Go to content

Beata Sadowska: Bądźmy uważni na zdrowie ciała i duszy

Fot Patrycja Toczyńska

Biega, pływa, jeździ na nartach, praktykuje jogę, jest wegetarianką. Zawsze uśmiechnięta, pełna energii, życzliwa i ciepła. Pisze książki o zdrowym stylu życia, prowadzi na ten temat audycje radiowe i telewizyjne. Na swoim profilu na Instagramie publikuje inspirujące filmy, porady – codziennie bladym świtem zaprasza wszystkich do wspólnego treningu Rytuałów Tybetańskich i praktyk oddechowych. Gdybym miała wymienić osobę, która najlepiej zachęca Polaków do dbania o zdrowie, to byłaby to właśnie dziennikarka Beata Sadowska.

Dorota Mirska-Królikowska: Dzięki Tobie zaczęłam biegać, przekonałam się do polskich superfoods, próbuję praktyk oddechowych. Dla wielu osób jesteś ogromną inspiracją. Powiedz proszę, co dla Ciebie oznacza, modne ostatnio określenie – holistyczne podejście do zdrowia?

Beata Sadowska: To wspaniale, że o holistycznym podejściu do zdrowia mówi się ostatnio coraz więcej. Doceniają je także coraz częściej lekarze i fizjoterapeuci. Dla mnie oznacza ono otoczenie ogromnym szacunkiem ciała człowieka. Jest to przeciwieństwo spoglądania na organizm przez pryzmat poszczególnych organów – że jeśli boli mnie wątroba to chora jest wątroba, a jeśli noga to tylko z nią jest problem. Jesteśmy systemem naczyń połączonych i to, że mamy zawroty głowy może oznaczać, że powoduje je ucisk w kręgu szyjnym lub kłopoty z sercem. Holistyczne podejście to także szacunek do tego, co ciało do nas mówi. Bo ono bardzo często chce się z nami skomunikować, tylko my w tym naszym codziennym biegu nie mamy czasu, żeby go posłuchać. Tymczasem, gdy coś zaczyna się w nim psuć, ciało najpierw do nas subtelnie stuka – sygnalizuje: uważaj, coś jest nie tak. My oczywiście pędzimy dalej, bo nie mamy czasu. Stuka więc za jakiś czas mocniej, a my dalej swoje – daj spokój, przestań mi zawracać głowę. Dopiero jak zacznie walić pięściami, przytrafi się nam jakaś choroba, nagle jesteśmy zdziwieni: o co chodzi, przecież ja się tak długo dobrze czułam… Holistyczne podejście do zdrowia to zresztą nie tylko dbanie o nasz dobrostan fizyczny, ale także psychiczny. Bardzo wiele chorób zaczyna się w głowie. Przewlekły stres, zmartwienia fatalnie wpływają na nasz organizm.

Fot Andrzej Belina Brzozowski

A więc chcąc zatroszczyć się o zdrowie, musimy kształtować naszą uważność zarówno na sygnały ciała jak i duszy.

Tak, zdecydowanie. Znakomite określenie. Potrzebna jest nam uważność na wiele aspektów zdrowia, na przykład na zdrowy balans w życiu. Ja nie byłabym zdrowa i szczęśliwa, gdybym nie starała się znaleźć równowagi pomiędzy pracą, rodziną, pasją. Bardzo przemawia do mnie teoria, że mamy w swoim życiu kilka zbiorów do zagospodarowania. Są nimi: pasja, rodzina, przyjaciele, sprawy zawodowe i życie osobiste. I dopiero układanka złożona z tych kilku puzzli z każdego zbioru, daje nam spełnienie i szczęście. Moim zdaniem, taka układanka daje nam też zdrowie. Badania potwierdzają, że szybciej zdrowieją pacjenci, którymi zajmuje się empatyczny lekarz, który ma dla nich czas, wszystko wytłumaczy, powie ciepłe słowo. I to jest właśnie moc naszej psychiki. Od naszego samopoczucia psychicznego ogromnie zależy też stan naszej odporności. Jeśli spełniamy się na różnych polach, jesteśmy szczęśliwi, uśmiechnięci, nie mamy depresyjnych myśli, to nasz układ immunologiczny pracuje sprawniej. Rzadziej chorujemy. A jeśli nawet dopadnie nas infekcja, to szybko potrafimy sobie z nią poradzić. Więc uważność na to, żeby się nie zapędzić w pracy, tylko mieć dla siebie przestrzeń, jest ogromnie ważna.

