Twój partner jest bezpłodny, a może nie masz partnera, za to ogromne pragnienie posiadania dziecka. Do banku nasienia nie chcesz się zgłosić? Więc umów się z dawcą na zapłodnienie naturalne, naprawdę jest wielu chętnych.
Rozmawiałam kiedyś z koleżankami o tym, co zrobić, kiedy kobieta chce mieć dziecko, a niekoniecznie żyć z jego ojcem. Nie byłabym sobą, gdyby nie zaczęła szperać i tak trafiłam na portal, na którym kobiety mające problem z zajściem w ciążę – z różnych przyczyn, szukają pomocy. Zajrzałam w ogłoszenia „szukam dawcy nasienia” i dotarłam do mężczyzn, którzy opowiedzieli mi swoje historie, jak zostali dawcami, z jakimi kobietami się umawiają i ile biorą za ich zapłodnienie pieniędzy.
Młody – zapładnia zamożne kobiety
Nazwijmy go Tomek. Ma 30 lat. Z wykształcenia jest mechanikiem samochodowym, ale nie pracuje w zawodzie. Żyje w związku bez ślubu, ma dwóch synów. Kiedy pytam, jak to się stało, że został dawcą opowiada, że najpierw był dawcą w banku nasienia. – Tam oddałem swoje nasienie siedem razy, aż wpadłem na to, że mogę być dawcą bez żadnych pośredników – tłumaczy Tomek. Początkowo mężczyzna oddał swoje nasienie trzem kobietom, które się z nim skontaktowały. Kiedy okazało się, że tylko jedna z prób zajścia w ciążę była udana, postanowił zaoferować zapłodnienie naturalne, które okazało się skuteczne w 100%. Dzisiaj z tego, co mu wiadomo oprócz dwojga dzieci ze swojego związku ma pięcioro jako dawca.
Tomek umieszcza swoje ogłoszenie na portalu lub odpowiada na prośby kobiet. Jak sam mówi, najczęściej piszą mężatki, choć trafiają się kobiety samotne, była też lesbijka. Za każde udane zapłodnienie pobiera kwotę 1000 złotych, tyle, ile płaci się w banku nasienia, plus koszty dojazdu do miejsca spotkania. – Na początku mamy kontakt mailowy, przed samym spotkaniem wymieniamy się numerami telefonów i wyznaczamy termin zapłodnienia w dni płodne kobiety – opowiada Tomasz. Jak sam mówi, został bezpośrednim dawcą nasienia, bo chce pomóc parom, które nie mogą mieć dzieci oraz kobietom, które tego pragną. Kontakt stały ma z dwoma z kobiet, które zapłodnił. – To zależy, od kobiety, czy ona ten kontakt chce podtrzymywać. Pytam, czy nie obawia się, że pewnego dnia, jego dzieci zapukają do drzwi, albo kobiety będą domagać się alimentów. – Nie boję się – odpowiada. – Każdy ma prawo wiedzieć, kim jest jego ojciec i skąd pochodzi. Jeśli zaś chodzi o alimenty, to raczej nie powinienem mieć z tym problemu, bo zapładniam kobiety, które są zamożne.
Tomek proponuje, że mi też może pomóc w zapłodnieniu, wyśle swoje zdjęcie, zdjęcie synów, badania krwi i badania na obecność wirusa HIV. Kiedy mówię, że mam już dzieci, pyta, czy istnieje możliwość umieszczenia nazwy portalu i podania nicku przemo30, gdyż chciałby pomóc kobietom, które pragną dziecka, a nie mogą go mieć z obecnym partnerem.
Erotoman – jest pokaźnie obdarzony
Tym razem niech to będzie Krzysztof. Ma 45 lat, 183 centymetry wzrostu i waży 82 kilogramy. Od osiemnastu lat w małżeństwie, z tego związku ma córkę i syna. Z jego opisu wynika że bardzo lubi seks, a w małżeństwie ma go za mało. – Moja żona chcę się kochać średnio raz na dwa tygodnie, a ja mogę trzy a nawet cztery razy dziennie.
