To nie tak, że twój partner traktuje cię źle i dlatego nie jesteś szczęśliwa. Ale coś między wami się wypaliło. Czasem zastanawiasz się, że może dramatyzujesz, bo wszyscy twoi znajomi uważają, że macie udane życie. On jest w sumie dobrym facetem, fajnym ojcem, zawsze dbał o rodzinę i niczego wam nie brakuje, przynajmniej pod względem finansowym. Tyle że… to nie jest do końca to, o czym naprawdę kiedyś marzyłaś. Masz wrażenie, ze dryfujecie bez steru… I nie chcesz tak dalej żyć.
Mimo wszystko nadal zależy ci na partnerze i wspólnej przyszłości. Zastanawiasz się więc, jak to możliwe, że wasza miłość do tego stopnia wyblakła? A może wszyscy w ten sposób żyją po piętnastu latach bycia razem? Może nie ma innego wyjścia, bo właśnie tak wygląda dynamika małżeństwa? Jednak kiedy jesteś przed sobą całkowicie szczera, mówisz inaczej: „Mój związek nie jest wystarczająco dobry, abym chciała w nim pozostać. Ale nie jest też wystarczająco zły, abym zdecydowała go natychmiast opuścić”. Co robić w takiej sytuacji? Trzeba pochylić się nad 3 x „S”, czyli samotnością, smutkiem i własną słabością.
Pierwsze „S” = samotność
„Tak, to jest możliwe, że będąc w długotrwałym związku, nagle odkrywasz, że jesteś w nim samotna”, twierdzi Dorota. „Jakiś czas temu postanowiliśmy sobie, że musimy zadbać o to, by mieć wspólne tematy do rozmowy. Dlatego wymyśliliśmy, że po pracy będziemy robić popcorn i oglądać wszystkie oscarowe produkcje, na które nie mieliśmy czasu chodzić do kina, kiedy nasze dzieci były małe. Ale choć mój mąż grzecznie siada obok mnie na kanapie, czuję, że myślami i tak jest daleko. Większość filmów szybko go nudzi i po dziesięciu minutach, podczas których ogląda je jednym okiem, a drugim grzebie w telefonie, zasypia. Od kiedy nasze dzieci poszły na studia, odkryłam, że choć on jest w pobliżu, to tak naprawdę myślami gdzieś… milion kilometrów ode mnie. Nie sądzę, że ma kochankę. Po prostu mu się znudziłam. Kłopot w tym, że ja nie chcę tkwić w takim miałkim związku”, dodaje.
Oczywiście, że wieczory, podczas których nie ma wspólnej przyjemności z oglądania filmu, to nie są jakieś ogromne małżeńskie grzechy. Często jednak poczucie osamotnienia może być objawem wyplenia relacji. Badania pokazują, że wiele osób w związkach małżeńskich po jakimś czasie czuje się zwyczajnie samotna. Jednak to nie jest powód, byś odpuściła. To raczej sygnał ostrzegawczy, że potrzebujesz szczerej rozmowy i zmiany. Kiedy dzieci wyfruwają z gniazda, nie masz już codziennych obowiązków, które scalają rodzinę. Jeśli jednak twojej drugiej połówce wystarcza stabilność bez bliskości – powiedz jej, że nie chcesz do końca życia jeść makaronu z serem. Powiedz, że teraz jest wasz czas na aromatyczne trufle, egzotyczne sałatki z mango, pikantne pikle. Powiedz mu, że chcesz go tu i teraz. I że bez tego wszystkiego twoja dusza umiera.
Zobacz także: Gdy związek nie jest ani wystarczająco dobry, aby w nim pozostać, ani tak zły, by go opuścić…
Drugie „S” = smutek
„Na początku nasza relacja wydawała mi się fantastyczna. Łączyło nas naprawdę wiele: czytaliśmy podobne książki, lubiliśmy chodzić do kina, czasem do teatru. Razem jeździliśmy na rowerach po lesie na długie wycieczki. Potem kupiliśmy psa, który był naszą wspólną ogromną pasją. Po powrocie z Azji gotowaliśmy tajskie potrawy i prześcigaliśmy się w kuchni w kulinarnie idealnym odwzorowaniu smaków, których tam spróbowaliśmy”, opowiada Natasza. „Ale po kilkunastu miesiącach nagle zdałam sobie sprawę z tego, że najlepiej sprawdzamy się w działaniu. Kiedy wyjechaliśmy razem do jego rodziców na działkę na wsi, gdzie naprawdę nic się nie działo – zapanowała między nami flauta. Potem odkryłam, że on nie potrafi kochać się normalnie w łóżku. Umiał tylko wtedy, gdy zaszumiało nam w głowach, najlepiej po dwóch butelkach wina. W zasadzie nie było między nami takiej normalnej bliskości, zaufania i spokoju. Wtedy poczułam ogromny smutek”, dodaje Natasza.
