Bartek Jagodę poznał w małej klubo-kawiarni z bilardem. Często tam chodził, ona wcześniej tam nie bywała. Tamtej soboty przyszła z koleżanką na drinka. Cel miały jeden – pograć, napić się, rozerwać. O bilardzie wiedziała tyle co nic, Bartek postanowił więc ją wesprzeć w grze. No nie tak zupełnie bezinteresownie, bo od razu mu się spodobała.
W kotka i myszkę
– Wziąłem od niej numer telefonu, zadzwoniłem, jeden spacer, drugi, kino, impreza u znajomych. Potem powrót taksówką do domu, no i stało się, pod jej blokiem ją pocałowałem. No i to był błąd, bo okazało się, że tylko z mojej strony coś zaiskrzyło.
Pocałunek został odwzajemniony, ale po wszystkim Jagoda oznajmiła chłopakowi, że ona tak nie chce, że traktuje go jak kumpla, że ten pocałunek nic nie znaczy, bo była wypita.
– Zrozumiałem. Był tylko jeden kłopot, nie szukałem nowych koleżanek. Liczyłem na coś więcej, Jagoda mi się podobała. Kumpelstwo nie wchodziło więc w grę, raczej by nie to męczyło. Nie chciałem zniknąć bez słowa, nie tak mnie matka wychowała. Spotkałem się z nią i powiedziałem jak wygląda z mojej strony sytuacja. Dla mnie znajomość musiała zostać zakończona.
I tu zaczęły się schody. Jagoda była postawą Bartka bardzo zawiedziona. Nie potrafiła zrozumieć, że chłopak był bliski zakochania. Żadne jego tłumaczenia do niej nie przemawiały. Obraziła się, że Bartek poszedł w swoją stronę.
– Dwa tygodnie po tamtym spotkaniu ma messengerze przysłała mi wiadomość. Że ma kłopoty w pracy, że spędza sama wieczór, że czasem o mnie myśli i że szkoda, że jak dawniej już nie gadamy. Trochę zamarłem. No bo o co chodzi? Najpierw mnie odrzuciła, teraz do mnie pisze a z jej tonu wynika, jakbym to ja był przysłowiowym katem a ona ofiarą. Tymczasem sytuacja była przecież zupełnie odwrotna.
Bartek nie wiedział o co Jagodzie może chodzić. Co poszło nie tak? Znał anegdotki o friendzone, o męskich przyjaźniach z kobietami. Słyszał wielokrotnie o nachalnych adoratorach, sam z godnością przyjął jej odmowę. Kiedy zamilknął, to ona się odzywała.
– Najchętniej bym ją wtedy olał, jak i ona mnie olała. Ale Jagoda pisała coraz częściej i coraz cieplejsze były te nasze spotkania. Przyjaźń nadal nie wchodziła w grę, ale perspektywa związku z nią bardzo mnie kręciła. Zapytałem więc ponownie, czy może coś być głębszego między nami.
Jagoda zaprzeczyła. Ponownie wyjaśniła Bartkowi, że przecież jasno postawiła sprawę, i zapytała w którym momencie on jej nie zrozumiał.
– Otóż w każdym jednym. W żadnym momencie jej nie zrozumiałem. Chce, nie chce ileż można. Dawała mi sprzeczne sygnały, a potem była wielce zdziwiona. Zakończyłem tą znajomość na amen, próba numer dwa zbyt wiele mnie kosztowała. To była zabawa w kotka i myszkę. Dziękuję, postoję. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Gierki? Nie tędy droga.
Królowe lodu
– Mam dwadzieścia dziewięć lat, nigdy nie byłem w żadnym poważnym związku, powoli zaczynam być załamany – Karol szczerze zaczyna opowiadać.
Mieszka w dużym mieście, robi aplikację radcowską, uwielbia góry, z pasją latem i zimą się po nich wspina. Ma mieszkanie, etat w urzędzie, dobre auto, przyjemną aparycję.
– Kiedy patrzę czasem na moich kolegów nie mogę wyjść z podziwu. Nie chcę nikogo krytykować, często są oni poniżej przeciętnej, a otacza je wianuszek wielbicielek, albo od dawna są ojcami i mężami. A ja? Z tego wszystkiego poszedłem już na kurs uwodzenia. Przecież człowiekowi ręce opadają.
Na kursie mówili Karolowi, że musi wyjść do ludzi, przybrać otwartą postawę, inteligentnie zaczepić kobietę na przystanku, w sklepie, na ulicy, gdziekolwiek, choćby siedziała z nosem w telefonie.
– Spróbowałem i za każdym razem wyszła z tego jedna wielka błazenada. Zaliczyłem kilkanaście podejść do kobiet na ulicy. Najczęściej mnie totalnie zlewały, albo się śpieszyły, albo miały chłopaka, albo męża. Raz, no dobra może dwa dały mi swój numer telefonu. Jedna wcale nie odebrała, a druga zakończyła znajomość po dwóch spotkaniach.
