„To jakieś wariactwo”, „Nie mają na co kasy wydawać”– tak często ludzie komentują historie kobiet, które zmniejszają sobie wargi sromowe czy decydują się na waginoplastykę po porodzie. Ale ginekologia plastyczna to nie moda. Zabiegi zmniejszenia warg mniejszych, powiększanie punktu G, odtworzenie błony dziewiczej, to zwykle też poprawa życia kobiety, zwiększenia jej pewności siebie i poczucia atrakcyjności. Czasem też ostatnia deska ratunku. „To bardzo fajne, że ta świadomość problemów jest powszechna i ich akceptacja jest bardzo duża” – mówi dr nauk medycznych Rafał Kuźlik, jeden z najbardziej znanych specjalistów z zakresu ginekologii plastycznej.
Ewa Raczyńska: Czy nie jest tak trochę, że panuje mylne przekonaniem, iż ginekologia estetyczna to tylko upiększanie okolic intymnych? Przecież często tego typu zabiegi poprawiają funkcjonowanie naszych narządów.
dr Rafał Kuźlik: I tak. I nie. Na początek warto rozróżnić ginekologię estetyczną, w której zawiera się właśnie całe upiększanie okolic intymnych, od ginekologii plastycznej, której zabiegi często przywracają jakość życia kobiety.
Ginekologia estetyczna to cała paleta laserów, dermatologia estetyczna, mezoterpia, wybielanie sromu, trzeba jednak pamiętać, że wykonanie zabiegów estetycznych poprawia komfort życia kobiet. Natomiast ginekologia plastyczna ma swoje miejsce w chirurgii i poza poprawą wyglądu miejsc intymnych, poprawia funkcjonalność narządów.
Na przykład?
Jeśli mówimy o kobiecie, której pochwa jest po porodzie zniekształcona, zniszczona w okolicach krocza, to w jej przypadku ginekologia plastyczna przywraca pierwotny wygląd pochwy, ale także jej funkcje. Kobiecie, która nie odczuwa przyjemności ze współżycia, przy pomocy zabiegów ginekologii plastycznej przywracamy jakość życia, bo wiadomo, że akt seksualny jest bardzo ważny w naszym życiu.
Jako przykład mogę podać również młodą dziewczynę, lat 17, która ma przerośnięte wargi sromowe mniejsze, czego bardzo się wstydzi. Może to mieć wpływ na nawiązywanie kontaktów z mężczyznami, na budowanie związku, bo skoro wstydzi się siebie, to nie pokaże się nago drugiej osobie. I tu wkraczając z ginekologią plastyczną poprawiamy nawet nie komfort życia, ale przywracamy normalny stan psychiczny pacjentki. Ratowana jest sfera intymności, seksualności.
Jednak zdarza się, że zabiegi ginekologii plastycznej uznawane są za fanaberię.
Bo często kojarzymy ginekologię plastyczną z chirurgią plastyczną myśląc o kobiecie, która chce sobie powiększyć biust z miseczki D na EE. Tylko, jeśli kobieta nie ma w ogóle biustu, a w naszym świecie emanowanie kobiecością i wyglądem jest bardzo istotne, to trudno powiększenie piersi traktować jako widzimisię. To raczej ratowanie jej życia społecznego. I podobnie jest z ginekologią plastyczną.
Nadal jednak rozmowy na temat ginekologii plastycznej zawstydzają. Szybciej przyznamy się do operacji z chirurgii plastycznej niż ginekologii.
Tak, nadal jest to kwestia wstydliwa i intymna. Jednak dzięki temu, iż coraz głośniej się o plastyce miejsc intymnych mówi, świadomość kobiet znacznie wzrosła, my możemy poprawiać ich komfort i jakość życia.
Często mam pacjentki po 50-tym roku życia, które decydują się na operację zmniejszenia warg sromowych mniejszych. To one mówią, że nie wiedziały, że można coś tym przerostem zrobić. Całe życie się męczyły, przeszkadzało im to, uwierało, wstydziły się siebie, nie rzadko ten intymny problem był przyczyną rozstań. A teraz przychodzą, bo mają nowego partnera i mówią, że nie chcą tego wszystkiego jeszcze raz przeżywać. Jak widać z ginekologii plastycznej korzystają nie tylko młode dziewczyny.
A co z kobietami po porodzie?