Fot Andrzej Belina Brzozowski

W jaki sposób Ty pielęgnujesz swoją uważność, dbasz o tę przestrzeń dla siebie?

Codziennie rano wstaję o 5.30, zanim obudzą się wszyscy domownicy. Dzięki temu mam godzinę tylko dla siebie. I jest to godzina bez komputera i komórki. Nie sprzątam i nie robię dzieciom śniadania – to jest czas wyłącznie dla mnie. Różnie go spędzam. Czytam albo robię ćwiczenia oddechowe, albo rytuały tybetańskie czyli takie połączenie jogi i oddechu, albo piję moją ukochaną kawę z kardamonem, albo się gapię za okno. Jest mi to naprawdę ogromnie potrzebne. Jeśli masz dwójkę małych dzieci, które ciągle czegoś od ciebie chcą, jeżeli pracujesz zawodowo, i też ciągle ktoś coś od ciebie chce, to pojawia się wrażenie, że każdy cię po kawałku zabiera i że gdzieś znikasz. Ale dzięki temu, że poranek zaczynam od siebie, znikanie mi nie grozi – jestem mocno w sobie osadzona. Taki zdrowy egoizm. Owszem, kosztuje mnie to godzinę snu mniej, ale jest i na to rada – po prostu kładę się wcześniej spać. Ten mój godzinny rytuał sprawia, że dobrze się czuję psychicznie. A dzięki temu zyskuje także zdrowie fizyczne. Znów wracamy do słowa – holistyczne. Jeśli praktykujemy uważność, usłyszymy, co organizm do nas mówi i będziemy potrafili się o niego właściwie zatroszczyć. Uważam, że profilaktyka jest najważniejsza. Zatroszczmy się o swoje zdrowie – w czasach epidemii powinno to być naszym priorytetem.

Co jeszcze robisz dla zdrowia swojego i swojej rodziny? Jak wzmacniasz Waszą odporność?

Gotuję! To kolejna moja pasja – uwielbiam gotować, eksperymentować w kuchni. Jesienią robię nam wzmacniające, przeciwwirusowe szoty. Wrzucam do wyciskarki wolnoobrotowej kurkumę i imbir, a do wyciśniętego soku dodaję trochę wody, miodu i odrobinę oleju kokosowego – wszystko co najlepsze z kurkumy wyciąga olej. I taki szot dostają codziennie wszyscy domownicy. Piją. Nawet jak się bardzo krzywią 🙂 Uwielbiam też przygotowywać wzmacniające koktajle, w których jest mnóstwo szpinaku, pietruszki, gruszka, jabłko i na koniec imbir, już tylko dla mnie. Uwielbiam świeży imbir, ale domownicy jęczą, że do wszystkiego go dodaję. Odpuszczam więc i im podaję koktajl mniej pikantny. Wyciskarka wolnoobrotowa jest w naszym domu w użyciu na co dzień. Wyciskam soki ze wszystkiego, zwłaszcza z tego, co zielone – jestem świrem na punkcie zielonych liści. W soku ląduje kolendra, jarmuż, mięta. Jestem fanką selera naciowego – super oczyszcza, wzmacnia organizm, działa uodparniająco, pomaga w pracy tarczycy. Do warzyw często dorzucam siemię lniane niepalone, orzechy, pestki słonecznika. Lubię jak te wszystkie składniki się przenikają i mieszają. Oprócz soków i koktajli stawiamy kiszonki i jemy ich mnóstwo. Genialnie budują odporność.

