Chciałam ci opowiedzieć moją historię. Tobie i każdemu, który pisze: „sama się prosiła”, „pewnie jej się podobało”, „przecież zawsze mogła uciec”.
Nie masz pojęcia, jak to jest. Nie wiesz, w jaki potrzask wpadasz. Jeśli jesteś kobietą, która myśli o mnie, że jestem słaba i naiwna, pewnie wychowałaś się w domu, w którym zdobywałaś pewność siebie, w którym rodzice podkreślali twoją wartość, nie podważali tego, kim jesteś, nie wymagali zakładania maski idealnej córki. Ja słyszałam, że jestem niewystarczająca, że mogłabym bardziej się starać, bardziej kochać, więcej się uczyć, lepiej wyglądać. Skaleczono mnie, bo zakochując się w facecie starszym od siebie, jedyne czego oczekiwałam, to jego akceptacji. Dla tej miłości byłam w stanie zrobić wszystko. Chciałam być idealna dla niego. I byłam. Na początku. Kochał mnie bezwarunkowo, przynosił kwiaty, przytulał, mówił, że jestem najwspanialsza na świecie, a ja tak bardzo tych słów potrzebowałam, w końcu ktoś mówił mi, że jestem coś warta, że jestem warta kochania.
Mogłam się wyrwać z domu, udowodnić wszystkim, że nie jestem nikim, skoro ten mężczyzna mnie chce. Tak, miarą mojej wartości była obecność męża obok, na niczym innym nie potrafiłam jej zbudować.
Kiedy uderzył mnie pierwszy raz, byłam oszołomiona. Nie wiedziałam, czy to się zdarzyło naprawdę. Tak szybko dobiegł do mnie i pięścią uderzył w brzuch. „Co się stało?” huczało mi w głowie. Spojrzałam na niego, to był błąd. Dostałam drugi raz. Osunęłam się na podłogę, a on wyszedł. Słyszałam trzaśnięcie drzwi. Zastygasz. Wyłączasz emocje. Wstajesz i idziesz do łazienki. Gorący prysznic. Siadasz na łóżku w sypialni i próbujesz dojść do tego, co się stało. Nawet nie próbujesz zrozumieć, bo jak zrozumiesz, to się z tego nie podniesiesz. Wrócił jak gdyby nigdy nic. Spytał o kolację. Też udawałam, że nic się nie stało. Może to był jakiś przypadek, może mi się to przyśniło, tylko ból brzucha przypominał o tym, co się wydarzyło kilka godzin wcześniej. Obejrzeliśmy wspólnie film, poszliśmy do łóżka, podczas seksu powtarzał, jak bardzo mnie kocha, jak jestem dla niego ważna…
Wymazujesz to z pamięci. Choć z tyłu głowy czai się obawa, robisz wszystko, by ją zagłuszyć. Żyjesz normalnie. Pewnego dnia proponujesz wspólne wyjście do kina. I znowu. W brzuch. Upadasz od razu, a on kopie cię po nogach. Coś krzyczy. Zasłaniasz głowę rękami, docierają do ciebie strzępki słów. Że czego mi się zachciało, że kurwić się mogę gdzie indziej, nie na jego oczach, że on nie jest od spełniania moich zachcianek… Znowu wyszedł. Długo nie mogłam się podnieść z podłogi. Gdy wrócił, siedziałam zamknięta w łazience. Bałam się wyjść. On stał pod drzwiami, przepraszał, błagał, żebym wyszła, tłumaczył, że nie wie, czemu tak zareagował, że to stres w pracy, chora matka, że może jest zbyt impulsywny. Obiecywał, że to nigdy się nie powtórzy. Uwierzyłam, chciałam wierzyć. Kupił mi kwiaty, biżuterię, zabrał do kina. Znowu czułam się wyjątkowa. Ale też ostrożna w tym, co mówię, jak się zachowuję. Obserwowałam go, jego reakcje, nastrój.