Tak, tych pań też jest bardzo dużo. Im zabiegi z zakresu ginekologii plastycznej i estetycznej pozwalają przywrócić rozmiar i średnicę pochwy, a także poprawia wygląd krocza. Wszystko to znacznie poprawia komfort życia i wiarę w siebie, w to, że jestem atrakcyjną kobietą.
Z jakimi problemami najczęściej kobiety przychodzą?
Najczęściej jest to labioplastyka, czyli plastyka warg sromowych mniejszych. W drugiej kolejności to plastyka pochwy i krocza – czyli uszkodzenia poporodowe. Następnie to odsysanie tłuszczu ze wzgórka łonowego, czy zmniejszanie warg sromowych większych, które czasami są na tyle duże, że pacjentki krępują się zakładając bikini. Jak to one mówią: „Mają dużo między nogami”. Ale to rzadsze zabiegi.
A co z wysiłkowym nietrzymaniem moczu?
Nietrzymanie moczu jest jednostką chorobową. I tym zajmuje się już ginekologia, ginekologia estetyczna może wspomóc pozbycie się problemu. Świat medyczny jest jednak w tej kwestii podzielony . Część uroginekologów jest przeciwna laseroterapii – uważają, że to nie jest leczenie. Z drugiej strony są lekarze, i do tej grupy ja się zaliczam, którzy uważają, że jest miejsce dla laseroterapii przy usuwaniu problemu wysiłkowego nietrzymaniem moczu.
Oczywiście to leczenie nie dotyczy wszystkich kobiet. Mówimy o sytuacji, gdy mamy do czynienia z początkiem problemów z wysiłkowym nietrzymaniem moczu, np. u kobiet około 30-tego roku życia, po porodach, gdzie nietrzymanie moczu pojawia się tylko w określonych sytuacjach, np. podczas skakania z dzieckiem na trampolinie. Uważam, że tu właśnie jest miejsce dla laseroterapii. Szkoda tak młode kobiety narażać na operację i powikłania po niej.
Fajne jest to, że kobiety coraz częściej mówią o tym problemie, który bardzo długo był tematem tabu. Jeszcze parę lat wcześniej kobiety myślały: skoro mama tak ma, koleżanka też – trudno urodziłam dzieci i tak ma być. A to mylne przekonanie. Taka pani trafiała do lekarza w wieku 60. lat, gdzie była już potrzeba leczenia operacyjnego. Dzisiaj, dzięki temu, że w mediach coraz częściej pojawiają się informacje na temat wysiłkowego nietrzymania moczu, kobiety odważniej o tym mówią i szukają pomocy.
Ważne jest chyba również to, że stwarzana jest atmosfera akceptacji tych problemów.
Zauważam to zwłaszcza wśród bardzo młodych dziewcząt. One mówią swoim mamo: „Mam problem z przerostem warg” i przychodzą do nas z mamą, a nawet z obojgiem rodziców na zabieg. Nie słyszą od swojej mamy: „Co ty tam wymyślasz”, tylko otrzymują zrozumienie i wsparcie. To bardzo fajne, że ta świadomość problemów jest powszechna i ich akceptacja jest bardzo duża.
Czy mamy dostęp w państwowej służbie zdrowia do zabiegów ginekologii plastycznej?
Wiem, że są szpitale, w których wykonywane są zabiegi zmniejszania warg sromowych mniejszych. Natomiast, jeśli chodzi o kwestię pochwy, operacje są robione w przypadku obniżenia narządu rodnego, czyli przy patologii.
Sam osobiście operowałem pacjentkę z NFZ, której wargi sromowe sięgały do połowy ud. Pacjentka z niepełnosprawnością, jeździła na wózku, ten przerost przeszkadzał jej w normalnym funkcjonowaniu.
My Polacy mamy mylne przekonanie, cóż zostaliśmy tak wychowani, że wszystko nam się należy. Trzeba jednak pamiętać, że szpital nie zajmie się pacjentką która przychodzi i mówi: „Mam problem, nie czuję partnera po porodzie, proszę o zwężenie pochwy”. To nie jest ratowanie życie, tylko poprawa komfortu, a tym raczej zajmuje się sektor prywatny.
Jaki jest koszt zabiegów?
