Mówił mi, że życie w parze, to jest jakiś chory wymysł katolickiego myślenia, dyktat naszej kultury. Przekonywał mnie, że poliamoria jest naturalna. Mój mąż, który z wykształcenia jest filozofem i którego uważam do tej pory za bardzo inteligentnego faceta, twierdził, że człowiek, jak większość zwierząt, potrzebuje wielu partnerów seksualnych, by czuć się szczęśliwym. Opowiadał, że jeśli otworzymy małżeństwo, to nic nam nie zaszkodzi, bo łączy nas naprawdę silna emocjonalna więź. I powiem wam, że w końcu uwierzyłam. Zgodziłam się, byśmy otworzyli naszą relację po 15 latach małżeństwa.
Od jakiegoś czasu po prostu oboje czuliśmy, że do sypialni zawitała nuda. Kochaliśmy się raz na miesiąc, ja w zasadzie z obowiązku. Czasem czekałam, kiedy mąż skończy i dojdzie, ponieważ od kiedy zaczął brać leki antydepresyjne, miał opóźniony wytrysk i nasze stosunki przeciągały się w nieskończoność. Dlatego zaczęłam go wieczorami unikać. Kiedy on kładł się do łóżka i wiedziałam, że na mnie czeka, to zamykałam się w łazience i tam na brzegu wanny po kąpieli czytałam jeszcze książkę, w nadziei, że on sobie smacznie zaśnie i da mi święty spokój.
W końcu jednak mąż namówił mnie. Powiedział: „Chciałbym, żebyś jeszcze coś przeżyła ekscytującego”. Ustaliliśmy, że będziemy wobec siebie szczerzy. Ustaliliśmy, że będziemy mówić sobie, z kim się spotykamy, ale bez wchodzenia w intymne szczegóły. To miała nas chronić.
Pierwszy zaczął robić skoki w bok mój mąż
To było z kobietą z siłowni. Nie znałam jej, ale kilka razy widziałam ją w klubie fitness. Wydawała się miła. Na początku czułam zazdrość, ale kiedy przekonałam się, że nasz domowy wspólny seks staje się lepszy trochę wyluzowałam. Czułam jakby ta kobieta budziła mojego faceta. Jakby na nowo rozpalała w nim pasję i namiętność. Może to działa?, zastanawiałam się wtedy. Dlatego postanowiłam, że ja też muszę zrobić krok do przodu w tym temacie.
W moim biurze był kolega, który zawsze mi się bardzo podobał i przy którym czułam się naturalnie i bezpiecznie. Zaprosiłam go na drinka i powiedziałam wprost, że otworzyliśmy z mężem związek i jeśli on ma ochotę, to ja jestem nim zainteresowana. Sama byłam w szoku, że powiedziałam to tak otwarcie. On tylko uśmiechnął się, ale ja już wiedziałam, że on jest na „tak”. Poszliśmy więc do łóżka dość szybko i wtedy otworzył się przede mną świat, którego nie znałam, o którym nie miałam najmniejszego pojęcia. On robił ze mną rzeczy, które do tej pory były mi nieznane. Poznałam klapsy, lekkie podgryzanie i męskie silne ramiona, które w zasadzie robiły ze mną to, co chciały. Byłam w siódmym niebie, miałam nawet po dwa orgazmy podczas jednego stosunku. Szaleństwo! Ale kiedy zaczęliśmy już przeżywać orgazmy jednoczesne, poczułam się z tym facetem niezmiernie związana. Nie wiem, czy się zgodzicie, ale te równoczesne orgazmy naprawdę bardzo silnie łączą ludzi. Wspólna ekstaza to jest coś po prostu niesamowitego.
- Zobacz także: „Małżeństwo nie może być więzieniem” twierdzi Will Smith. Na czym polega związek otwarty tłumaczy terapeutka
Nowa szalona chemiczna więź
Dziś kiedy jestem w domu z domu z dziećmi i mężem, potwornie tęsknię za moim kochankiem. Chcę być już właściwie tylko z nim. Kiedy mąż zmieniał partnerki i wszystko u niego było tak jak sobie zaplanował, u mnie ten pomysł nie działa. Po prostu totalnie zaangażowałam się w nowy związek. Zakochałam się i czuję, że łączy nas silna chemiczna więź. To mi się przydarzyło pierwszy raz w życiu. Poprzednie relacje budowałam raczej na przyjaźni niż na szalonym pociągu seksualnym.
Nie wiem, jak o tym powiedzieć mężowi. Przecież nie złamałam żadnej obietnicy. Przecież nie ja tego chciałam. To nie moja wina. A jednak cierpię okropnie, ponieważ coraz częściej myślę o tym, by rozstać się z mężem. Jak ja mu o tym powiem po tylu latach wspólnego życia? Jak ja powiem o tym swoim rodzicom i teściowej? Przecież nikt mnie nie zrozumie. Kiedy odchodzi mężczyzna do innej kobiety, jest jakoś łatwiej. Ale kiedy to kobieta niszczy rodzinę, wszyscy na nią patrzą totalnie krzywo. Do zdrad mężczyzn jesteśmy przyzwyczajeni. Ale jeśli za rozpad odpowiedzialna jest kobieta… Jeśli to ona podejmuje tą trudną decyzję, wszyscy się od niej odwracają. Dlatego potwornie boję się.
Co robić? Może powinnam zacząć od tego, żeby powiedzieć mężowi prawdę? Żeby powiedzieć o tym, co się stało i co czuję? Może on to zaakceptuje? Nie jestem pewna tylko, co powie mój kochanek. On jednak coraz częściej przebąkuje o tym, że chciałby mieć rodzinę i normalny związek. Niby wiedział, w co się pakuje, bo powiedziałam mu to otwarcie… Ale on chce jednak żyć zwyczajnie. Nie chce tkwić nieustannie w poliamorii i być tym trzecim. To bardzo prostolinijna facet: fajny, mądry, wrażliwy, dowcipny, dobry.
Dlatego żyję rozdarta
Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale ja naprawdę kocham w jednym momencie dwóch mężczyzn. Gdybym musiała rozstać się teraz z mężem, byłoby mi równie trudno. Nie wiem, czy potrafiłabym pogodzić się z rezygnacją z tych wszystkich wspaniałości, które stworzyliśmy razem. Mamy piękny dom, wiele cudownych wspomnień i dwójkę nastoletnich dzieci, które jeszcze potrzebują obecności dwojga rodziców. W zasadzie tworzyliśmy zgodny związek do momentu aż postanowiliśmy eksperymentować z poliamorią. Z drugiej strony to wszystko jego wina, bo to mąż wymyślił ten nowy patent na nasze życie. A może powinnam jeszcze poczekać i poprzyglądać się, co z tego wyniknie? Muszę jednak zaznaczyć, że ta sytuacja jest niesłychanie dla mnie męcząca. Wierzcie mi, mając dwójkę dzieci i dwóch partnerów, bardzo trudno powiązać koniec z końcem i poświęcić każdemu wystarczająco czasu. Kochanek jest niezadowolony, dzieci za mną tęsknią, a ja czuję się rozdarta, bo jednak nie mówią prawdy mężowi. Dlatego proszę was o poradę. Powiedzcie, co waszym zdaniem powinnam robić. Potrzebuję wsparcia czytelniczek i czytelników ohme.pl