Wszystko się poukłada i będzie kiedyś dobrze. Nic nie dzieje się bez przyczyny i nie może być cały czas źle. Źle nie jest, bywało gorzej. Kiedy oświadczył, że odchodzi. Coś się skończyło na zawsze. Łzy też się kiedyś kończą, ale dusza wyje cichutko do poduszki jeszcze długo. Rany leczy czas, nieobliczalny z niego doktor – nigdy nie wiadomo, co przyniesie…
W to lipcowe popołudnie postanowiłam zacząć pisać, w głowie poukładanych jest tyle obrazów i wydarzeń, całe scenariusze do kobiecych filmów i romantycznych komedii. A może ktoś, kiedyś zechce je wykorzystać i jeszcze stanę się nieprzyzwoicie bogata! Rano pojechałam na zakupy, posprzątałam dom, nastawiłam kolejną pralkę, zmieniłam wystrój tarasu, trochę powygrzewałam się na słońcu. Przebrnęłam jeszcze przez ustawienia konta na Facebooku. Nadal jedna osoba nie jest zablokowana. Po prostu jeszcze nie mogę.
Telefon zadźwięczał dzisiaj kilka razy, znajomym sygnałem przyjścia wiadomości na messengerze. Z samego rana A. napisała po angielsku: – „Hi my bb, Kiss u and fx for yesterday evening”. A. jest niesamowita, pisze tak, od kiedy on przestał. Pisze, żeby było mi łatwiej „na odwyku” i dla śmiechu, otuchy, zabawy. Wszystko razem jest urocze i wprawia w lepszy nastrój. A ja odpisuję tak, jakbym odpisała mu: „Kiss you too”.
Później sygnał messenger obwieścił nadejście wiadomości od niego. Kolejny raz wysłał swoje zdjęcia, tym razem z lotniska z komentarzem, że żegna właśnie wyjeżdżającą córkę… Co mnie to wszystko obchodzi..??..!! Już nic, trzy tygodnie temu napisałam mu wyczerpująca wiadomość, że wycofuję się z tej znajomości, nie dam rady dłużej.
On jednak nie pozwala o sobie zapomnieć. Czasem w środku nocy przyśle zdjęcie, na którym jesteśmy razem, czasem napisze pojedyncze słowa „miss you”, „Kiss for you”. I to wystarczy, wypracowany na chwilę spokój znika, serce bije mocniej w nadziei, że może on tak naprawdę tęskni, tylko nie potrafi okazywać bardziej uczuć.
Słowa przyjaciół, dudnią jak echo: „ nie odpisuj, nie reaguj, jemu na tobie nie zależy, pisze też tak do innych”. Co robi jednak głupie serce?. Nie słucha rozumu, tłumaczy i oszukuje się. W ostatnim tygodniu wymyślił nową drogę przyciągania mojej uwagi – wysyła zdjęcia. Swoje, z rodziną, ze spaceru, z leżaka, z lotniska…, po co to robi? Wie chyba tylko on. Efekt jednak jest taki, że nadal mu odpisywałam. Do dzisiaj. Dzisiaj postanowiłam inaczej.
Wysyłam, więc zdjęcia, które dostałam do A, i do drugiej A.. w dramatycznej potrzebie upewnienia się, że nie powinnam odpisać. Moje przyjaciółki mają cierpliwość aniołów, kolejny raz piszą: „Nie odpisuj!! Wiesz, co masz robić!” Nie odpisuję. Jestem z siebie dumna. Teraz już nie odpiszę.
A jeszcze miesiąc temu, troszkę więcej, było tyle pozytywnych emocji, śmiechu, rozmów i przygotowań. Przygotowań do wyjazdu.
Pojawiła się w najmniej oczekiwany sposób. Historia jak z romantycznej komedii. Projekt „wychodzisz z domu” zadziałał. Wyszłam… po 15 latach małżeństwa, po prawie roku rozpaczy, przygnębiającej rzeczywistości rozwodowej. Wyszłyśmy obie. Chociaż A. zawsze miała swój bogaty świat, pasje, odskocznie od o życia domowego i męża kata.