To zależy od kliniki. Ale w przypadku labioplastyki to wydatek od trzech od sześciu tysięcy złotych. Jeśli mówimy o operacji pochwy: 5 – 7 tysięcy złotych, warg większych 4 – 5 tysięcy. Gdy operacje się łączą oczywiście następuje redukcja kosztów. W przypadku powiększenia kwasem hialuronowym punktu G trzeba zapłacić około 1500 złotych, za odsysanie tłuszczu wzgórka łonowego od dwóch do trzech tysięcy. Można pewnie znaleźć tańsze zabiegi. Pytanie tylko czy tańsze gwarantują tę samą jakość. Czy laser jest odpowiedni, szwy naprawdę dobre. Czy miejsce w którym wykonywany jest zabieg spełnia standardy. Warto na to zwrócić uwagę. W końcu każdy zabieg plastyczny można wykonać nawet w kuchni. W Ameryce Południowej za grosze piersi powiększane są przy użyciu silikonu budowlanego, ale czy warte to jest późniejszych komplikacji zdrowotnych?
Ile czasu trwa sam zabieg?
To zależy od techniki i rodzaju zabiegu. Może to być od pół godziny do dwóch godzin, na przykład kiedy mówimy z wargach mniejszych. Są zabiegi wykonywane w znieczuleniu miejscowym, ale większość wymaga jednak udziału anestezjologa, bo stosowane jest znieczulenie przewodowe, a bywa, że i znieczulenie ogólne. Wszystko zależy od tego jak wymagający jest zabieg, jak duży jest przerost, jaką techniką jest wykonywany. Powtarzam zawsze, że do każdej pacjentki należy podejść indywidualnie.
Jaki jest czas rekonwalescencji?
Dzielimy ją na wczesną, czyli świeżo po operacji, kiedy może pojawiać się jakieś krwawienie – do dwóch tygodni. Natomiast cały okres rekonwalescencji to sześć tygodni, jak czas połogu. Wtedy pacjentka nie powinna kąpać się w wannie, tylko brać prysznic, nie powinna współżyć, powinna unikać wysiłku.
Czy ma pan informację zwrotną od pacjentek, które powiększały punkt G? Osiągają większą przyjemność ze współżycia?
Pacjentki mówią, że tak, choć to nie jest zabieg dla każdej kobiety. Ale jeśli pacjentka nigdy wcześniej nie miała orgazmu pochwowego, to ten zabieg jej nie pomoże. Ma po prostu ma słabsze unerwienie w tym miejscu. Oczywiście, jeśli zmienia partnera wcześniej mając tylko jednego, można spróbować, być może poprzedni był inaczej zbudowany i to miało wpływ na współżycie. Natomiast, gdy pacjentka miała różnych partnerów, ale nigdy nie doświadczyła orgazmu pochwowego, to lepiej dać sobie spokój z tym zabiegiem. Co innego, gdy kobieta mówi, że od czasu do czasu miewa ten orgazm, ale chciałby częściej i intensywniej. Wtedy powiększenie punktu G ma większy sens.
Zgłaszają się do pana pacjentki na zabieg odtworzenia błony dziewiczej?
Częściej na odtworzenie, niż przecięcie. W Polsce ten zabieg jest coraz bardziej popularny. Do zabiegu odtworzenia błony dziewiczej zgłaszają się najczęściej kobiety z pobudek religijnych lub po czynie zakazanym, na przykład gwałcie lub wykorzystaniu w wieku dziecięcym. Odtworzenie błony jest dla nich ważne z punktu widzenia psychologicznego. One chcą przeżyć swój pierwszy raz ponownie, chcą poczuć że tracą dziewictwo w sposób świadomy.
Rafał Kuźlik – dr nauk medycznych, specjalista położnictwa i ginekologii, lekarz z kilkunastoletnim doświadczeniem zawodowym. Ukończył w 1995 roku studia na Wydziale Lekarskim Warszawskiej Akademii Medycznej, a w roku 2004 zdobył tytuł specjalisty w zakresie położnictwa i ginekologii, w roku 2011 uzyskał tytuł doktora nauk medycznych. Od roku 2012 kieruje oddziałem ginekologii operacyjnej przy Oddziale Położniczo-Ginekologicznym Szpitala Św. Anny w Piasecznie, w którym pełni funkcję ordynatora. Od marca poprowadzi swoją prywatną klinikę Saska Med.