Czytam i nie wierzę. Odejść, czy zostać, kocha – nie kocha. Zdradzić, czy nie. I chce mi się krzyczeć: „Kobiety ogarnijcie się, czy wasze szczęście zależy tylko od mężczyzny, który będzie stał obok was?”.
Czy naprawdę musicie się przeglądać w jego oczach, żeby znać swoją wartość. Czy bez faceta nic nie znaczycie? Jesteście gorsze, wybrakowane, gdy facet was nie kocha? Oczywiście, zaraz usłyszę głos oburzenia: „No nie, oczywiście, że nie, bez przesady”. Ale spójrzcie na siebie – jesteście o tym przekonane, czy to tylko takie gadanie na uspokojenie swojego własnego ego, co by za bardzo nie chciało dojść do głosu i wykrzyczeć wam prawdę w twarz?
Coraz częściej mówi się o niezależności kobiet, o budowaniu przez nich pewności siebie. I co z tego? Feminizm klepiemy po plecach, bo miło, że jest i że zawsze można na niego zrzucić nasze dylematy – dziecko czy praca, rodzina czy kariera, samorozwój czy zadowolenie mężczyzny, który zasypia obok nas.
Na miłość boską. Czy naprawdę tak trudno spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Ale fajna z ciebie baba”. Obojętnie czy staniecie nago, czy odstrzelone w najlepszą kiecę. Bo nie o wyglądzie tu mówimy, ale o przekonaniu, że kurde no jestem zajebista.
Na pewno każda z nas miała w życiu taki dzień, kiedy myślała: świat leży u moich stóp, że może dokonać wielkich rzeczy, że ona sama decyduje o swoim życiu tu i teraz. I dlaczego za tym nie poszłaś? Tylko spojrzałaś na tego gościa, który właśnie zasiadł na kanapie i cichutko przysiadłaś obok niego. „Pojechałabym do Afryki” – to czemu nie lecisz? Bo on nie chce, bo nie łapie twojego pomysłu, nie wychodzi mu naprzeciw, tylko kiwa z pobłażaniem głową: „Ty to se możesz marzysz, a ja chcę nad nasze morze – rybę zjeść, piwo wypić”. No i krew mnie zalewa, bo zostajemy tylko w sferze chrzanionych i frustrujących nas, bo nie spełnionych marzeń, bo jego potrzeby są ważniejsze.
Ano tak, bo zapomniałam – przecież szczęście to facet u boku, a nie realizowanie swoich własnych marzeń. Bo co z tego, że polecisz do tej Afryki, skoro nie będziesz miała do kogo wrócić?
BŁAGAM. A ile rzeczy może się wydarzyć przy okazji takiej wyprawy, ile ludzi możesz poznać, ile nowego doświadczyć. Naprawdę, jego czyste skarpetki dają ci większą możliwość rozwoju i szczęśliwszego życia?
Bo ON…
Usłyszałam ostatnio: Tak, jasne, żyjemy jak chcemy, a nie mamy odwagi nie ugotować obiadu. Nie dlatego, że lubimy gotować, nie dlatego, że on sam sobie nic nie zrobi, tylko dlatego, że może przestanie nas akceptować. Powie: „Nie gotujesz, nie pierzesz, nie sprzątasz to do czego jesteś mi potrzebna?”. Widzisz siebie – z tą ścierką, odkurzaczem i miską pełną prania. To jesteś naprawdę ty? To jest szczyt twoich marzeń, szczęśliwego życia?
„Nie zmienię pracy, bo on” – powiedziałam mi przyjaciółka. „Bo co on?” – pytam. „No wiesz, pracowałabym w innych godzinach, poza ty on mówi, że to niezbyt dobry pomysł?”. „A co ty sądzisz?” – drążę. Bo wiem, że to praca jej marzeń, że da jej drogę do rozwoju. Ona też to wie, i co z tego. Zapomniałam jest on.
Jestem piękna – gdy on to powie, jestem mądra – gdy on potwierdzi, jestem dowcipna – gdy on śmieje się z moich żartów, jestem atrakcyjna – gdy nadal on chętnie idzie ze mną do łózka. A że on atrakcyjny coraz mniej, cóż…
I chce mi się krzyczeć, bo jak to możliwe, że my kobiety – fajne babki, mądre, wykształcone z mega potencjałem zasiadamy koło takiego typa, który codziennie podcina nam skrzydła – a nie zapomniałam – czasami powie: „Pyszna zupa”.
Ja pierd**ę. Kocha za mało, czy wcale, może to moje wina, może ja z siebie za mało daję, za mało się staram – oczywiście, że mało która przyzna się do takiego myślenia. Nie, ja jestem współczesną niezależną kobietą. Dodaj: kobietą, która szczęście i dobro innych ludzi stawia ponad swoje, która nie bierze odpowiedzialności za swoje życie, bo ma wpojone, że facet zawsze wie lepiej, jest mądrzejszy, jest autorytetem i to on wyznacza nam kierunek życia.
A może tak wygodnie. Kiedyś będzie można powiedzieć: To była jego wina, że może życie tak wyglądało.
Trzymamy kurczowo tę miłość. Boimy się jej puścić, bo jeszcze nie daj Boże ucieknie nam do kochanki, albo co gorsze odejdzie w ogóle.
Dlaczego nie jesteś z mężczyzną, który sprawia, że czujesz się wolna, że masz prawo wyboru i pełnego decydowania o sobie. Chcesz iść do przodu, masz marzenia – realizuj je. Nawet gdy mu nie jest z nimi po drodze, to cię nie ogranicza. Chcesz skoczyć ze spadochronu – proszę bardzo, ale mnie to nie kręci – opowiesz jak było. Nie ma takiego? Proszę cię, więc lepiej tkwić w związku, byleby by był. Gratuluję.
Nie jesteśmy jednym organizmem. Nie musimy spijać sobie z dziubków i iść ramię w ramię we wszystko, co sobie wymyślimy. Bycie razem to akceptacja, to kompromisy to zrozumienie. Ale nie – u nas to działa w jedną stronę – to my akceptujemy i rozumiemy i idziemy na kompromisy – i wydaje się nam, że mamy partnerski związek. Taki trochę śmiech przez łzy i cholerna hipokryzja.
A co jest złego w pokochaniu samej siebie, w powiedzeniu: „Lubię cię, jesteś dla mnie najważniejsza”. Bo dzieci, bo mąż, bo co znajomi powiedzą, bo to już przecież egoizm. Jasne – nie ma jak to żyć życiem, które inni nam projektują.
I wiesz co, pomyśl, jak chciałabyś, żeby wyglądało twoje życie za 10 lat. Jak byś chciała – szczera możesz być tylko przed sobą. A jak wyglądać będzie?
Wkurzona Baba