Super! Ale w chłodne dni mamy ochotę czymś się nie tylko wzmocnić, ale także rozgrzać. Zdradź nam przepis na twój sławetny wegański rosół.

Jest naprawdę pyszny! Jesienią i zimą często go gotuję. Mam gigantyczny gar, do którego wrzucam wszystkie warzywa, które akurat mam w domu –  seler naciowy, korzeniowy, pietruszkę, dynię, pora, marchewkę, cebulę, czosnek, przeróżne zielone liście łącznie z miętą, dużo grzybów sezonowych oraz shiitake. Dodaję też olej kokosowy albo rzepakowy i mnóstwo rozgrzewających, działających wirusobójczo przypraw: imbir, kurkumę, cynamon, kardamon, chili, curry, kumin. I ten rosół gotuje się kilka godzin – najpierw na mocnym ogniu, potem tylko delikatnie mruga na małym. Po kilku godzinach można go już jeść. Jest tak esencjonalny, tak pyszny, wręcz oleisty od warzyw. Ostatnio przesadziłam z imbirem i myślałam, że tym razem moje dzieci zastrajkują, ale wychłeptały wszystko jak małe kociaki mleko. Były zachwycone.

Fot Aleksandra Szmigiel

Znakomicie na budowanie odporności i stan zdrowia wpływa także ruch. Obserwując Twój profil na Instagramie odnoszę wrażenie, że rzadko się zatrzymujesz 🙂

O nie! To nasi synowie się nie zatrzymują. Śmiejemy się często z Pawłem, że nasze dzieci to prawdziwe perpetuum mobile. Oni nie chodzą – biegają, skaczą, robią fikołki w powietrzu, zwisają z jakichś gałęzi… Nawet nie próbujemy za nimi nadążyć. Siadamy, patrzymy na siebie ze zdumieniem, skąd te maluchy mają tyle siły! Kiedyś nas wykończą 🙂 Natomiast my z Pawłem czasami się zatrzymujemy, choć rzeczywiście jesteśmy na co dzień bardzo aktywni. Paweł biega długie dystanse, robi to chyba od zawsze, rozciąga się, praktykuje jogę. Poza tym jako przewodnik wysokogórski i tak jest w ciągłym ruchu – wspina się z klientami, jeździ z nimi na nartach. Teraz wyprawy są wstrzymane z powodu epidemii, ale przewodnicy, jako jedyni, mogą się wspinać, więc regularnie jest w górach. Ja nie biegam codziennie. W zimne miesiące bardziej potrzebuję jogi, sesji oddechowych, rytuałów tybetańskich. Ćwiczę też z różnymi trenerkami, które zapraszają na zajęcia online. No i wkręciłam w biegówki! Zwariowałam na ich punkcie. Jest tylko oddech, twoje kroki i szuru buru po śniegu, a wokół cudowna przyroda, lasy, góry. Bajka. Ruszam się więc codziennie. Dzięki temu lepiej się czuję, dotleniam się, mam lepszą odporność, przestały mi marznąć dłonie i stopy. Efekt uboczny to kondycja i lepsza sylwetka.

Zdarza się, że pomimo troski o odporność Ciebie lub kogoś z Twoich najbliższych dopada jakaś infekcja?

