwo nasza rodzima pornografia siermiężna, pszenno – buraczana cieszy się bardzo dużą popularnością na zachodzie, jak i na wschodzie.
To mnie pan zaskoczył, chyba nigdy nie oglądałam polskiej pornografii.
A widzi pani, warto do niej sięgnąć. Wiadomo, że niemieckie produkcje są ciężkie, wyzute z romantyzmu. Francuska pornografia jest z kolei przeromantyzowana, angielska – to rutynowe działania. We wszystkich tych zachodnich produkcjach występują profesjonaliści, którzy się nie angażują, robią to za pieniądze i zależy im, by jak najszybciej nakręcić ileś tam kadrów. Natomiast polska pornografia bazuje na naturszczykach, na młodych ludziach, którzy występują oczywiście dla zysków finansowych. Ale są to ludzie, którzy robią to w sposób spontaniczny i naturalny. To są ludzie, którzy się wstydzą, rumienią się, demonstrują swoje zażenowanie, kiedy muszą się rozebrać To jest pełne uroku, co oczywiście nie zmienia faktu, że jest to w najczystszej formie pornografia, która jednak jest bardzo pozytywnie odbierana na zachodzie, a Japonia się w niej lubuje, zwłaszcza, gdy występują w filmach młodzi ludzie, którzy nie są profesjonalistami.
Ale my jednak nadal jesteśmy bardzo pruderyjnie jeśli chodzi o seks, choć trochę się to zmienia.
Trochę z tej pruderii zaczynamy się wyzwalać, jednak nie bardzo nam to wychodzi. No cóż, nasze władze ustosunkowują się do pornografii negatywnie. Później mamy kler, który zdecydowanie pornografię potępia, bo jest obrzydliwa, grzeszna i z tego trzeba się spowiadać, trzeba zadawać surowe pokuty za oglądanie czegoś takiego.
A przecież pornografia istnieje od zawsze. Wszystkie te sławne rzeźby rysunki naskalne z Leskaux przedstawiające mężczyzn z wzwiedzionymi członkami z czasów prehistorycznych, czy później w kulturze starożytnej Grecji, Babilonu, Egiptu pornografia była na porządku dziennym. We wszystkich okresach historii pornografia była obecna, co więcej była czymś poszukiwanym, nabywanym, podziwianym i tak jest po dziś dzień. Różnice w odbiorze pornografii to efekt nastawienia zwierzchności w sensie władzy i episkopatu.
Tylko jak swobodnie rozmawiać o seksie, kiedy nasze słownictwo jest ubogie. Łatwiej obejrzeć film, niż powiedzieć partnerowi jakie są moje fantazje.
Tak, z tym słownictwem niestety tak jest. Dlatego też u nas o seksie się nie rozmawia. Rozmawianie o seksie jest grzeszne, słownictwo niesłychanie ubogie i często trudno wyrazić to, co by się chciało. A poza tym wstyd, no bo jak to… Lepiej po cichu obejrzeć film, albo przerzucić karteczki jakiegoś czasopisma.
Ale trzeba pamiętać, że istnieje pornografia słowna. Przecież w naszej rodzimej literaturze jest mnóstwo pornograficznej twórczości. Wystarczy zajrzeć do fantastycznej książki Sekscytacje pod redakcją Andrzeja Możdżonka, gdzie można przeczytać, co pisał już Kochanowski, Morsztyn, czy później hrabia Fredro, Boy-Żeleński. Przecież nasza noblistka Szymborska uwielbiała limeryki, o których wiadomo, że im bardziej sprośny tym lepszy. Limeryk, aby był dobry musi być straszliwie nieprzyzwoity. Szymborska u siebie w domu urządzała konkursy – podawało hasło, do którego goście układali limeryki. Ten, kto ułożył najbardziej sprośny dostawał nagrodę.
Jednak my rzadko myślimy o pornografii w ten sposób, częściej traktujemy ją jako szkodliwą dla związku.
Przyjmuje się twierdzenie skądinąd słuszne, że pornografia w 88% jest dla mężczyzn. W tych filmach kobieta traktowana jest czysto instrumentalnie. Jest przedmiotem. W takich treściach pornograficznych to mężczyzna szuka zaspokojenia, więc eksponowana jest głównie kobieta, jej ciało, jej genitalia, reakcje, wyraz twarzy, biust wypięte pośladki. To ona dostaje tego klapsa w pupę, co ma ją doprowadzić do jeszcze większej ekscytacji. I tak tutaj nie ma sprawiedliwości.
Trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że pornografia jest dla osób świadomych, dla ludzi dojrzałych, którzy wiedzą jak ją traktować i jakie z niej czerpać korzyści dla swojego związku. Oczywiście niedobrze jeśli partnerzy bazują na podnieceniu osiąganym tylko przez pornografię. Jeśli nie podniecają się nawzajem swoim widokiem, dotykiem, zapachem, jeżeli tego im za mało, trudno niech się podeprą pornografią, ale niech nie traktują jej jako jedyny sposób na realizację bliskości.
Przy czym trzeba pamiętać, że pornografia absolutnie nie jest dla młodzieży, która odbiera ją opatrznie, czerpie niewłaściwe wzorce, które może realizować później w swoim dorosłym życiu.
A w pornografii jako takiej nie ma nic strasznego, jeśli ogląda ją właściwa osoba. Ja sam mam wiele książek traktujących o pornografii – chociażby komiksy pornograficzne.
Ale jeśli kobieta jednak rozpacza, że jej mąż ogląda filmy pornograficzne?
To wówczas jest to dla niej koniec świata i ewidentna zdrada. On ją zdradza z osobą występującą w filmie pornograficznym.
Naprawdę powinna traktować to jak zdradę?
Partnerka spowszedniała, stała się zwykła, codzienna taka. A w pornografii działa urok nowości. On jest moim zdaniem najpotężniejszym afrodyzjakiem, bo to co nowe, co świeże, jeszcze niepoznane to pociąga. A do tego jeszcze dochodzi pokusa owocu zakazanego, bo pornografia to grzech i taki mężczyzna myśli: ja sobie ten grzech popełnię, bo mnie to podnieca.
Ale dla kobiety w większości przypadków jest to wielka osobista tragedia. Często równoznaczna z sytuacją, kiedy mąż masturbuje się w łazience zamiast zająć się nią. Kobiety przychodzą do mnie i płaczą, mówią: jeśli on chce się masturbować, to niech sam mi o tym powie, a ja mu podam pomocną dłoń, ja mu to zrobię. Jeżeli to jest dla niego forma zaspokojenia, to ich on mnie też w to włączy, bo chcę uczestniczyć w pełni w jego życiu. I to samo jest z pornografią. To tak, jakby mężczyzna wyszedł wieczorową porą, spotkał uliczną kobietę i w bramie zrealizował to, co mu było w danym momencie potrzebne.
Mężczyzna ogląda treści pornograficzne, bo nie czuje podniecenia w związku?
On może nie czuć podniecenia w związku to raz, ale może to być uwarunkowane jego cechami osobowości. Często jest to po prostu typ infantylny, któremu utrwalił się proces masturbacji i oglądania pornografii, więc wybiera tę drogę zaspokojenia. Bo dla niego problem to wysiłek, który musi włożyć, by doszło do zbliżenia z partnerką. Bo trzeba się przygotować, stworzyć aurę, ogolić się, umyć zęby użyć dezodorantu, już nie mówiąc o zapaleniu świec, o których, kiedy słyszę to kipię ze złości, bo według kolorowych pism wygląda to tak: Zapal świecie a przeżyjesz piękny seks. Ja bym takim paniom piszącym doradził, żeby inny użytek zrobiły z tych świec, a nie mówiły takich bredni, bo czynią wodę z mózgu czytelniczkom.
Ale dla takiego infantylnego mężczyzny te ceregiele, to jest niepotrzebna fatyga: jakaś gra wstępna, nie wszystko od razu, trzeba jednak poczekać na to zaspokojenie. A tak on zna swój organizm, ma utrwalony stereotyp swoich reakcji i jak to mówi młodzież: trzy ruchy i suchy – on już jest zaspokojony, szczęśliwy i nie musi się starać. Takich układów partnerskich znam naprawdę sporo, to w związkach z takimi mężczyznami kobiety rozpaczają, jeżeli im jeszcze na partnerze zależy, bo jeśli nie zależy to po prostu odchodzą.
Marek Marcyniak – dr nauk medycznych, seksuolog, ginekolog położnik, jak sam o sobie mówi: dinozaur polskiej seksuologii