Taki list „On nie wie, czy chce ze mną być. Ja bardzo. Staram się, jak mogę, ale nic nie przynosi rezultatów. Proponowałam terapię, ale odmawia. Rozmawiałam z jego mamą, ona też nie jest w stanie go do niczego przekonać. Niech mi Pani podpowie, co jeszcze mogę zrobić?”. Pani X.
On nie wie. Ona wie. On nic nie robi. Ona się stara. On wychodzi. Ona proponuje. Odpisuję „Dlaczego miałaby Pani jeszcze cokolwiek robić?”. Odpowiedź: „Chciałabym wiedzieć, że zrobiłam wszystko”. „Słusznie – myślę – tylko, czy jak ktoś robi wszystko, to czy ten drugi robi cokolwiek?”. „A co byłoby dla Pani dowodem, że zrobiła wszystko?”- pytam. Cisza. No właśnie. Być może jest to droga do nieskończoności (szukania dowodów). Czyli droga donikąd.
Jacek wie, ale Ela nie wie
Od dwóch lat mijają się w domu jak współlokatorzy. Śpią osobno, jedzą osobno, chodzą do kina osobno. Ela kupuje małą lodówkę do swojego pokoju, by unikać wieczornych spotkań w kuchni. Dla niej ta lodówka to gwóźdź do trumny. Dla Jacka – nadzieja. Bo przecież jak ktoś coś kupuje do domu, to znaczy że się nie wyprowadza. A to oznacza, że nadal „są” razem. Jacek pamięta wciąż o rocznicach, kupuje prezenty i rysuje serca na lustrze w łazience. Co jakiś czas wysyła kartkę z przypomnieniem, że czeka. – Pani tego nie rozumie- mówi. – Jak będę cierpliwy, to Ela wróci. – Pani nie rozumie – odpowiada Ela. – Nas już dawno nie ma.
Monika wie, Hubert nie wie
Już dwa razy się wyprowadzał, ale po miesiącu wracał. Dzieci do dziś myślą, że to były wyjazdy służbowe. Monika nie jest pewna, czy ta kobieta od SMS-ów wciąż jest w jego życiu. Mówi, że ta wiedza niczego nie zmieni. Przysięgali przed Bogiem i sprowadzili na świat dwoje cudownych dzieci. – On zapomniał, co to odpowiedzialność – mówi. – Jej się chyba myli miłość z powinnością – dodaje Hubert. Monika bardzo się stara. Gotuje jego ulubiony krupnik i risotto z grzybami. Raz w tygodniu jeździ do teściów i pomaga w ogrodzie. Zaprasza znajomych, choć czasami właśnie w ten wieczór on ma ważniejsze spotkanie z pracy. Z uśmiechem tłumaczy jego pęd do kariery. Chodzi na fitness, jeździ na rowerze, kupuje fajną bieliznę. Chce być gotowa, gdy postanowi wrócić. Na pytanie „Czy nie lepiej byłoby postawić jakieś ultimatum?” odpowiada „A co, jeśli nie wybierze nas?”.
Czasami strach jest większy niż pragnienie zmiany. Coraz częściej obserwuję, jak wiele partnerów zgadza się ograniczać swoje potrzeby do minimum, by za wszelką cenę utrzymać związek. To często relacja, która już dawno nie istnieje. Proteza jakaś. Marzenie ściętej głowy. Iluzja. Związek, który podtrzymuje tylko aktywność jednej strony. Nadaktywność raczej. Im więcej zrobię, tym lepiej. A przecież najlepsza sztuka opiera się na minimalizmie. Im mniej, tym więcej przestrzeni do działania wyobraźni.
Podobnie jest w związkach
Zasada synergii. Działanie wspólne zwiększa prawdopodobieństwo osiągnięcia celu. Dominacja aktywności jednej strony zmniejsza aktywność po drugiej. Im bardziej chcesz, tym jemu/jej chce się mniej. Niestety, tak to działa. Jacek kompletnie się ze mną nie zgadza „Pani nie rozumie. Są takie związki, gdy jedna strona kocha bardziej. Mogę kochać bardziej”. Zgoda. Ja tylko się zastanawiam, co takiego musiało się wydarzyć w jego życiu, że pozwala kochać się mniej lub nawet wcale? Czy taka tęsknota towarzyszyła mu w dzieciństwie?
Dużo czasu spędzaliśmy z bratem u babci – opowiada Monika. – Mama ciężko pracowała, bo Tata odszedł po moim urodzeniu. Pamiętam, jak umawialiśmy się z bratem, kto dziś czeka na mamę. Ten, kto nie czekał, mógł spokojnie zasnąć. Hmmm. Miłość tęskniąca. Miłość trudna. Miłość niespełniona. Tak kochają dorosłe dzieci, które całe swoje dzieciństwo czekały.
Jacek mówi, że nie pamięta. Mama miała chore serce, więc była albo w domu, albo w szpitalu. Pamięta tylko lęk, że nie wróci. Potworny strach, gdy dzwonił domofon lub wieczorne telefony, gdy tata ściszonym głosem relacjonował babci przebieg choroby. Nauczył się wtedy modlić do Matki Boskiej. Z takiego ładnego obrazka z Komunii Świętej, który Tata zawiesił mu nad łóżkiem. Długo myślał, że Ona jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Dopóki nie poznał Eli. Śmiała się, gdy jej o tym opowiadał. „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest… Wszystko znosi. Wszystko przetrzyma” – cytuje.
Nie lubię miłości zbyt łaskawej, tej, która polega na zaciskaniu zębów. Nie zgadzam się na jednostronne poświęcenia. Kiedy kochamy kogoś znacznie bardziej niż siebie, to znaczy że nie kochamy siebie wystarczająco mocno. Gdy nie szanujemy się, nie wyznaczamy granic, które wzbudzają szacunek innych. Błędne koło. Jeśli tego nie przepracujemy, w każdym kolejnym związku będziemy tymi, którzy bardziej, więcej, mocniej. Będziemy ofiarą.
Strach Moniki, Jacka, Pani X jest na razie większy niż pragnienie zmiany. Strach, że jeśli powiedzą czego potrzebują i postawią warunki – ten, który nie wie, odejdzie. Nie wybierze ich. Może tak być. To jest ryzyko, które jest wpisane w każdą zmianę. Muszą zmierzyć się ze swoim lękiem. Zadać sobie pytanie, czy to czego się boję – tak naprawdę jeszcze istnieje. Czy można odejść, jeśli już dawno kogoś nie ma?
Jeśli to jest także o Tobie, to wierz mi, im Ciebie mniej, tym lepiej.
Wycofaj swoje działanie i popatrz, co się stanie. Zrób maleńki krok do tyłu i nie bój się. Zajmij się sobą. Zakochaj się w sobie. Zbuduj swoją największą siłę, czyli szacunek do siebie. A potem wyrzuć z siebie ”Zostajesz, czy odchodzisz?”. I idź pobiegać. Cokolwiek zdarzy się potem, będzie dla Ciebie lepsze.
Pani X odpisuję: „Niech Pani zmieni pytanie, na takie, co On może jeszcze zrobić, by Pani zechciała z nim zostać”.