Od dziewięciu lat jest dawcą i od samego początku dawcą naturalnym, nigdy nie oddawał swojego nasienia do banku. Jak to się zaczęło? Zadzwoniła do niego kuzynka żony zapraszając Krzysztofa na kawę. Po uprzejmej wymianie zdań poprosiła mężczyznę, by ten pomógł ratować jej małżeństwo. Kobieta nie mogła zajść w ciążę, podejrzewała, że problem dotyczy jej małżonka, ale ten nie chciał iść na badania. – Była trzy lata po ślubie. Mówiła, że jestem bardzo podobny do jej męża, więc jeśli urodzi moje dziecko, nikt się nie zorientuje. Zaproponowała sześć tysięcy złotych za zapłodnienie. Myślałem dwa tygodnie, ostatecznie zdecydowałem się jej pomóc – opowiada mężczyzna. Problemem był jedynie fakt, że kobieta mieszkała z rodzicami. Musieli korzystać z okazji, kiedy wszyscy domownicy wychodzili do pracy. – Przez dwa dni umawialiśmy się na seks. Niecałe dwa tygodnie później zrobiła test i wyszło, że jest w ciąży. Krzysztof nie wziął pieniędzy od kuzynki żony, jak mówi, zrobił to gratis. Po pierwszej ciąży kobieta zwróciła się ponownie do mężczyzny o pomoc i urodziła kolejne dziecko.
Po tych udanych zapłodnieniach Krzysztof postanowił dać ogłoszenie w Internecie. Średnio dostaje od czterech do pięciu ofert w miesiącu. On sam zwykle decyduje się odpowiedzieć na trzy z nich. Otrzymuję od Krzysztofa dokładny opis jego „usług”: – Z paniami spotykam się przez trzy dni po dwa wytryski – jeden rano i jeden wieczorem. Przy stałym cyklu, jeśli kobieta chce córkę, zaczynamy na cztery dni przed jajeczkowaniem, a jeśli ma być syn – dokładnie podczas jajeczkowania. Oczywiście nie można mieć pewności, że uda się trafić z płcią dziecka, ale zawsze próbuję – opowiada.
Mężczyzna spotyka się z biorczyniami jego nasienia w hotelu lub prywatnym mieszkaniu, bez obecności męża czy partnera. Podobnie, jak w przypadku Tomasza najpierw ma miejsce mailowa korespondencja, wymiana zdjęć. Krzysztof pyta kobietę, jak chce zostać zapłodniona – naturalnie, czy mechanicznie. Podaje długość penisa, informuje, że jest obrzezany, że preferuje pozycję klasyczną z pupą na poduszkach i zaznacza, że stosunek może trwać nawet ponad godzinę. – Informuję kobiety, by po ośmiu do dziesięciu dni po ostatnim stosunku zrobiły test ciążowy. Miałem tylko jedną poprawkę, w przypadku 48-letniej Włoszki.
Krzysztof mówi, że z tego co wie, kobietom dzięki jego pomocy udało się urodzić około 65 – 70 dzieci, dziesięć z nich wróciło z prośbą o pomoc w zapłodnieniu przy kolejnym dziecku. – Jestem zwolennikiem kontaktu z kobietami aż do porodu. Kiedy spotykam się z kobietą najpierw wymieniamy się badaniami, nie wymieniamy swoich nazwisk, wszystko odbywa się anonimowo. Nie pobieram żadnego wynagrodzenia, jedynie umawiam się na zwrot kosztów podróży, noclegu i wyżywienia.
Mężczyzna nie szczędzi mi szczegółów swoich stosunków, pisze, w jaki sposób lubi zapładniać kobiety i podkreśla, jaka pozycja gwarantuje sukces. Co prawda mi samej nie proponuje zapłodnienia, za to wysyła zdjęcia jednego ze swoich dzieci, kobiet w ciąży i… fotkę swojego penisa.
Filozof – dzieli się darem od Boga
– Dlaczego dziwi cię, że wysłał zdjęcie, widocznie uważa, że ma się czym pochwalić. Eksponowanie swoich narządów płciowych jest wpisana w naszą naturę – słyszę od Marcina, który jako jedyny zdecydował się porozmawiać ze mną przez telefon. Z wykształcenia filozof. Mówi, że przystojny, choć zacina się w pół słowa i kończy, że ma 192 cm wzrostu, jest wysportowany, bez nałogów. – Raz w życiu paliłem papierosy i chyba się przepaliłem – śmieje się. Do czterdziestki brakuje mu jeszcze kilku lat. – Cieszę się, że chcesz poruszyć ten problem. Mało kobiet wie, o tym sposobie zapłodnienia – mówi. Kiedy opowiadam Marcinowi, że na moje pytanie odpowiedzieli tylko mężczyźni, kobiety nie odpisały (a z tymi również chciałam porozmawiać), tłumaczy:– Wcale się nie dziwię. Dla nich to wstydliwe, wolą powiedzieć, że poznały chłopaka na imprezie i z nim zaliczyły wpadkę niż, że skorzystały z usług dawcy nasienia.
