Cicho, cicho, bo inni zobaczą. Zobaczą coś o nas, czego nie wie o nas prawie nikt.
Przeszłość. Nie widać jej, gdy uśmiechasz się do mnie na kolacji i pytasz czule co mi podać. „Ależ on opiekuńczy” wzdychają przyjaciółki, koleżanki, znajomi.
Nie widać tego, gdy rozmawiasz z tą ładną panią w przedszkolu. Głaszczesz wtedy Julkę, a do pani uśmiechasz się tym amerykańskim uśmiechem, to chyba numer 5. A ja już na pewno wiem, że pani dopowiada sobie historię o tym twoim uśmiechu. Że on znaczy coś więcej, jest uwodzeniem, prowokowaniem i uwagą, która jest zapowiedzią czegoś więcej. No chociaż nadziei.
Słabe, co? Jak w ogóle pewna siebie trzydziestolatka może mieć takie myśli. Że jej mąż za bardzo uśmiecha się do jakiejś pani.
Jestem również czuła na twój wzrok wędrujący za kobietami na ulicy, choć nie daję po sobie poznać nic, w ogóle. Opowiadam wtedy o pracy, o Julce mówię i o Stasiu. Ale zauważam to co ty. Tamta uśmiechała się pięknie, a inna szła z taką pewnością, której mi zabrakło już dawno.
Nie jestem taka ładna.
Tak mądra.
Taka fajna.
„Zwariowałaś?” spytasz. Ja zwariowałam? Czy może ty, gdy zapomniałeś o wszystkim co mamy i w chwili kryzysu wybrałeś Ją. Ją– która nie urodziła dziecka, nie wyglądała jak miotła, nie zapominała robić ci laski i mówić słodko: „misiu….” oraz „miau”. Ja nie zdążałam, bo w nocy zbierałam rzygi twojego jednego dziecka, a drugie karmiłam. I to dziwne, że ja się dzisiaj nie czuję taka fajna? Że nie lubię swoich piersi, brzucha nie lubię i nogi mnie złoszczą?
Bardzo przepraszam.
Bardzo, k…., przepraszam.
No bo przecież my tyle mamy. Dlaczego miałabym być zazdrosna o panią w przedszkolu, kobiety na ulicy, koleżanki czy podwładne z pracy. Przecież to nic. Rozmawiasz. Jękniecie, foch, przewrócenie oczami. To nic– przekonujesz.
Zupełnie jak wtedy, gdy mówiłeś, że to Nic. No z Nią nic. Ona w ogóle Mi się nie podoba, te wiadomości NIC nie znaczą, a maile? Maile TO pomyłka. Prawda chwili, iluzja. Łapię się za głowę, bo zamiast spakować cię w jedną walizkę, rozpakowywałam emocje w twojej głowie próbując zrozumieć gdzie popełniłam błąd. Ja. „Czy mogę coś zrobić?” mruczałam zbierając resztki godności z posadzki, gdzie rozwaliłeś miskę z płatkami. Z wkurwu, że o coś cię oskarżam.
A sam rozumiesz, wcześniej myślałam, że naprawdę tyle pracujesz i tak bardzo jesteś zmęczony.
„Zdrady nie da się wybaczyć” przeczytałam kiedyś komentarz pod jakimś artykułem. Pomyślałam, że to bardzo dziecinne, ten komentarz. I to przekonanie, że nie da się potem żyć.
Mijają trzy lata od kiedy znalazłam waszą korespondencję. Pisałeś do Niej, że pragniesz i tęsknisz. Że znów zrobiłam aferę (akurat wtedy po tej kłótni się kochaliśmy), że się czepiam, że tęsknisz. Za Nią. Pisałeś do niej jak do mnie zawsze. I rytm tych podobnych słów zabolał mnie szczególnie. Auć. Ale że tak SAMO. Zobacz, nie byłam zła. Byłam taka dorosła. Wybieraj, zdecyduj, rób co czujesz, ja kocham. Wydawało mi się, że dojrzałe osoby rozmawiają dojrzałe, ale ty leciałeś za nią, która mówiła, że nie wie i kazała się zdobywać. Otwierałam oczy. Zbyt słabo, by powiedzieć krótkie: „spier….”
To naprawdę ja? To ze mną? Te wyznania przed ślubem, ten tekst, obietnice. To serio nie ma zupełnie znaczenia? Wszystko co wydawało się takie ważne? No cóż, nie miało znaczenia. Wtedy. Gdy kąpałam twoje dziecko, a ty myk– mykałeś pisać z Nią. Potem się, oczywiście, wycofałeś, mówiłeś, że tylko ja. To było wtedy, gdy już odpuściłam proszenie i mówiłam: rób jak czujesz, jak czujesz rób. A ty nagle, że czujesz do mnie….
Tak, pewnie, że chciałam, żebyś tak mówił. Bo kochałam, pamiętałam. No i wierzyłam. Ups.
Ale nie do końca już w środku wierzę twoim słowom. Nawet jeśli mówię: „wierzę”, bo to dobre dla nas obojga. Dla naszych dzieci i rodziców, którzy lubią przyjeżdżać do nas na święta i lubią jak rybę po grecku robię i mówię o tobie: mój mąż. Bo to taaakie bezpieczne. Dla nas wszystkich, kochanie. Wiesz. Taka rodzina tylko trochę śmierdząca od środka. Ale kto o tym wie, no na miłość boską.
Czy zdradę można wybaczyć?
No cóż, powinno się. Bo nikomu nie jest potrzebna złość i pretensje.
Czy być razem potem?
No cóż, można. Mamy taką ładną i mądrą córkę, wspaniałego syna, i święta fajne i życie miłe.
Czy można zapomnieć?
Moim zdaniem nie można. A przecież wiem co znaczy „moim”, bo od trzech lat uprawiamy dobre małżeństwo, mamy seks, czułość i wszystko.
Ale ja ciągle wyobrażam sobie co do niej mówiłeś. No wiesz, wtedy, kiedy byłeś w delegacji.
Wyobrażam sobie jak ją przytulałeś, gdy do mnie odwracałeś się bokiem.
I co jej mówiłeś, gdy mi mówiłeś, że nic między wami nie ma.
Nie ma znaczenia czy urodziłam ci dziecko, podam ci śniadanie i będę uprawiać z tobą seks. Wyjdziemy z naszym psem, wykąpiemy się razem, wypijemy kawę.
Coś pękło. Oszukałeś mnie. Twoje „nic” boli mnie jeszcze bardziej, bo tak samo wyparłeś się ją, jak i mnie. Wiem, że próbujesz nas uratować. Na swój sposób. Kiedyś bym ci zaufała.
Czy da się wybaczyć zdradę i żyć od nowa – spytała mnie przyjaciółka
Powiedziałam: pewnie.
Pomyślałam chwilę później: to jedno z kłamstw, które sobie serwujemy. Zdrada zawsze do nas wróci. Będzie lękiem, że on patrzy na inne, niepokojem, że z kimś pisze. Będzie naszym kompleksem, frustracją, perfekcją.
Przepraszam, że cię tym niepokoję, ale nie potrafię jednak wybaczyć. Myliłam się. Co teraz z tym zrobimy?
Tak, wiem, wiem. Jestem jedną z tych kobiet, to takie typowe, inne z tym żyją, to oczywiste.
To może napijesz się kawy? Albo naleśniki ci zrobię. Przecież to nie twoja wina, że się zakochałeś. Życie, życie kochana 🙂