Moja znajoma odeszła od męża. Po siedmiu, długich latach, podczas których dawała sobie wmawiać, że jest emocjonalnie, intelektualnie i fizycznie (tam i ówdzie) niedorozwinięta, kiedy czuła się poniżana przez ukochanego mężczyznę w obecności swoich przyjaciół i znajomych. Po latach przekonywania, że „bez niego”, to ona sobie w życiu nie poradzi, bo jest do niczego i nic o niczym nie wie, ale przecież droga wolna, proszę bardzo, tylko klucze zostaw, bo to ja zarobiłem na ten dom. Gadał i gadał, ale nie wierzył, że ona go w końcu zostawi. Pan mąż nie docenił chyba jednak swojej żony, która po prostu, pewnego dnia „wzięła i wyszła”, tak jak stała, z jedną walizką. Po resztę rzeczy przysłała swojego ojca. Byle nie wracać tam, gdzie ją tak zraniono.
Najpierw zamieszkała u swoich rodziców, potem wynajęła mikroskopijną kawalerkę z dala od dawnego mieszkania. Z dala od niego i wszystkiego, co nie kojarzyło jej się z dobrym, spokojnym życiem we dwoje. Po roku była już szczęśliwie rozwiedzioną, wolną osobą, odzyskującą wiarę we własne możliwości i w swoją wartość. Nie sądziłam, że były mąż tak łatwo odpuści i zgodzi się na rozwód, ale chyba jej spokojna postawa okazała się na tyle skuteczna, że zaskoczyła go kompletnie i rozłożyła na łopatki. Nie miał pomysłu jak „walczyć”, bo ona nie zadawała ciosów. Więc on, macho i samiec alfa, niekwestionowana głowa rodziny, musiał się poddać.
Kiedy jakiś czas później, przy winie, spytałam ją w jaki sposób znalazła w sobie siłę na całe to rozstanie, wiedząc, że przez całe długie 7 lat małżeństwa, ukochany partner robił jej z mózgu sieczkę, wprawiając w niczym nieuzasadnione kompleksy i „wychowując ją sobie” na posłuszną żonę i ofiarę losu, powiedziała mi skromnie, że po prostu działała zgodnie z planem. Od dłuższego czasu wiedziała, że odejdzie, więc ta świadomość wpływała na nią uspokajająco.
„Wyglądało to mniej więcej tak – opowiadała mi – że on stał i gadał, jaka jestem nieporadna, beznadziejna i że, mam szczęście, że się ze mną ożenił, a ja w myślach powtarzałam sobie: „spokojnie, szkoda twoich nerwów, za trzy tygodnie będziesz wolna”. I to działało świetnie. A poza tym trzymałam się schematu.
Brzmiał on bardzo zwyczajnie:
1. Odejdź na wiosnę. Wybierz dobry, słoneczny dzień, nie odchodź w deszczu
Będzie ci łatwiej. Zawsze przecież lubiłaś łagodne, wiosenne dni, z delikatnymi promieniami słońca, tymi, które dają nadzieję i przekonanie, że wszystko się ułoży. Pierwsze, ciepłe podmuchy wiatru i ten zapach w powietrzu, uniosą cię daleko stąd.
2. Nie pakuj wszystkiego
Wcale cię to „wszystko” nie uszczęśliwiło, w niczym ci nie pomogło. Weź jedną walizkę, tak, jakbyś miała wyjechać na chwilę.
3. Nie mieszaj w to miłości (do niego)
Wiemy obie, że nadal go kochasz. Ale tu chodzi o miłość do Ciebie, a tej w waszym związku brakuje.
4. Zostaw wyrzuty sumienia
Nie masz z nim dzieci, ani nawet kota czy psa. Rodzice? Wiesz, że zależy im na tym, żebyś była szczęśliwa. Teraz już możesz się przed sobą przyznać: w głębi serca, oni wiedzą. Lojalność? Obowiązuje obie strony.
5. Nie lituj się nad nim, lituj się nad sobą
Znasz ten mechanizm od lat, wiesz dobrze, kiedy on czuje, że doprowadza cię do tej niebezpiecznej granicy. Tak zręcznie odgrywa wtedy rolę ofiary i pokrzywdzonego. Twoją rolę. Od dawna wiesz, że jego „chciałem dobrze”, oznacza jedynie „chciałem dobrze dla siebie”. Łzy? Ile razy już je wiedziałaś? Obietnice? W kłamstwa nie wierzysz.
6. Kiedy już odejdziesz, nie wracaj
Postanowiłaś, jesteś silna, nie rzucasz słów na wiatr. Obdarowałaś GO milionami szans. Teraz pora zrobić coś dla siebie.
7. Nie umawiaj się z facetami, tylko dlatego, że czujesz się samotna
Z tym „jedynym” byłaś przecież bardziej samotna niż Ciocia Kazia, której mąż zginął jeszcze w Powstaniu.
8. Kiedy spotkasz miłość, pozwól, by się o ciebie zatroszczyła
Jeśli potrafi to zrobić tak, byś poczuła się szczęśliwa (musisz jeszcze tylko sobie przypomnieć jak to jest), okaż jej wzajemność.
Od rozwodu mojej przyjaciółki minęły cztery lata. Ona sama ma za sobą dwa, krótkie związki, które zakończyły się „po koleżeńsku”. Mikroskopijną kawalerkę zamieniła właśnie na dwupokojowe mieszkanie, ma też kota i żółty rower. Jasnożółty, jak wiosenne promienie słońca. Jak nadzieja na to, że pewnego dnia spotka kogoś, z kim zechce zacząć wszystko od nowa.