Bardzo modne jest ostatnio powiedzenie: „zrób to z klasą”. Z klasą powinniśmy rzucać pracę, instruować podwładnych (to zrozumiałe). Z klasą to i tamto. Z klasą powinniśmy też rozstawać się z byłymi partnerami. Nawet jeśli to oni nas rzucili. Nawet, jeśli po drodze było tornado i trzęsienie ziemi.
Jest taka pani M.. Świat nie widział, żeby puściły jej nerwy. Mąż odszedł do młodszej. Przełknęła łzę, nie spała dwie nocy, zachowała się idealnie. Pomagała mu nawet pakować walizki. Co więcej, dziś wysłuchuje byłego małżonka, opiekuje się jego nowym dzieckiem. Wspaniale, idealnie. „Jesteśmy przyjaciółmi” mówi.
„Przyjaciółmi?!!!” Gdy on ją zranił? Gdy ona nie przeżyła żadnej żałoby? Gdy się nie wściekła na niego nawet? Czy można przyjaźnić się z kimś kto zawiódł nasze nadzieje? Oszukał nas? Zranił? Serio?
Uff. No jednak nie. Nie wierzę. Zdrowe rozstanie (o ile można mówić o zdrowym rozstaniu) dzieli się na pięć faz. Podobnie jest z każdą stratą.
FAZA 1. Szok i niedowierzanie
Co znaczy w skrócie: To się, k….., nie stało. To sen, koszmar, tylko chwila.
To w tej fazie walczymy o swoją miłość. Jakie, k…., koniec?!!!! On chyba oszalał. Zwariował, ktoś podał mu narkotyki. Rano wróci i powie, że jest tak samo i on przeprasza, że chodziło mu o coś zupełnie innego.
To jest tzw. „nieprzyjmowania”. Inna kobieta???? Inny seks? Te same słowa? Akurat. NIEMOŻLIWE.
To faza, gdy wiele osób próbuje przemówić tej drugiej osobie do rozsądku: „No halo, przecież mnie kochasz. Przecież przeszłość, tamte słowa. Przecież wszystko”. Już widzimy, że Tamten/Tamta (do niedawna nasz/nasza) ma obcy wzrok, jest wycofany nawet jeśli miły i uprzejmy. Ale nie chcemy tego widzieć.
Tak jak nie chcemy widzieć żadnej zmiany w swoim życiu, której my sami nie pragnęliśmy. Zaprzeczamy.
Jak więc możemy szczerze proponować komuś wtedy przyjaźń?
FAZA 2. Apatia (ew. nadmierna aktywność)
Dwie strony tego samego stanu. Wciąż jeszcze zaprzeczenie, ale już bez udziału tamtej strony. Leżymy na kanapie i oglądamy seriale albo udajemy, że nic się nie stało. Phi. Jest tyle fajnych rzeczy. O, sporty. Świetna sprawa, on nie lubił, ja kocham. O, kursy. O, ludzie.
Świat naprawdę jest taki kolorowy?
Szok po prostu.
Przyjaźń? Brrr. Nie chcę widzieć tego człowieka nigdy więcej.
Faza 3. Złość
To wtedy chcemy zabić tamtą drugą osobę. Zniszczyć jej samochód, rozerwać na strzępy. Chcemy jej wykrzyczeć, że jest najbardziej popier… człowiekiem na świecie. Że kłamca, że oszust, że dureń. Widzimy każdą jego wadę. Mówimy sobie: „O ja idiotka, ja durna”. Ze wstydu chcemy zapaść się pod ziemię. My naprawdę jeszcze wierzyłyśmy, że się uda? Wierzyłyśmy, że jego zachowanie to nieprawda? Szok, niedowierzanie, głupota do potęgi. Złość do niego miesza się ze złością do siebie.
Przyjaźń?!!! Z tym świrem.
Faza 4. Pamiętanie
Panna Nostalgia albo Pan Rzewne Wspomnienie podążają przez świat. Och, ona tak lubiła brukselkę i winogrona. Ech, tę koszulkę mogłabym mu pomóc. Były ląduje na piedestale. Nigdy nikogo nie będziemy tak kochać. Nigdy. Aaaaaa, tamto jezioro, tamten seks, wyjazd, wakacje, ubranie, książka, płyta.
Brrr. Znajomi wołają o pomstę do nieba, a my wciąż powtarzamy tę samą historię. A myślisz, że wróci? Że można spróbować.
Przyjaźń? Oj tak, nie mogę mieć wszystkiego to będę miała coś. Co tam, że ochłap. Idź po rozum do głowy, przyjaźń na tym etapie jest tylko oszukiwaniem siebie. Nadzieją.
Ogarnij się i zawróć z tej drogi.
Faza 5. Akceptacja
Uff, zawsze lądujemy na tym samym etapie. Cudownej planecie zwanej inaczej spokojem i „gówno mnie to obchodzi” wypowiadane nie w gniewie tylko z serca.
O rany, wiosna jest. O, wciąż oddycham. Uśmiecham się. Coooo?!! Serio się uśmiecham. I żyję. Nie umarłam. No proszę.
Przyjaźń? Ale z kim i po co? Z kimś kto jest tylko snem? Po co sen urealniać?
Potem jest długo długo nic (życiem to się nazywa) i można ewentualnie pomyśleć o jakiejś relacji.
Niechże będzie i przyjaźń. Ale wcześniej?!
Kogo my oszukujemy.