Kolejny raz – po zabawie karnawałowej, na którą poszliśmy z jego rodzeństwem. W domu od razu dostałam w twarz. Tym razem krzyczałam. Chciałam wyjść. Trzymał mi drzwi. Był silniejszy. Pobił mnie tak, że opuchnięte oko przez kilka dni ograniczało mój wzrok. Bolało mnie całe ciało. Wtedy też mnie zgwałcił. Bo byłam kurwą, która wdzięczy się do wszystkich facetów, a powinnam pamiętać, że jestem tylko jego.
21 lat. Tak, chciałam uciec, ale nie miałam gdzie. Do rodziców, którzy i tak mieli mnie za nic, którzy uważali, że moje miejsce jest przy mężu? W końcu on dobrze zarabiał, ja nie musiałam pracować. Nie mogłam, chociaż chciałam. Nic nie mogłam. Na zewnątrz byliśmy idealna rodziną, z dwójką uroczych dzieci. Nikt nie wiedział, co dzieje się w środku. Nigdzie nie wychodziłam, nie miałam koleżanek, wiedziałam, że każde „wychylenie się” grozi kolejnym pobiciem, gwałtem, zamknięciem w sypialni, do której dzieci nawet nie mogły wejść…
Nie miałam nic, nie miałam nikogo. Byłam słaba, za słaba nawet, by ze sobą skończyć, by przerwać to piekło. Zabierała dzieci do kina, na wakacje, na weekendowe wycieczki. Kochały go. Mi rozbił talerz na głowie… Już nawet nie pamiętam za co.
Mówił: „Tylko komuś powiedz, to cię zabiję, przysięgam, że to zrobię…”, a ja przecież miałam dzieci, kochałam je nad życie… Groził: „Uciekniesz, nigdy ich nie zobaczysz, pamiętaj, nigdy”. Wierzysz mu, bo wiesz, do czego jest zdolny, wierzysz, gdy przez lata ci mówi, że nic nie jesteś warta – przecież słyszysz to przez całe życie, dlaczego miałabyś nie wierzyć? Powtarza, że bez niego zginiesz, że jesteś nikim, szmatą, ku*wą, poczwarą, które nikt oprócz niego wyruchać by nie chciał, a w sumie on i tak to robi z litości…
Jest ci wstyd za to, kim jesteś, za to, jak pozwalasz się traktować. Jesteś nikim, cieniem, chciałabyś zniknąć, chciałabyś, by nikt nie pytał, czy wszystko u ciebie w porządku, by nikt cię nie zauważał.
Kiedy trafiałam do szpitala, pielęgniarki błagały, żebym powiedziała, co się dzieje… Ale się bałam. Wypisywałam się na własne życzenie, płakałam, żeby nie wzywały policji, bo on mnie zabije… Jedna noc. Jedna rozmowa. One dały mi siłę, by to przerwać. By spakować się i uciec.
Musiałam wszystko zbudować od nowa. Musiałam zbudować siebie. Uwierzyć, że nikt, że nawet ja nie zasługuję na takie życie. Że jestem ważna, i jestem coś warta. Że można mnie lubić za wiele rzeczy, że sama siebie mogę polubić i… przytulić i zaopiekować się sobą… Nie pisz, że sama się prosiłam, że jestem głupia, że widocznie zasłużyłam, że ty byś odeszła, gdyby tylko podniósł na ciebie rękę. Tego nie wiesz. A jeśli wiesz – cieszę się, że jesteś tak silna, że tak bardzo wierzysz w siebie, że nie pozwolisz na to, by ktoś cię poniżał. Ja się dopiero tego uczę. Mam 40 lat i uczę się siebie na nowo, odzyskuję wiarę i nadzieję, że na mnie też czeka lepsze jutro. I że ode mnie zależy, jak wyglądać będzie moje życie, a nie od tego, co inni próbowali mi wmówić.
wysłuchała: Ewa Raczyńska