Na początek kilka zdań z internetu: „OMG, dziewczyno, nie przesadzaj z utratą ciała… za moment będziesz na podobieństwo Twiggy, „Co się z tobą stało, piękna dziewczyno?”, „Piersi jakieś oklapnięte”, „Jestem na nie, to już nie wygląda zdrowo”, „Strasznie”, piszą ludzie pod ostatnio opublikowanym przez Małgorzatę Jamroży na Instagramie zdjęciem. Portale dają tytuł: ”Margaret bardzo schudła. Fani martwią się o wokalistkę”. To się teraz klika! A ile w tym fałszu – myślę sobie.
Faktycznie martwimy się o Margaret? Serio? Nie udawajmy! Raczej prześwietlamy, powiększamy sobie jej zdjęcia i doszukujmy się zazdrośnie choroby, depresji, szaleństwa artystki. Internet daje nam pole do popisu. Nie potrafimy się powstrzymać i niepytani – oceniamy. Jak niewiele się teraz pisze o tym, że Margaret wydała genialny singiel, aż nogi rwą się do tańca: „Cry in my Gucci”. Myślę sobie, że ta dziewczyna jako jedyna ma teraz w Polsce szanse na karierę międzynarodową. Powinniśmy być dumni!
Wyświetl ten post na Instagramie
Margaret schudła. I co z tego?
Margaret była ostatnio gościem programu „Onet.Rano” i w rozmowie z Beatą Tadlą została zapytana o komentarze fanów, którzy „martwią się o jej zdrowie”.
„Bawi mnie ta figura stylistyczna, że 'fani się martwią’. W tym jest dużo agresji”, powiedziała słusznie!
Zaznaczyła, że jest zdrowa, a jej utrata wagi wiąże się tylko ze zmianą stylu życia. Powiedziała, że robi sobie stosowne badania i sporo biega.
„Właśnie w ramach tego, że się badam, schudłam. Zaczęłam się odpowiednio odżywiać i ogarnęłam pewne hormonalne sytuacje, które się wyrównały. This is me. Sorry, guys”, zakończyła temat.
A mnie zrobiło się smutno, że ona, choć tak świetnie śpiewa, musi się tłumaczyć, dlaczego schudła!
Myślę sobie, że Margaret ma rację. W takich słowach oceniających sylwetkę pod płaszczykiem troski ukryta jest po prostu agresja. Najsmutniejsze jest to, że te zabiegi stosują głównie kobiety. Jakim cudem kobieta kobiecie może to robić? Wszystkim nam zależy przecież na dobrym wyglądzie! Dlaczego więc tak bezceremonialnie sobie – dokuczamy?
Opowiem wam też moją historię
Odwiedziła mnie wczoraj ulubiona ciocia. Serio ulubiona, bo uważam, że jest w niej wiele dobra i życzliwości. Przyniosła mi fajne ubrania, w których nie chodzi i książki, które lubi. Naprawdę ucieszyłam się, że tak spontanicznie wpadła.
Ale do rzeczy, chwilę przed jej wizytą siedziałyśmy sobie z córką przy stole i piłyśmy herbatę. Była to niedzielna miła rodzinna chwila. Córka pokazywała mi nowe ubrania, które kupiła sobie na siłownię. A ja byłam tymi stylówkami absolutnie zachwycona. Córka wyglądała świetnie! Chwilę rozmawiałyśmy o kobiecych sprawach. Ona powiedziała, że udało się jej przytyć półtora kilograma. Mówiła mi, że liczy sobie kalorie, że stara się jeść obecnie 2600 kcal dziennie i że boli ją od tego szczęka. Śmiałyśmy się z tego. Ja natomiast zwierzyłam się jej, że podczas tygodniowych wakacji udało mi się schudnąć kilogram, że kiedy korzystałam ze słońca i wieczornych rozmów z przyjaciółką, w ogóle nie chciało mi się jeść. Mówiłam, że cieszę się z tego kilograma na minusie i zamierzam odchudzać się dalej.
- Zobacz także: „Schudnij, a mój syn przestanie ci dokuczać”. Gwiazda TVN Style Kinga Zawodnik czekała na swoje szczęście 26 lat
Nagle dzwonek. Przychodzi ciocia. Widzi moją córkę w bardzo obcisłym stroju na siłownię i od razu mówi: „Boże, jaka ty jesteś chuda”. Ja natychmiast staję w obronie i mówię dumna i waleczna jak lwica: ”Przestań, ona właśnie teraz przytyła i chodzi trzy razy w tygodniu na siłownię”. A ciotka, co w głowie, to na języku: „A nie śmieją się z ciebie na tej siłowni?”.
Jezu, co to jest za cholerny ping-pong – pomyślałam. W pewnym momencie ciocia odpuszcza, bo przymierzamy ciuchy, które przyniosła i rozmawiamy o ulubionych książkach, więc robi się fajnie. Ale po chwili ciotka wchodzi na mój temat: ”A ty zamierzasz o siebie zbadać?”. Trochę mówi to z nieśmiałością i czujnością, bo ona wie, że mogę się odpalić. Ale ja postanawiam tego nie robić, bo dziś jestem szczęśliwa i w dobrym humorze. Dlatego stawiam na cierpliwość.
Miarka niebezpiecznie przebiera się jednak, gdy ciocia widzi, że moja córka je pizzę. Prosi ją najpierw, by odkroiła jej maleńki kawałeczek. Po chwili zaczyna komentować, że ser jest słabej jakości i że nie ma sensu jeść takiej prostej pizzy tylko z serem i sosem pomidorowym. Zaczyna więc nieproszona udzielać porad: ”Powinnaś sobie kochana położyć tu salami, rukolkę, może jakieś oliwki”. W mojej głowie już zaczynają się mnożyć zdania obronne, że ser to mozzarella i jest dobry…
Ale nie zdążyłam. Usłyszałam, jak moja nastoletnia córka mówi spokojnie: „Ale ja właśnie taką pizzę margheritę lubię najbardziej”. W tym momencie moje serce się rozświetliło, bo ona rzadko się sprzeciwia, a szczególnie osobom starszym. Jest z tych grzecznych i miłych za bardzo. Więc pomyślałam sobie: „Brawo! Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe
Trochę mi smutno, że tak wiele kobiet kompletnie nie ma wglądu, że słowa na temat sylwetki ranią. Peplacie i bleblacie, choć same się zmagacie ze swoim ciałem i kilogramami. A gdybyście tak nauczyli się trzymać język za zębami? Bo te wszystkie „Przytyłaś”, „Schudłaś” są niedelikatne. To pasywna agresja, która boli. Moja córka powiedziała mi dziś rano, że choć ma dystans i śmiałyśmy się trochę z cioci po jej wyjściu, to jednak cytuję: „takie słowa wgrywają się gdzieś pod czaszkę”. Rozbolała ją głową, a dziś rano mówi mi, że najbardziej zapamiętała: ”Czy ludzie nie śmieją się z ciebie na siłowni?”. Więc proszę, ogarnijcie się dokuczacze. To jest agresja! Kobiety, nie róbmy sobie tego nawzajem”. Proszę, zostawcie w spokoju Margaret, mnie i moją córkę!
Tekst opublikowałam za zgodą mojej córki. Kochanie, głowa do góry! Trzymaj się tego, czego cię nauczyłam: „Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. Kropka!