– Choroby omijają nas raczej szerokim łukiem (odpukać!). Ale jasne, zdarza się gorsze samopoczucie, zaczyna kogoś boleć gardło, leci z nosa. W takiej sytuacji wypróbowuję wszystkie znane mi naturalne metody. Sięgam po syrop z pędów sosny, który robi mój tata lub syropy z bzu, malin lub róży które robi moja kuzynka z Białegostoku. Zawsze pod ręką mam świeżą kurkumę, imbir i miód z dobrej ekologicznej pasieki. Gdy więc ktoś w domu czuje się niewyraźnie, od razu robię naturalny „antybiotyk” według przepisu Agnieszki Maciąg. Kiszę w eko occie jabłkowym kurkumę, imbir, czosnek, chrzan, chilli, goździki, cynamon, czosnek i cebulę przez 2 tygodnie. Codziennie odwracam słoik do góry dnem. Potem odcedzam, przelewam do ciemnej butelki i przechowuję w suchym, chłodnym miejscu. Wszyscy popijamy tę miksturę – świetnie działa. Dla dzieci lepiej ją rozcieńczyć wodą i dodać trochę miodu. Stosuję też aromaterapię. Wcieram albo piję olejki eteryczne, które wzmacniają odporność np. cytrynowy czy kadzidłowiec. W przypadku zaczynającej się infekcji przyjmujemy też leki homeopatyczne. Są naturalne, nie mają skutków ubocznych i – jak wynika z moich doświadczeń – nieprawdopodobnie skuteczne! Do homeopatii przekonała mnie dwadzieścia kilka late temu przyjaciółka, Anka Nowak. Pojechaliśmy całą bandą do Toskanii.  Ktoś się źle poczuł, a Anka wyciąga walizkę pełną plastikowych tubek. W każdej granulki na przeróżne dolegliwości. Wtedy homeopatia nie była w Polsce znana, więc patrzyliśmy się na nią jak na szamankę, trochę z przymrużeniem oka. Szybko zmieniliśmy zdanie, gdy tajemnicze granulki wyleczyły błyskawicznie jednego kolegę z niestrawności, drugiego z bólu nogi, a trzeciego z bólu głowy. Potem, gdy tylko coś się działo, biegliśmy do niej i prosiliśmy – daj kuleczkę! Od tego czasu homeopatia towarzyszy mi na co dzień. Pomaga nam przy wielu codziennych dolegliwościach.

Fot Andrzej Belina Brzozowski

Masz jakiś swój ulubiony lek homeopatyczny? Taki, który stosujesz najczęściej?

Mam! Arnica Montana zarówno w granulkach jak w żelu oraz kremie. Jej niezwykłe właściwości poznałam kilka lat temu podczas górskiej wyprawy. Wchodziłam z Pawłem na Mont Blanc. Byliśmy już w drodze powrotnej, gdy duża bryła lodu oderwała się i uderzyła mnie w nogę. Uderzenie było tak silne, że mnie wywróciło. Ból ogromny. Byłam pewna, że mam złamaną nogę. Jakoś dowlokłam się na dół, ale nie byłam w stanie zdjąć buta. Kiedy wreszcie się udało, okazało się, że noga była sina od stopy do kolana, ale przynajmniej cała. Poszliśmy do najbliższej apteki. Okazało się, że sprzedawano tam głównie leki homeopatyczne. Farmaceutka popatrzyła na nogę i wręczyła mi żel z arniką – proszę się smarować, nogę trzymać w górze, niczego innego pani nie potrzebuje – zaleciła. Efekt zupełnie mnie zaskoczył. Ból zelżał, siniaki schodziły w okamgnieniu, a noga goiła się błyskawicznie. Od tamtej pory chylę głowę przed arniką. Ostatnio mój synek uderzył się w głowę podczas jednego ze swoich kaskaderskich wyczynów. Byłam pewna, że będzie miał fioletową twarz. Wysmarowałam żelem – nie było śladu następnego dnia. Używam też często kremu z arniką po intensywnym wysiłku, żeby nie bolały mnie mięśnie. Są to więc jedyne leki w moim domu, które zawsze mam w domu. Poza tym moja apteczka świeci pustkami. I oby tak już zostało 🙂

Dziękuję za rozmowę i wszystkie Twoje porady, czas gotować wegański rosół 🙂


Dorota Mirska
redaktor naczelna www.naturalnieozdrowiu.pl