Jak to się stało, że Marcin został dawcą? Otóż, przyjaciółka jego żony miała problem z partnerem. Nie mogła zajść w ciążę, Marcin im pomógł za zgodą swojej żony. Oddawał nasienie między innymi do dwóch banków w Londynie, tam wyczerpał limit, gdyż dzięki jego plemnikom urodziło się już po 20-cioro dzieci z każdego banku. – W mililitrze mojej spermy jest 165 milionów plemników, co jest naprawdę bardzo dobrym wynikiem. Statystycznie, po zamrożeniu, przeżywa około 5 milionów plemników, u mnie zostaje ich 80 milionów. Gdy jedna pielęgniarka zobaczyła te wyniki, to omal nie spadła z krzesła – mówi Marcin. – To dar od Boga, więc się nim dzielę z kobietami. Wyczytałem i dowiedziałem się od specjalistów, że świeże nasienie jest lepsze dla dziecka, stąd naturalne metody. A poza tym lubię seks, kocham kobiety – dodaje.
Dla Marcina bycie dawcą nasienia, to trochę jak bycie dawcą krwi, dzieli się, jak sam to określa „specjalistycznym komórkami swojego organizmu”. Zawsze ma przy sobie aktualne wyniki badań. Najchętniej decyduje się na pomoc parom, małżeństwom, w których mężczyzna nie może mieć dzieci. – Dziecko musi mieć ojca, a przecież nieważne kto zapłodnił, ważne kto wychowuje. Jeśli o pomoc prosi mnie samotna kobieta, to staram się dociec, dlaczego jest sama, czy ma warunki na zajęcie się dzieckiem. Kiedyś umówiłem się na zapłodnienie z 24-latką. Młoda, pracująca, nie miała czasu szukać tego, kto zostanie ojcem jej dziecka, a miała świadomość, że zegar biologiczny tyka.
Mężczyzna, jeśli kobieta sobie tego życzy utrzymuje z nią kontakt. – Nie mam z tym problemu nawet, jeśli któraś by chciała, żeby moje nazwisko widniało w dokumentach dziecka, też się zgodzę – tłumaczy. Kontakt jednak najczęściej się urywa, gdy kobieta układa sobie życie z innym mężczyzną. Marcin, podobnie jak Krzysztof, nie bierze pieniędzy za zapłodnienie. – Mam dość dobrą sytuację finansową, ewentualnie, gdy muszę gdzieś dalej dojechać, to umawiamy się na zwrot kosztów paliwa, ale to też nie zawsze.
Kiedy rozmawiam z Marcinem odnoszę wrażenie, że jest on bardzo dumny ze swojej płodności, zresztą nie ma co się dziwić, w końcu dzięki niemu przyszło na świat ponad 80 dzieci. – Nie wiem, ile dokładnie kobiet urodziło, bo bywały takie sytuacje, że kobieta przychodziła, wychodziła i nie miałem z nią już później żadnego kontaktu. Myślę jednak, że zachodziły one w ciążę, nie udać mogło się jedynie wtedy, gdy źle wyliczyły dni płodne. Natomiast miło jest dostawać sms-y w stylu „Gratulacje, zostałeś tatą”.
A co, gdy kobieta nie jest w Marcina typie, nie pociąga go fizycznie? – Oczywiście, że tak też się zdarza. Ale jest na to sposób, idę pod prysznic, trochę sam siebie pobudzam i wtedy wszystko się udaje. Bardzo często bywa, że kobiety są zestresowane i ten stres przenosi się także na mnie. Próbuję wtedy rozluźnić atmosferę, zawsze kończy się sukcesem.
Seks z kobietami, które Marcin zapładnia, są dla niego także okazją do pewnych obserwacji. – Kobiety bardzo ograniczają stereotypy i narzucona im moralność społeczna. Często wstydzą się swojej kobiecości, ale gdyby tylko im pozwolić na puszczenie wodzy fantazji, dać przyzwolenie, którego one oczekują, to ta kobiecość by z nich emanowała. Dlaczego tak myślę? Bo poznałem kobiety, które mnie w łóżku zaskakiwały, a niejedno już widziałem – opowiada.
Marcin sam porusza ważny wątek. – Pozostaje pytanie, kiedy z tym skończyć. Myślę sobie, że po 40-tce zdecyduję na wazektomię. Nie chcę narażać kobiet na to, by ich dzieci z racji mojego wieku zostały obciążone jakimiś chorobami. Ze wszystkich dzieci, które się urodziły wiem, że tylko jedno ma alergię, pozostałe są zdrowe. Chciałbym, aby tak zostało.
Pod koniec rozmowy pada pytanie: – A ty masz dzieci? Przepraszam, że tak bezpośrednio. Kiedy potwierdzam i dodaję, że oprócz dzieci również męża, temat uznajemy za zamknięty. Ale może kiedyś, przy okazji spotkamy się na kawie, żeby jeszcze porozmawiać.