Tak sobie siedzę, czytam i słucham tych wszystkich żalów, że faceci to świnie, że są beznadziejni, że toksyczni, manipulatorzy, narcyzi… I wiecie co, zgadzam się z tym oczywiście nie generalizując, ale też myślę, że my – kobiety powinniśmy uderzyć się w pierś, że idealne nie jesteśmy.
Psycholożka Kasia Miller mówi, że kobiety wiążą się z mężczyznami, żeby ktoś mógł być zawsze winny. I szczerze, można się obruszać, wkurzać, zaprzeczać, ale to tylko świadczy o ograniczonej percepcji postrzegania relacji. Bo czyż tak właśnie nie jest?
Przyjrzymy się temu. Ja często słyszę: bo to wszystko przez niego. Przez niego jestem, gdzie jestem. Przez niego nie mogę zmienić pracy, bo on jest nieodpowiedzialny, bo nie mogę na niego liczyć. Przez niego nie pojadę na wymarzone wakacje, bo on się boi latać samolotem. Przez niego mam bałagan w domu, przez niego jestem wiecznie zmęczona, bo on mi w niczym nie pomaga. Przez niego nie mam ochoty na seks, bo jemu się wydaje, że po ciężkim dniu ochoczo rozłożę przed nim nogi.
Tego “przez niego” jest całe mnóstwo. Dzieci są przez niego niegrzeczne, bo on nie potrafi się nimi zająć i nie pojmuje podstawowych kwestii wychowania. Przez niego straciłam poczucie pewności, bo on zawsze mnie krytykuje i wyśmiewa moje pomysły. Przez niego nie patrzę na siebie jak na atrakcyjną kobietę, bo on mi nie mówi, że jestem piękna, że zgrabna, że super mi w tej nowej sukience.
Przez niego nie mam przyjaciół, nie wychodzę na imprezy, a przecież tak lubię tańczyć. Przez niego mam złe relacje z moimi rodzicami.
Właściwie ten tekst mógłby się składać tylko i wyłącznie z tego, że w życiu mi źle przez niego. Wymieniam to wszystko, bo chciałabym, żebyście zauważyły, do jakich absurdów potrafimy dojść w naszych relacjach. Naprawdę, weźcie głębokich oddech, zróbcie krok do tyłu, żeby wyostrzyć swoje spojrzenie na związek i uczciwie odpowiedzcie sobie na pytanie, o co obwiniacie swojego partnera, jakie macie do niego pretensje.
Nikt was nie będzie z tego przepytywał, nikomu nawet nie musicie się do tego przyznawać. Chodzi mi o to, żeby zobaczyć, na czym oparty jest wasz związek, jakie negatywne emocje w was wywołuje.
Macie to? Widzicie, w których momentach narasta w was frustracja, co wywołuje waszą złość, albo rozczarowanie, nierzadko pewnie też żal, prawda?
To teraz zastanówcie się, na które z tych rzeczy, które was unieszczęśliwiają “przez niego”, wy macie realny wpływ.
Nie czujecie się atrakcyjne, do cholery, zacznijcie pracować nad poczuciem własnej wartości, bo nigdy atrakcyjne sie nie poczujecie, nawet, jakby on wam codziennie prawił po setki komplementów.
Nie możecie zmienić pracy, zmienić w ogóle czegoś w swoim zawodowym życiu? A dlaczego nie? Czy zrzucanie na niego winy za swoje wybory nie jest po prostu wygodne? Lepiej powiedzieć, że ktoś jest winny, niż samemu zakasać rękawy i zacząć coś robić? Wziąć odpowiedzialność za własne życie?
Jesteś zmęczona? A może za dużo na siebie bierzesz, może potrzeba kontroli nie pozwala ci oddać części swoich obowiązków, a może lubisz wchodzić w rolę umordowanej kobiety, bo wtedy od innych słyszysz, jaka jesteś świetna i ten głos podziwu, że jak dajesz radę z tym wszystkim. Zrobiłaś coś, by to zmienić, ale tak realnie? Usiąść, porozmawiać, na kartce rozpisać, kto za co jest odpowiedzialny danego dnia z założeniem, że ty się będziesz tego trzymać. On nie zrobił zakupów? Trudno, ty po nie nie będziesz lecieć, nie wstawił prania? Cóż, w końcu zabraknie mu czystych gaci. Stawiaj granice i nie daj się z nich zepchnąć.
Jesteś nieszczęśliwa? A potrafisz nazwać swoje potrzeby, oczekiwania, wiesz, czego chcesz, czego ci w związku brakuje, umiesz to komunikować? Czy strzelasz fochy, milczysz wymownie, uparcie licząc, że on się domyśli? Serio?
A może twierdzisz, że nie ma co się starać, rozmawiać, bo on i tak się nie zmieni. Halo, więc sama siebie skazujesz na życie obok z facetem, z którym nie jest ci dobrze. Ale przynajmniej nie musisz brać odpowiedzialność za budowanie własnego szczęścia, no przecież to przez niego jesteś nieszczęśliwa, znasz to, wygodnie ci chyba w tym, skoro niczego nie chcesz zrobić.
Naprawdę drogie panie, nie jesteśmy święte, nie jesteśmy najmądrzejsze, jeśli chodzi o związek, więź, emocje. Bywa, że tak się zapętlamy, że tracimy odpowiedni dystans nie tylko do partnera, ale też do samych siebie. Zanim zaczniecie swoją litanię: bo to wszystko przez niego, zastanówcie się, co mówicie i błagam, bądźcie chociaż uczciwe wobec samych siebie.