W niedzielę mail: Czytam te wasze histeryczne historie o romansach i nie rozumiem. Czy ja jestem jakaś inna? Czy te listy piszą nastolatki. Od pięciu lat mam romans z żonatym facetem. Jestem mężatką, mam dwoje dzieci. Mój drugi partner, bo właściwie tak już o nim mówię, też ma dzieci. Pasuje nam taki układ.
Odpisuję: To wyrachowanie czy poukładanie?
Odpowiedź: Poukładanie.
Monika (bo tak ma na imię autorka listu) pisze: Dużo znam kobiet, które mają albo miały romanse. Tak, część z nich zakochuje się, niszczy rodzinę, małżeństwo, niektóre nie potrafią zdecydować, więc częściej są załamane, nieobecne emocjonalnie niż szczęśliwe. Ja wychodzę z założenia – romans jest tylko po to, żeby dać radość, każdy inny nie ma sensu. Oddzielam swoje dwa życia. On, mój kochanek też oddziela.
Ja żona i matka
Poukładany dom – to mogę powiedzieć o swojej rodzinie. Lubię męża, gdyby tak nie było, być może bym się z nim rozwiodła. Ale na pewno też tego nie mogę wiedzieć, bo mamy dom, ogromny kredyt, opiekujemy się swoimi rodzicami. No i dzieci. Gdybym chciała rozwieść musiałabym w jakimś sensie zrezygnować z dzieci – mąż jest z nimi bardzo związany i chciałby opieki pół na pół. A ja nie mogłabym powiedzieć: „nie”. Nasze życie nie jest żadnym dramatem. Już nie. Od kiedy mam kogoś, przestałam od mojego męża oczekiwać, że w końcu stworzę go na wzór swoich marzeń. Przestałam robić awantury, że jest nieczuły, trudny, egoistyczny. Jest jaki jest. „Nie pasuje ci – poszukaj kogoś kto zaspokoi twoje wygórowane potrzeby” – potrafił krzyknąć do mnie. Nie pasowało mi, więc znalazłam.
W nocy śpimy w tym samym łóżku, pod dwiema różnymi kołdrami. Zdarza się, że zasnę w pokoju córki i obudzę się w nim rano. On nigdy nie przychodzi spytać czy idę do łóżka. Ale rano pijemy wspólnie kawę, śmiejemy się przy śniadaniu komentując polityczne wydarzenia, albo denerwujemy się. W niedzielę byliśmy razem z dziećmi na manifestacji. W naszym domu pachnie ciastem i choinką. W weekend piekliśmy pierniki. Mamy kota i świnkę morską. Na Sylwestra jedziemy ze znajomymi w góry. Gdy mąż ma problemy w firmie – dzwoni do mnie. Jestem jego powierniczką, myślę, że osiągnął sukces zawodowy dzięki mnie i mojemu wsparciu.
Co jest więc nie tak? Nie tak jest seks, który zawsze był średni. Nie tak jest życie, jak para kumpli. Nie tak jest brak czułości, chłód emocjonalny. Nie chciałam tak się zestarzeć – samotnie, pod własną kołdrą, niedotykana i niekochana jak kobieta.
– Jak wyglądam?
– No normalnie wyglądasz?
– Ale ładnie?
– No normalnie mówię.
Tak mniej więcej zawsze wyglądały dialogi dotyczące mojego wyglądu, tego jak mam wyjść ubrana, co mam zrobić. Najśmieszniejsze jest to, że on mi mówi, że mnie kocha. Może po prostu miłość bywa różna. Niestety, on mnie kocha w sposób którego nie jestem w stanie zaakceptować.
Ale nie chcę się rozwodzić, bo za dużo zbudowałam. Bo dzieci. Bo wciąż jest mi bliski. Bo może na starość właśnie się odnajdziemy? Kto wie?
Ja kochanka
Oboje spotkaliśmy się w kryzysie. Mnie umarła mama, on był klasycznym pracoholikiem, wyczerpanym pędem. Dwoje zmęczonych, z czterdziestką na karku. Nie poszliśmy od razu do łóżka, nie oszaleliśmy dla siebie. Spotkanie na płaszczyźnie zawodowej, wspólny projekt. Przez dwa miesiące chyba flirtowaliśmy. Bez zobowiązań. Potem zaczęliśmy do siebie pisać. Mój mąż nigdy do mnie w ciągu dnia nie dzwoni, on przejął tę rolę. Potrafiłam przegadać z nim całą drogą do pracy (40 minut). Opowiadałam mu co robi szef i dlaczego nie lubię koleżanki. Rozumiał mnie, słuchał. Nie radził – mój mąż zawsze radził.
Pierwszy seks. Hotel. Pod miastem. Ja powiedziałam, że jadę w delegację, on powiedział to samo. Nie spaliśmy całą noc. Rano zjedliśmy hotelowe śniadanie. Poczułam się kobietą. No sama rozumiesz. Kobietą. Pożądaną.
Nie czułam, że zdradziłam. Nie można zdradzić kogoś kto cię nie dotyka. Bardziej potem miałam poczucie, że zdradzam jego. Ale też bez przesady. Nagle poczułam, że jestem po prostu sobą, a oni dwaj tworzą mojego idealnego partnera.
„Dlaczego to zrobiłeś? – spytałam jego.
„Bo się w tobie zakochałem, jesteś drugą kobietą po mojej żonie w której się zakochałem”.
Więcej słów nie było. Czasem może. O innym życiu, razem. Raczej żartem, i w łóżku.
Kiedyś nie wierzyłam, że ludzie robią to w pokojach hotelowych. Że uciekają na lunch, a tak naprawdę uprawiają seks. Że tak bardzo potrafią się podzielić. Że mają dobry dom, a jednocześnie mają namiętność gdzie indziej. I że to nie musi się wykluczać.
Ale nie chodzi o seks. Bo nie spotykamy się tak często. Bo mam dwoje dzieci, on ma dwoje dzieci. Ale codziennie rozmawiamy przez telefon, dużo do siebie piszemy.
„Z nikim tak nie rozmawiam jak z tobą” mówi on. I ja mówię wierzę. Bo ja też tak nie rozmawiam.
Ale nie oczekuję więcej niż mogę dostać, nie mam planów. Biorę co dostaję. Nie tęsknię, gdy nie muszę. Ta relacja mi dodaje energii, a nie ją zabiera.
Ja rywalka
Czasem czuję wyrzuty sumienia, ale najczęściej ich nie czuję. Bo jego żony w naszym życiu nie ma. A ja nie robię sobie krzywdy oglądając jej zdjęcia, czy porównując się. Dawno przyjęłam zasadę – im mniej wiem, tym lepiej. Siłą rzeczy jednak rozmawiamy. Wiem, że byli u rodziców w weekend. Czasem na facebooku widzę ich zdjęcia. „Taka super niedziela” – oznaczają się w wakacje we Włoszech, czy w weekend w knajpie.
Najczęściej jednak się nie oznaczają. Ja też czasem mówię: mam fajną rodzinę. I to wszystko jest prawdą.
To może napisz o tym.
Pozdro,
Monika