Miałam to szczęście, że trafiłam w swoim życiu na faceta, który na punkcie seksu ma podobnego fioła co ja. A że jesteśmy razem już naprawdę długo, potrafimy szczerze rozmawiać o różnych fantazjach i potrzebach. Oboje lubimy eksperymentować, więc zdarza nam się wpadać na różne mniej lub bardziej mądre pomysły. Te pierwsze zajmują szczególne miejsce w mojej pamięci, bo (choć okazały się totalną porażką) znacznie nas do siebie zbliżyły.
Bo miało być sprośnie
Pamiętam ten moment. Siedziałam na służbowym spotkaniu, a on wysłał mi link do sklepu internetowego. Otwieram cichaczem i widzę korek analny z lisim ogonem. Matko kochana… No kupujemy, a jakże! To był pierwszy raz, kiedy zamówiliśmy coś przez internet, zamiast kupić w stacjonarnym sex-shopie. Lisi ogon wyobrażałam sobie (tak z resztą wyglądał na zdjęciu) jak kitę. Taką gęstą i imponującą. Tymczasem oczom moim ukazał się wyliniały ogon wiewiórki (kto widział to zwierzę z bliska, ten wie, o czym mowa), która w dodatku cierpi na niedowład tej części ciała. Jednym słowem – porażka. Coś tam generalnie wisiało, ale raczej seksowne to to nie było. Jednakże gadżet przywdziałam i z dumą pojawiłam się w drzwiach sypialni. Mina faceta bezcenna. Po pół godzinie śmiechu, powiedział jedynie: „Dobra, będzie już tego cyrku”. Z seksu tego wieczoru nici i od tamtej pory zdarza mu się czasem przy przekomarzaniu nazwać mnie lisicą.
Bo miało być sexy
Jeżeli na opakowaniu jakiegoś seksownego wdzianka czytacie, że rozmiar jest uniwersalny, to znaczy, że absolutnie uniwersalny nie jest i nadaje się tylko dla filigranowych kobiet, noszących XS. Serio. Raz jeden dałam się na to nabrać i żałuję. No bo na logikę – kobieta nosząca rozmiar S nie może wyglądać dobrze w czymś, co ma też pasować na kobietę z nadwagą. Po prostu. Ja noszę rozmiar M, ale w UNIWERSALNYM stroju pielęgniarki, który zamówiłam, wyglądałam, jakbym wcisnęła się w przebranie dla lalki barbie. Już od samego oddychania sukienunia podwijała mi się pod same cycki. Nie wiem, może tak miało być. W komplecie były też białe pończochy z czerwonym krzyżykiem (również uniwersalny rozmiar, a jakże). Tak mi się wżynały w uda, że obawiałam się martwicy. Czy to oznacza, że zrezygnowałam z tej stylizacji? A skąd! No dobra, pończochy zdjęłam. Sytuację ratował dołączony czepek, ale niestety nie miał żadnej gumki czy czegoś tam, żeby go założyć. Umocowałam go na 6 wsuwek do włosów. Powiem tak – było fajnie do momentu, gdy facet chwycił mnie za włosy. Wdzianko samo w sobie ponoć się panu podobało. Trudno żeby nie, skoro mi się biust wylewał i tyłek miałam na wierzchu.
Bo miało być wulgarnie
Wpadłam kiedyś na genialny pomysł, żeby zaszaleć w łóżku. Lubię dominujących facetów, ale tym razem chciałam być naprawdę sponiewierana. Głównie słowami. Generalnie jak już się przełamie pierwszy wstyd, to idzie całkiem nieźle. Czasem aż za dobrze. Z łatwością przyszło mu nazywanie mnie „s*ką” czy „dziwką”, więc i mi udzielił się ten nastrój. Kiedy dość głośno ryknął na mnie: „Kim jesteś?”, a jak po raz setny tego wieczoru odpowiedziałam „s*ką”, rozległ się dźwięk wiertarki, centralnie na wysokości zadka mojego kochanka. Śmiem twierdzić, że sąsiedzi przybijali do ściany makatkę. Wszystko super, jeśli się nie mieszka w bloku. Całą akcję chętnie powtórzę, ale jak już sobie wybudujemy chatkę w Bieszczadach.
Bo miało być zmysłowo
Naoglądał się człowiek Greya i kupił maskę. Taką sztywną, ozdobną, na same oczy, wiązaną z tyłu głowy, z wielkim piórem u góry. Taka burleska czy coś. Miało być zmysłowo i tajemniczo. Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy ja mam coś z anatomią twarzy, czy źle ta maska była skrojona. Może i na nosie się trzymała, ale dziury na oczy były trochę za nisko. W rezultacie miałam przymknięte powieki, bo rzęsy (wymalowane i sztywne) zaczepiały mi o ten plastik. Istny koszmar. Odhaczone, teraz maska leży gdzieś na dnie szuflady.
Bo miało być na co popatrzeć
Nie żebym tylko ja robiła z siebie w łóżku kretynkę. Kiedyś mi się zamarzyło, żeby mój facet założył męskie stringi i paradował tak po mieszkaniu, a że nigdy mi nie odmawiał, poprosił jedynie, żebym sama wybrała i kupiła odpowiednie majtaski. I tak oto stał się posiadaczem swoich pierwszych stringów – czarnych, welurowych z paseczkami z tyłu. Rzekłabym – bardzo skąpych. I teraz tak, moje drogie. Warto pamiętać, że czarny wyszczupla. Ja zapomniałam. Choć na co dzień nie narzekam na jego przyrodzenie, muszę przyznać, że nie wyglądał jak z reklamy majtek Calvina Kleina. No i niestety nie ma też figury adonisa. Połączenie jednego z drugim… Jeżeli wasz facet nie dorabia w weekendy jako chippendales, nie kupujcie mu stringów. Jak to mówią – raz zobaczone, już się nieodzobaczy. A to mi tak utkwiło w pamięci, że z rozpędu razem z tymi męskimi stringami powyrzucałam mu nawet wszystkie slipy.
W najbliższych planach mamy jeszcze zakup wibrującej nakładki, przedłużającej penisa. Na baterie, więc trochę się lękam. Zobaczymy…