Znalazłam w sieci gdzieś na zagranicznych portalach historię kobiety, i pomyślałam, że każda z nas jest częścią takiej historii. Zna ją z autopsji, ze zwierzeń przyjaciółki, z obserwacji sąsiadki, z plotek o znajomej…
I myślę sobie, choć można mi zarzucić generalizację, że my kobiety w większości wszystkie pragniemy jednego – miłości tego mężczyzny, i pewności w tej miłości, tego, że ona zawsze będzie. Chciałybyśmy wierzyć, że teraz to już na zawsze, a później, że ból rozstania w końcu minie…
Przeczytajcie:
Nigdy nie myślisz o tym, że osoba, którą kochasz i ufasz najbardziej na świecie, może sprawić ci ogromny ból, okrutnie zranić.
On nie tylko złamał mi serce… Wyrwał mi je z piersi i podeptał…
Pobraliśmy się 10 lat temu. To był piękny dzień, byli przy nas przyjaciele i rodzina. Dzień pełen miłości i niezwykłych emocji. Mieliśmy plany, całe życie było przed nami, chcieliśmy poznawać świat, realizować marzenia.
Wierzyłam, że będziemy razem aż do śmierci. Nie byłam w stanie nawet myśleć, że coś mogłoby mu się stać, że mogłoby go zabraknąć, nie wyobrażałam sobie życia bez niego oraz tego, że mógłby odejść.
Z wszystkich niepewności w moim życiu jedno wiedziałem na pewno – mamy siebie nawzajem. Byliśmy szczęśliwymi nowożeńcami, i ja w nim szaleńczo zakochana, i on zapewniający o swojej miłości.
Aż po kilku latach usłyszałam, że on nie chce już tego małżeństwa, nie chce, bym była jego żoną… Powiedział, że ma dość, że jest ze mną tylko z poczucia obowiązku i każdego dnia z niechęcią wraca do mnie, do domu…
Powiedział mi to wszystko w hotelu, w którym byliśmy z okazji moich urodzin… Myślałam gorączkowo: „To nie on, to nie moje życie, to nie nasza historia. To nie może tak się skończyć…”.Moje ciało było w szoku, zrobiło mi się niedobrze, nie mogłam złapać oddechu – jak przy ataku paniki i bolało mnie serce… tak naprawdę bolało.
Przecież przysięgaliśmy sobie na dobre i na złe, przecież miłości nie można wyrzucić jak zużytych skarpetek czy koszul?
Pytałam siebie, dlaczego? A odpowiedź okazała się być stara jak świat – inna kobieta. To była koleżanka z pracy, z którą się zaprzyjaźnił. Powoli zaczął z nią spędzać coraz więcej i więcej czasu, nawet popołudnia, nie wracał do domu po pracy… Widziałam, że się od siebie oddalamy. Gdy pytałam, czy mam się martwić, czy coś się dzieje złego, słyszałam pełne agresji „nic”. Mówił, że mam go nie ograniczać, że powinnam mu ufać. I ufałam…
Planowaliśmy przeprowadzkę. Pewnego wieczoru, gdy szliśmy na kolację, usłyszałam, że jego przyjaciółka też się przeprowadza, w to samo miejsce i że to zbieg okoliczności. Nie rozumiał mojego braku entuzjazmu.
Miałam jednak nadzieję, że ten nowy rozdział w naszym życiu pozwoli nam na nowo się do siebie zbliżyć. Zależało mi na szczerej rozmowie, na wyjaśnieniu narastającego napięcia między nami. On takiej rozmowy jednak unikał. Nie chciał rozmawiać, przewrócił moje życie do góry nogami kompletnie nie licząc się z moim zdaniem. Postanowił wyjechać sam, beze mnie…
Zastanawiam się, gdzie podział się mężczyzna, którego pokochałam, z którym się związałam – miły, rozumiejący, współczujący, który był moim kochankiem i przyjacielem. Teraz mam przed sobą egoistycznego faceta, który myśli tylko o sobie.
Co noc wiję się z bólu próbując sobie wyobrazić życie bez niego, a kiedy zasypiam mam przed oczami jego twarz. Nieustannie zastanawiam się, kiedy coś zaczęło się między nami psuć, kiedy go zaniedbałam, kiedy on poczuł się w naszym małżeństwie nieszczęśliwy? Co mogłam zrobić, jak temu zapobiec?
Staram się myśli odciągnąć od tego wszystkiego mają nadzieję, że z czasem ból, który w sobie noszę osłabnie. Ale na razie nic takiego się nie dzieje… Wszystko ci przywołuje wspomnienia powoduje we mnie ogromne cierpienie…
Nigdy nie rozumiałam, co znaczy, że ktoś został „złamany” lub „zniszczony”, dziś jestem osobą, która tego doświadczyła, która została zniszczona przez drugiego człowieka, który mówił, że kocha. Jednego dzisiaj się boję, że już nigdy nie będę w stanie nikomu zaufać, ani przeżyć miłości ponownie.
Na razie tonę w moim żalu… Opłakuję jego i naszą miłość, miłość, która trzymała mnie w ciepłym i bezpiecznym kokonie ponad dziesięć lat… Staram się go pamiętać, jako mojego największego kibica, przyjaciela, który obdarzał mnie pocałunkami i trzymał w ramionach. Gdzie dzisiaj jest ten człowiek? Nie wiem…
Ile z was przepełniona była takimi uczuciami? Ile z was nie mogło podnieść się z bólu po stracie, ile razy próbowałyście znaleźć odpowiedź: „co ze mną jest nie tak?”. Ale czytając komentarze, które pojawiają się pod naszymi tekstami wiem, i wiele kobiet wiedzieć powinno, że można w końcu wstać, można dumnie podnieść głowę i żyć lepszym życiem, niż to, które mieliśmy przy boku faceta, który nas porzucił.
Historia znalezione na: mamamia.com