Wiele razem przeszłyśmy przez ten rok, nauczyłyśmy się rozmawiać o wszystkim i walczyć jedna o drugą – każda na swój sposób. Razem płakałyśmy, wspierałyśmy się i śmiałyśmy. Wiele razy widziałam A złamaną, bez sił i wiele razy ona widziała taką mnie. Ale teraz… Teraz żartujemy, flirtujemy. Bywamy znowu nastolatkami.
Interesował się mną od początku, ja nim zupełnie nie. Nie wyglądał atrakcyjnie, a pierwsze wrażenie wręcz krzyczało: „ podrywacz”. Kobiecy umysł i serce potrafią płatać figle.
Niespełna tydzień po wyjeździe z Polski, zaczął pisać na Facebooku. Okazał się mistrzem słowa. Jego humor, spontaniczność urzekła mnie i nie tylko mnie. Wszystko przecież opowiadałam A., G., i drugiej A. Był uroczy, odważny, czuły… wirtualnie, ale jednak.
Miesiąc niedospanych nocy, bo pisaliśmy do wczesnych godzin nad ranem. W dzień nie mogłam się na niczym skupić wiedząc, że za chwilę coś napisze, da znać, że jest i pamięta.
A. powtarzała, że zakocham się w jego mózgu. I to prawda, kobieta stęskniona ciepła i adoracji zakocha się w słowach. Wszystko się zmienia, zakładamy różowe okulary i widzimy inaczej. Wcześniej niezbyt wysoki, łysy, o 10 lat starszy. Później podobny do Bruce Willisa, męski, uroczy. Wszystkie reagowałyśmy podobnie. Promieniałam. Po smutnym roku przyszła kolorowa wiosna i błękitne lato.
Wszystko potoczyło się dynamicznie, kupił bilety lotnicze i było oczywiste, że do niego polecę. Nawet, jeśli zapierałam się, że nie absolutnie nie. Mnóstwo przygotowań poprzedziło wyjazd. Zakupy, nowe biustonosze, starannie dobrane, w których nawet mój skąpy biust wyglądał obiecująco. Wypełnione szuflady sportową bielizną zmieniły zawartość na kolorowe koronki, kwintesencję delikatnej kobiecości. Przy walizce obok conversów, które najczęściej noszę, stanęły nowe szpilki. Na łóżku wyprasowane starannie sukieneczki na wszelki wypadek.
A on nadal pisał. Jeszcze bardziej uroczy, bez pruderii, bez wstydu. Zdecydowany, ale czuły. Jego wiadomości były obietnicą niesamowitych chwil i miłosnych uniesień. Czasem czytałyśmy razem, z rumieńcem na twarzy i swego rodzaju fascynacją, że można nazwać wszystko, opisać i nie naruszyć intymności między kobietą a mężczyzną.
Jaki był naprawdę? Był męski, jak na swój wiek dobrze zbudowany, zachował młodość tam gdzie trzeba. Czuły, doświadczony kochanek w łóżku. Idealny dla dziewczyny jak ja, na ten moment życia i na powrót do własnej cielesności uśpionej przez lata. Poza sypialnią jego czar nieco pryskał. Wydawał się niezbyt zaangażowany, nieco apodyktyczny, szorstki. Ale nadal z dużą dozą jakiegoś bliżej nieokreślonego uroku. Coś w nim jest, co jednocześnie przyciąga a za chwilę, za parę godzin, dni odpycha. Sześć szalonych dni i nocy, miłosnych rozkoszy, odrobina rozczarowania i wiele nowych znajomości skazanych i tak na powolne zapomnienie.
Czy było warto? Zawsze! Życie jest po to, by żyć. Czuć i czuć mocno. Radość, pożądanie, smutek, złość. To wszystko sprawia, że jesteśmy prawdziwi i spełnieni.