Karol opowiada, jak wielokrotnie słyszał opowieści w pracy swoich koleżanek. Że faceci w tych czasach to takie tchórze, że żaden się nie garnie, że odwagi za grosz i że koniec świata.
– Nie mogę mówić za wszystkich, ale żadna z poznanych w ostatnim czasie kobiet mi najmniejszych szans nie dała. Założyłem sobie portal randkowy, może tam mi będzie łatwiej. Narzekacie, że jesteście singielkami a czasem same jesteście sobie winne drogie panie. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Mężczyźni nie gryzą. Może czasem warto by było zwyczajnie spróbować.
Na kocią łapę
– Generalnie mam problem z decyzjami – mówi Marek. Ale w momencie kiedy w jednej z dużych sieci jubilerskich kupowałem mojej Ani pierścionek, byłem przekonany, że robię słusznie, i że z nią to mogę choćby na koniec świata.
Zaręczyny były tradycyjne, rodzinna kolacja, bukiet róż, deklaracja składana na kolanach. Narzeczona Marka była wzruszona, aż do następnego poranka.
– Powiedziała mi, że nie była przygotowana i, że postawiłem ją w niezręcznej sytuacji. Ale nad czym tutaj się zastanawiać? Fakt, byliśmy razem zaledwie pół roku, ale takie rzeczy się wie, to się czuje. Chciałem z nią spędzić życie, czy to coś złego?
Ania powiedziała Markowi, że mogą być parą, ale pierścionek mu jednak oddała. Mówiła, że ma wątpliwości, że to zbyt poważna w jej mniemaniu decyzja. Zapytana, czy ma zamiar się rozstać, powiedziała, że nie wie.
– Na początku naszego związku to ja nie byłem pewien a potem to się odwróciło. Dla mnie to był jakiś znak ostrzegawczy. Byliśmy dorośli nie widziałem powodów dla których warto bez końca czekać na zwyczajne zalegalizowanie związku.
Młodzi się rozstali. Pół roku później Marek zmienił pracę, zakochał się, zamieszkał ze swoją przełożoną.
– Anka jest sama. Widzę na jej facebooku jak zamieszcza ciągle obrazki i cytaty o tym, jak smutne życie może mieć samotna singielka. Nie jest mi jej nawet szkoda. Mogła mieć wszystko, bo ja serio ją kochałem. Teraz jest Maria, to dobra dziewczyna. O Ance nie myślę już prawie w ogóle. Życzę jej jak najlepiej. Niech jej się poukłada.
Stracone złudzenia
– Zapytałem jej na co ma ochotę, to powiedziała mi, że mam sam zadecydować. I co? Potem okazało się, że wybrałem beznadziejny film, i że okropna była tamta kolacja – Jurek aż zaciska pięści ze wzburzenia. To był dopiero początek. Później źle się ubrałem na kabaret, i chodziłem do złego fryzjera. Skórek od paznokci nie obcina się cążkami, tylko służą do tego patyczki bambusowe, o, takie mądrości mi Angelika sprzedawała.
Jurek wiedział, że zazwyczaj ponad osiemdziesiąt procent par dobiera się głównie pod kątem wieku, wykształcenia czy pochodzenia społecznego. Do tego dochodzą również wyznawane wartości, cele życiowe, styl życia i sposób postrzegania świata.
– Koniecznie musiałem zapisać się na basen i siłownię, no i kilka razy pójść do solarium. W niedzielę obiady jadaliśmy tylko u jej mamy, a w łóżku musiało być miejsce dla jej małego yorka. Na śniadanie koniecznie coś fit, i ładnie podane, żeby wyszła dobra fotka, ulepszona filtrami. Mieszkanie utrzymywać miałem sam, bo skoro jestem facetem, to mam przecież płacić.
Angelika miała wysokie wymagania. Sama nie pracowała, jej głównym zajęciem było przeglądnie portali społecznościowych i aktywne udzielanie się na nich.
– Widziały gały co brały, nie mówię, że nie wiedziałem jaką wybieram sobie kobietę. Ale paradoksalnie rzecz ujmując w mniemaniu kobiet facet ma być super fit a one same często wcinają frytki w domowym zaciszu. Mężczyzna ma być ekstra ubrany, obcisłe dżinsy, gołe kostki, a one same zapierniczają w dziurawych leginsach po domu. Kryją się pod maskami z makijażu, oglądają żony Hollywoodu i kreują online życie, którego praktycznie nikt w rzeczywistości nie ma.
Jurek w tym związku wytrwał dwa lata.
– Angelika zapytała mnie dlaczego. Przeprosiłem ją, że nigdy nie będę spełniał jej oczekiwań. Nigdy nie będę przepuszczonym przez filtry idealnym zdjęciem z instagrama.
Ze swoich źródeł Jurek wie, że Angelika od tamtej pory jest sama.