Samotność to tęsknota za bliskością i połączeniem z sercem/ duszą/ umysłem drugiej osoby. Trudno jest czuć bliskość, gdy partner jest niedostępny emocjonalnie, narcystyczny lub unikający przywiązania. Wtedy ogrania cię pragnienie tego, czego nie możesz mieć. Ogarnia cię smutek, bo nie spodziewałeś się, że tak „płasko” będzie wyglądał wasz związek. W szczególności tęsknisz za więzią, intymnością, uznaniem, troską i dalszym wspólnym rozwojem.
Paradoks polega na tym, że dalej brniesz w ten związek, ponieważ wiesz, że on kiedyś wyglądał niemal idealnie. Łudzisz się więc, że jeśli kiedyś miałaś z tym facetem „wszystko”, to przy odrobinie szczęścia uda ci się ten stan odzyskać. Ufasz, że spełnienie jest możliwe. Jednocześnie czujesz się jak w potrzasku – ponieważ masz wystarczająco dużo, aby dalej trwać w tej „kulawej relacji”, ale tak naprawdę brakuje ci tego, czego potrzebujesz, abyś mogła iść na przód i się rozwijać.
Trzecie „S” = słabość
„Czasem opadają mi ręce, gdy na niego patrzę. Zapuścił się przy mnie okropnie. Ma piwny brzuszek, u fryzjera nie był już ze trzy miesiące, zarostu nie golił z tydzień. Po domu snuje się w dresach. Jakim cudem ten sam facet przygotowywał dla mnie na randki kiedyś szampana z truskawkami i kąpiel z płatkami róż? Co się między nami wydarzyło, że obojgu przestało zależeć? Ja też już nie golę nóg, nie gotuję obiadów, nie noszę dla niego latem sukienek”, zastanawia się Marika.
Samotność i smutek powodowany tęsknotą za czymś, czego nie możesz mieć, prowadzą do osłabienia, poczucia, że tak naprawdę niewiele można z tym wszystkim zrobić. To nie zawsze wygląda jak burzliwy kryzys, ale zawsze… jak poczucie głębokiego rozgoryczenia. Pewnie czujesz, że utknęłaś, bo sama dobrze wiesz, czego pragniesz, a czego nie dostajesz. Czujesz więc stagnację, bo wiesz, że teraz trzyma was razem nie miłość, a…. obowiązek, lenistwo lub bezwładność. Nie masz też energii na to, by wszystko naprawić.
Czy singielka ma lepiej?
Czasami przychodzi ci na myśl, że każdy (nawet byle jaki) związek jest lepszy od bycia samotnym singlem. Ale to nieprawda! Jeśli czujesz, że „dryfujesz” na falach swojej relacji, jeśli nie masz poczucia sprawczości – możesz być bardziej nieszczęśliwa niż twoja koleżanka singielka. Ona przynajmniej ma szanse spotkać satysfakcjonującą miłość. A tobie wydaje się, że jesteś tak blisko posiadania tego, czego chcesz, ale jednocześnie czujesz się daleko od faktycznego osiągnięcia celu. Kiedy dryfujesz, jesteś niespełniona. Musisz więc albo wysiąść z waszego wspólnego statku i iść w swoją stronę albo zabrać się do pracy nad relacją.
Jak wyjść impasu?
Jedno jest pewne: coś trzeba zmienić, abyście mogli iść razem do przodu. Zacznij od małych kroków. Wynegocjuj z partnerem na początek tylko cztery godziny w tygodniu, które nie podlegają negocjacjom. Tyle czasu musicie spędzać razem”, radzi psycholog Gary Lewandowski na łamach „Psychology Today”. Powiedz więc swojemu facetowi: „Tydzień ma 168. godzin, a nasz związek naprawdę zasługuje na co najmniej cztery z nich”. To powinno do niego trafić! Pamiętaj, że możecie podzielić te cztery godziny w dowolny sposób, pod warunkiem, że robicie rzeczy, które przynoszą korzyści wam jako przez lub że budujecie lepsze połączenie między sobą. Możecie iść razem na cztery godziny do sauny i na basen. Możecie też codziennie rozmawiać po 35 minut, patrząc sobie głęboko w oczy. Używanie telefonów komórkowych jest wtedy zabronione. Zapraszanie innych do wspólnego spędzania czasu z wami – też. Natomiast podział czterech godzin w tygodniu zależy już tylko od waszej inwencji.
Przy tej minimalnej inwestycji powinnaś lepiej zorientować się, w jakim kierunku zmierza wasz związek. Czy sytuacja poprawia się, czy zapanowała między wami totalna flauta? Twój związek na pewno zasługuje na taką szansę. Spróbuj teraz!
Zobacz: Samotność może cię przerażać, ale zły związek może cię zniszczyć