Ona i on, razem od siedmiu lat. Rozstawali się już tyle razy, że kiedy Ania dzwoni do przyjaciółki mówiąc “to koniec”, ta tylko uśmiecha się pod nosem. “Koniec” trwa u nich kilka dni, najdłużej tydzień. Po spektakularnym zerwaniu, pakowaniu walizek, dramatycznych słowach i deklaracjach, że „już nigdy więcej”, Ania i Piotr padają sobie w ramiona obiecując, że już zawsze będą razem. Ich związek jest jak fala – ta miłość to ciągłe rozstania i powroty. I choć niektórym może się wydawać, że ta dynamika jest szalenie niszcząca, oni są ze sobą szczęśliwi. Bardzo. Jest tak romantycznie. A przynajmniej tak mówią.
Bo może z daleka tego nie widać, ale z bliska już wiadomo – to on ją odpycha i ciągnie, a ona tylko oddaje się bezwolnie tej relacji. Jak to możliwe? Czy tak wielka jest siła jej miłości? Nie. Ania wpadła w sidła toksycznej relacji – fali. Ten związek sprawia, że raz jest tak szczęśliwa, że unosi się wysoko nad ziemią, a innym razem, że prawie spada na dno. Kiedy jest na dnie, obiecuje sobie, że już nie da się tak traktować, że nie da się więcej szarpnąć, powiedzieć tych wszystkich raniących słów. Ale on zawsze znajdzie sposób, by ją przekonać, że jest miłością jej życia. Że tylko przy nim odczuje te wszystkie emocje. I trochę ma rację.
Jak działają toksyczne związki „fale”?
Na początku takiego związku zwykle to on, mężczyzna wykazuje bardzo silne zaangażowanie i chęć stabilizacji u boku tej konkretnej partnerki. Jest niezmordowany w dążeniu do tego, co chce osiągnąć. Prawie desperacko usiłuje ją zdobyć. Udaje mu się to z łatwością, bo w dobie „braku zaangażowania” i niestałych relacji, jego zachowanie wyróżnia go na tle innych mężczyzn. Dalej jest jak w bajce. Do czasu.
Po zaledwie kilku pierwszych miesiącach, (a czasem nawet tygodniach), bajecznej miłości, on zaczyna się powoli odsuwać, pozostawiając swojej partnerce domysły. Ona zastanawia się nad tym, gdzie podziała się cała jego miłość, obietnice i uczucie.
Czując się nieswojo i wyraźnie zaniepokojona nagłą zmianą zaczyna obwiniać samą siebie. A czasem stara się zrobić wszystko, by być dla niego bardziej atrakcyjna. To powoduje, że on staje się podejrzliwy i obawia się, że ją straci. Zaczyna się ponowne przyciąganie, relacja jest na fali wznoszącej, a pozytywne emocje znów na najwyższych obrotach.
Ale w miarę kontynuacji związku, przyciąganie i odpychanie stają się stałym, codziennym elementem w tej już i tak intensywnej relacji. Jedno zawsze biegnie, a drugie zawsze goni. Idą tam i z powrotem, jednocześnie wąsko zbliżając się do siebie twarzą w twarz. Miłość, którą odczuwają w tych ulotnych chwilach, utrzymuje związek przy życiu. Zarówno ten, kto przyciąga i odpycha, jak i ten, kto się tym silom poddaje, uważają, że tak powinna wyglądać miłość.
Jednak z czasem, jedno z nich zaczyna tracić siły.
Wyobraź sobie, że partner odsuwa się od ciebie w najmniej spodziewanym momencie, wtedy, kiedy związek wydaje się przebiegać wyjątkowo dobrze. Nie potrafisz tego zrozumieć, prawda? Szukasz jakiego logicznego wytłumaczenia, podejrzewasz zdradę. Ale wyjaśnienie jest inne. Intymność, miłość, szczęście były dla twojego partnera już zbyt intensywne. Dusił się. Jest teraz niedostępny.
Relacja Ani i Piotra to swego rodzaju fenomen. Typowy okres trwałości dla takich związków wynosi około dwóch lat, jest z góry skazany na katastrofę. Ania jednak jest tak mocno emocjonalnie związana ze swoim partnerem, że nie potrafi spojrzeć na swoją sytuację z dystansu. Tak często była „porzucana”, że instynktownie wie, że za chwilę do Piotra wróci. Ale nie wie jeszcze, albo nie chce przyjąć do świadomości, że jest w pułapce, że jej emocje są w bardzo złym stanie. Jest od tych wahań uzależniona, a jednocześnie cały czas pozostaje w stanie gotowości. Bo kiedy jest dobrze, to znaczy, że za chwilę, to się skończy. Co musi się stać, by to ona odeszła? Osobisty przełom, przebłysk świadomości, który pociągnie chęć zmian. Oby zdarzył się jak najszybciej.