Przychodzisz czasem jak ci się chce. Seksu, może odrobinę bliskości, nie mnie. Jestem jak dziwka, która czeka i której płaci się czułością. Znaczy pogłaszczesz mnie po głowie lub pocałujesz w szyję. Raz. Na więcej nie masz ochoty albo może to byłoby zobowiązujące? Nie wiem. Już się nad tym nie zastanawiam. Wypłakałam tyle przez ciebie, a teraz już nie płaczę, to nie ma sensu. Biorę co dajesz a raczej biorę co bierzesz. Myślę „ile tracisz kochany”, ale jeszcze nie czas na mnie. Jeszcze chwila.
Znasz moje mroczne tajemnice, choć nigdy tam nie byłeś. Śmiejesz się, że mogłabym napisać coś zamiast Greya. Mogłabym, rozczarowała mnie lekkość jego erotycznych scenariuszy, ale tak naprawdę nic o tym nie wiesz. Kilka szokujących zdań, raz uderzyłeś mnie w twarz – wtedy jeszcze chciałeś się mnie uczyć. Teraz tylko proszę o to, bym mogła zrobić ci dobrze. Robię to bez większej fantazji, bo nie jesteś ze mną, prawie zawsze dochodzisz, a ja przez chwilę czuję się dla ciebie ważna. No może przesadzam… nie ważna, ale potrzebna, a to przecież ogromna różnica. Tyle, że teraz mi to wystarczy, ten jeden moment bycia potrzebą, gdy kochasz, jest czymś więcej niż sto orgazmów.
Chyba jestem gorszą kochanką, gdy kocham
Może to kwestia, że bez wzajemności. Robię sobie paskudną cenzurę zamiast wejść z właściwą sobie otwartością, która nie zna prawie żadnych barier, która zaprowadziła mnie w te mroczne światy bólu i przyjemności. Tam rodzaj oddania jest bezgraniczny, kiedy przestajesz patrzeć na to jak na ludzkie sadomasochistyczne coś, dostrzegasz zaufanie tak wielkie, że pozbawione oporu, instynktu samozachowawczego, lęku. Paradoks polega na tym, że bojąc się nie boisz się wcale, bo strach przed bólem nie jest niczym wielkim w porównaniu ze strachem wobec człowieka. Zaufałabym ci najbardziej i ty zaufałbyś mi. Wiem to. Ale wolisz zostać tu, gdzie jesteś, bo wiesz, że tamten rodzaj relacji jest związaniem bardzo silnym, cielesno-duchowym, tajemnicą dwojga uwikłanych.
Klęczę więc i robię ci dobrze, a ty palisz papierosa
Pytasz, czy mnie to uraża, a mnie to podnieca. Ten rodzaj poniżenia, że ktoś bierze tak bezczelnie paląc fajkę. Masz więc tę dominację w sobie, ale potem zaśmiewasz to jakimś spektaklem klauna i deprecjonujesz. Niepotrzebnie. Weź sobie to doświadczenie jako prezent ode mnie. Wiem, że będziesz to dobrze wspominał.
Każdy kto tam był, lubi tam wracać. Wbrew twoim domysłom, nie przebywam tam ciągle. Lubię miłość spokojną, romantyczną, gdy tulisz mnie do sobie (tuliłeś), gdy łapiesz moje usta i uspokajasz je podtrzymując ręką moją niecierpliwą twarz. Dla mnie to jest jakaś droga, która ma wiele możliwości. Jest ten zakręt opętania, szaleństwa, braku kontroli. Gdy wracam stamtąd zmęczona i kilka dni czuję swoje ciało bólem, który się w nim kryje. Wracam skonana powłócząc nogami, bo ktoś tak długo i mocno we mnie był, pali mnie twarz, usta mam piękne czerwone i skórę czystą wytartą wielokrotnie od jego zarostu.
Kocham to zmęczenie, które zostaje i przypomina, że żyję, że jestem kobietą od stóp do głowy, wszędzie nią jestem, a nie jak zwykle zapominam i kulę się w niepewności swej. Lubię tę bezczelność, która mi towarzyszy, gdy patrzę w pożądliwe oczy mężczyzny, który mnie mija. On jak pies czuję ten stan we mnie i chciałby mieć tego choć fragment, móc wejść tam na chwilę, a ja patrzę mu w oczy z wyższością, bo należę wtedy do kogoś innego. Należę do siebie w tym sensie, że niczego nie potrzebuję.
Marzyłabym, by tak do ciebie należeć, kochany…
Więc biorę tylko tego papierosa i poranne budzenie cię, gdy pochylam głowę nad twoimi udami, gdy biorę go do ust, tak symbolicznie tylko to mi oddajesz, a ja jestem wtedy tylko jedną setną tamtej kobiety wracającej, gdy wycieram lubieżnie usta po twojej spermie, gdy mam włosy sklejone i pościel pachnącą tym grzechem. Wcieram wieczorem policzek w nią i robię sobie dobrze. Nigdy przecież nie dostałam tego od ciebie, twoich ust, palców, które doprowadzają mnie do orgazmu, więc zostaję z twoją poduszką i zapachem i wyobrażam sobie, że to robisz i to niezwykłe, że jesteś w tej fantazji tak kochający i oddany, że zawsze potem płaczę. Ty nawet nie wiesz, że ja zawsze płaczę po orgazmie, jakie to smutne, prawda, że nie wiesz?
Nie żałuj mnie, bo ja nie żałowałam innych. Taka to kolej rzeczy, być czasem na kolanach lub palić papierosa. Tak naprawdę to tylko seks. I aż miłość.