Wszystko dzieje się po coś, jest kolejną lekcją. Wystarczy tylko otworzyć swoje zmysły, zaufać intuicji i zabrać przesłanie, które podsunął los nawet, jeśli przez chwilę boli.
Ja już wiem, czego chcę od życia. Chcę kochać i być kochaną, chcę być kobietą a nie małą dziewczynką zamkniętą w cyfrze 40. Bez kompromisów, bez tłumaczenia drugiej osoby, mieć pewność i dawać pewność, we wszystkim. Być samodzielną, niezależną materialnie, ale jednocześnie delikatną księżniczką potrzebującą silnego męskiego ramienia do wsparcia i męskiej prawdziwie męskiej klaty do przytulenia.
Po powrocie czar nowej miłości jakby nieco prysł. Nie przyleciał do mnie z wizytą, odpisywał mniej. Często z humorami, niezbyt przyjemnie. Najbardziej był zainteresowany moją fizycznością. Nie nadaję się do uprawiania seksu na czacie. Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba w tym wszystkim pozostać sobą. Zawsze można zmienić się dla kogoś, ale ten ktoś musi być tego wart.
Pewnego dnia druga A napisała mi: „ Nie zmieniaj się dla niego, bo będziesz tego żałować”. Druga A zna mnie 30 lat, jest dla mnie jak siostra. A i G wydały krótkie zalecenia – zablokuj go na Facebooku, nigdy więcej mu nie odpisuj. On jest dla ciebie toksyczny, to nie ma i nie będzie miało przyszłości, nie poradzisz sobie z nim.
W głowie nagle pojawiły się słowa dawno wypowiedziane przez mojego ojca i chociaż od lat nie mam z nim kontaktu, nie wiem, dlaczego właśnie teraz przypomniałam sobie o nim.
– Pamiętaj facet, jeśli jest zakochany, nie ma dla niego przeszkód, odległości, wymówek zrobi wszystko by być z tobą, chociaż przez chwilę – mówił. Może to inne pokolenie, a może wcale nie. Ojciec znał dobrze męską stronę natury. Myślę, że powiedziałby mi jeszcze jedno: -„Szanuj się”.
Pozostałam sobą i napisałam długą, ładną wiadomość. Delikatnie, nie kryjąc uczuć, ale informując, że nie chcę dłużej utrzymywać tej relacji. W odpowiedzi otrzymałam dwa oschłe słowa, zupełnie bez sensu. Nieważne. Ważne, że łzy pociekły po policzku, że jakiś kolejny etap był zamknięty.
On… Cóż… Nie przestał przypominać o sobie, tym samym ja nie potrafię zapomnieć o nim. Nadal nie wiem czy jestem jedną z dziewczyn na jego liście czatu, czy może wprowadziłam trochę zamieszania do kawalerskiego wygodnego życia i sam nie wie, co z tym zrobić.
Ponownie – nieważne. Zabieram z tej znajomości to, co dla mnie najlepsze, wyciągam kolejne wnioski i przechowuję najpiękniejsze ze wspomnień – dla wnuków (mam nadzieję). Odważyłam się na szaleństwo w życiu i chociaż moja delikatność i emocje nie sprzyjają tego typu aktywności – było warto.
Telefon wydał dźwięk, przyszła wiadomość: „Hi”. Nie odpiszę, postanowiłam, że nie.
Wieczorem kolejny brzdęk aplikacji messenger, to druga A: „ Wytrzymaj!!! Please!!!! Nie daj mu wygrać!!!”.
Małgorzata Mueldner
Mama Mikołaja, 4 kotów i psa. Ponad wszystko ceni sobie spokój domowego zacisza i ogródka, ale miewa zaskakujące przygody. Przed laty zaczynała jako obiecujący pracownik dużej korporacji, a dziennikarzem została dzięki splotowi różnych okoliczności i ludzkiej życzliwości.