Poznałam go w jednej z aplikacji randkowych. Wyraźnie zaznaczyłam, że szukam trwałej relacji, a seksu bez zobowiązań. Mimo to mój telefon był czerwony od wiadomości, w których mężczyźni w różnym wieku proponowali mi różne formy uciech cielesnych. Wysyłali mi zdjęcia swojego przyrodzenia, chwalili się swoimi wyczynami łóżkowymi. Niewiele brakowało a usunęłabym swój profil.
Krzysiek był inny. Miał normalne zdjęcie, kilka słów o sobie. Biła od niego szczerość. To on zaczepił mnie pytając o samopoczucie, zainteresowania i to, czego nie lubię jeść. Tak, dokładnie, czego nie lubię jeść. Tym mnie zaintrygował. Stwierdził, że dzięki temu będzie wiedział co dla mnie ugotować i że na pewno będzie mi smakowało.
Rozbawił mnie ten tok myślenia. Nie było tu nachalnego czy wulgarnego podrywu. Były rozmowy o życiu, lekkie żarty, delikatna adoracja mojej osoby. Inni mężczyźni byli chamscy, bezpośredni i nastawieni tylko na seks, choć w opisie swojego profilu wyrażali chęć bycia w związku. Krzysiek pośród nich był taki normalny. Lubił podobną muzykę, te same filmy, kochał piękno przyrody i uwielbiał szybkie auta. Miałam wrażenie, że nikogo nie udaje, że jest po prostu sobą.
W końcu się spotkaliśmy. Wyglądał dokładnie tak jak na zdjęciu. Był przystojny, dobrze zbudowany. Mój typ, co tu kryć. Fizycznie bardzo mi się podobał. Prowadził własną firmę, miał za sobą bankructwo i oszustwo ze strony przyjaciela.
Był po rozwodzie jak i ja, z szacunkiem mówił o byłej żonie. To mnie ujęło. Nie wieszał na niej psów.
Na pierwszym spotkaniu nie zwróciłam uwagi na to czy i co pije. Tak fajnie się mam gadało i patrzyło w oczy. Chyba do kawy zamówił jakiś likier. Potem zauważyłam, że za każdym razem do jakiegoś dania czy przekąski z uśmiechem brał piwko, drineczka, herbatkę z prądem. Żartował, że stresuje go moja uroda i że musi się wyluzować.
Najpierw śmiałam się razem z nim, potem uznałam, że zaczyna mnie to niepokoić. Na serio zdenerwowałam się, gdy zadzwonił do mnie w jakiś weekend, który spędzał na męskim wypadzie z kolegami z liceum. Był pijany. Coś bełkotał, że jestem ważna i piękna i że nie może mnie stracić. Następnego dnia przepraszał mnie, wysyłając smsy.
Przyznał, że przesadził z alkoholem, był szczery, co doceniłam. Twierdził, że mu bardzo na mnie zależy. Wieczorem, jeszcze w niedzielę, umówiliśmy się na spacer. Był ogolony, dobrze ubrany i pachnący. Szalenie mnie kręcił. Patrzyłam, jak marszczy
czoło i jaki ma dołeczek w lewym policzku. Słuchałam uważnie, gdy opowiadał mi o tym, jak stracił pierwszą firmę, jak oszukał go przyjaciel i jak on sam zawalił swoje małżeństwo. Nie obwiniał żony nawet na milimetr. Przyznał, że czasem topił smutki w
alkoholu, ale zarzekał się, że ma to pod kontrolą. Był spokojny, po jego policzku spłynęło kilka łez. Nie wiem czemu, ale mu uwierzyłam, choć z tyłu głowy gdzieś pojawiła się czerwona lampka. W dalekiej rodzinie mam przykład chłopaka alkoholika. Wiem jak jego żona walczy, jak go pilnuje, jak czasem się za niego wstydzi, jak wszyscy udają, ze jest ok, a ok tak naprawdę nie jest.
Dziś, kiedy nasza znajomość trwa już jakiś czas i się zacieśnia, zastanawiam się, czy dać Krzyśkowi szansę. Z jednej strony to dobry facet. Kulturalny, miły, dowcipny, opiekuńczy. Kilka razy pomógł mi bezinteresownie. Ostatnio gdy złapałam gumę,
wyszedł z pracy i po prostu zmienił mi oponę. Innym razem załatwił wizytę u znajomego lekarza dla mojej mamy. Widzę, że on jest zagubiony, że pragnie miłości. Z drugiej strony boję się, że to picie to jest coś, z czym on ma problem. Widzę, że się
przy mnie hamuje, ale rozpoznaję też czasem po głosie, że pił, gdy do mnie dzwoni. On myśli, że ja tego nie słyszę. Ja natomiast zauważyłam, że on mówi wtedy nieco wolniej, kontroluje słowa bojąc się, że się wyda.
Panicznie boję się, że pójdzie w tak zwany cug, że będzie pił, że będziemy w tym związku we trójkę – ja, on i alkohol. I mimo to ciągnie mnie do niego szalenie. Serce pragnie jego bliskości, a rozum na chłodno kalkuluje i z biegiem czasu wyostrza moje
zmysły. Przyłapałam się na tym, że mam ochotę go kontrolować, przejść do niego do mieszkania, by sprawdzić czy jest trzeźwy, przejrzeć mu szafki.
Wiem, że to nie jest zdrowe podejście do związku. Teoria jednak jest taka prosta i przyjemna. W praktyce nie jest tak łatwo, szczególnie gdy Krzysiek mówi, że dzięki mnie chce mu się żyć, że alkohol nie jest mu potrzebny do szczęścia, że on nad tym panuje i że jestem dla niego wszystkim.
Tkwię więc w potrzasku, chcę mu pomóc, a z drugiej strony nie chcę go holować. Powiecie, bym odeszła. Próbowałam zerwać już kilka razy, ale wobec jego spojrzenia jestem bezbronna. Roztapia mnie i czuję, jak przeciekam mu przez palce. I choć wiem, że to źle, nie potrafię odejść. Nie potrafię…