– Moim zdaniem „bycie najlepszą wersją siebie” to trudna robota, w dodatku kompletnie niemożliwa do wykonania, a na pewno generująca falę frustracji i nieprzyjemnych emocji: żalu, złości, wstydu, poczucia winy… Bo jeśli ja słyszę, że mam stać się jakąś „najlepszą wersją siebie”, to pod tym ukryta jest myśl, że jestem osobą niewystarczającą, że mam w sobie jakiś potężny brak. To poczucie bycia niewystarczającą może być obciążające. Ja bym powiedziała, że nawet autoprzemocowe. Jeśli podążam taką instagramową drogą, to łatwo czuć presję, a może nawet wstyd, że nie jestem: dobrą mamą, fajnym przyjacielem, cudowną partnerką – mówi psycholożka Ola Potykanowicz w rozmowie o „toksycznej pozytywności” rodem z Instagrama.
Oh.me: Na pewnym profilu instagramerki przeczytałam ostatnio: „Umiem zrobić wszystko, co moje serce zapragnie”. Druga twierdzi, że sama wyleczyła z choroby autoimmunologicznej, bo „przeprocesowała” coś tam. Nie mam pojęcia, czy takie słowo w ogóle istnieje i co ono znaczy. A trzecia namawia, by traumę leczyć za pomocą psychologii pozytywnej. Ilość głupot, jakie możemy dziś przeczytać na kontach przewodników duchowych z Instagrama, przeraża.
– Tak, to jest przerażające. Najgorsze, że ci „przewodnicy i przewodniczki duchowe” mają dziesiątki lub setki tysięcy followersów, którzy tego słuchają. Inspirują się, wierzą, stosują często niedopasowane metody, a gdy nie przynoszą one efektu, ich problemy mogą się pogłębiać. Jeśli mają szczęście, w porę znajdą się w gabinetach psychoterapeutów i psychologów.
Instagramerki bez wykształcenia psychologicznego czy psychoterapeutycznego lub specjalistycznego przygotowania kuszą pięknymi obrazkami i słowami bez pokrycia. Czasem czymś zainspirują, ale mogą też szkodzić. Ludzie, którzy cierpią, szukają pomocy w różnych miejscach, zaś Instagram, wśród nich, jest łatwo dostępny. Masz go w swojej komórce. Dlatego właśnie, mam wrażenie, wątek rozwoju duchowego wymknął się w obecnych czasach spod kontroli.
Oh.me: Chcesz posłuchać więcej mądrości z Instagrama? „Jeśli będziesz dobra dla ludzi, przyciągniesz do siebie tylko obfitość”, „Jeśli ukłonisz się ludziom z przeszłości, którzy cię krzywdzili, staniesz się wolna od złości na nich”…
– Popularne mądrości z Instagrama zakładają, że wszystko jest w naszych głowach. By po to sięgnąć, wystarczy się postarać, pozytywnie nastawić, afirmować czy zakładać intencje. A to jest tylko życzeniowym i magicznym myśleniem, które często nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nadużyciem jest, w mojej opinii, twierdzenie, że pozytywne nastawienie jest kluczowe i ono sprawi, że w końcu będziesz szczęśliwa i twoje problemy się nagle rozwiążą.
Oh.me: A co jest bliższe prawdy?
– Pozytywne myślenie odgrywa sporą rolę w naszym życiu. Jednak nawet ono musi być przede wszystkim racjonalne. Bo jeśli nastawię się tylko na to, co pozytywne, a nie zostawię przestrzeni na fakty, np. na to, że akurat w moim życiu teraz jest ciężko i spotykają mnie trudne doświadczenia, to przekłamuję swoją rzeczywistość. A skutkiem tego mogę narazić się na jeszcze więcej frustracji. Dlatego ja bym namawiała, by myśleć pozytywnie, ale racjonalnie. Zostawiajmy sobie przestrzeń na to, by akceptować, że oprócz fajnych rzeczy, w nasze życie wpisane są też trudy, troski, problemy, zmartwienia, cierpienia.
Oh.me: Widziałam twoje nagranie na Instagramie, podczas którego, odnosząc się do słów pewnej influencerki, tłumaczyłaś swoim odbiorcom, dlaczego nie można traumy wyleczyć pozytywnym myśleniem.
– Trauma wymaga profesjonalnej pracy. Jeśli doświadczyłaś traumatycznego zdarzenia, powinnaś iść do specjalisty. Nawet nie każdy psycholog i psychoterapeuta się w tym obszarze specjalizuje. Pomocą zajmują się np. psychotraumatolodzy, którzy w tym delikatnym wątku szkolą się często latami.
Oh.me: Na Instagramie skupiamy się wokół ładnego wyglądu, spełniania marzeń, osiągania sukcesów i fajnego życia.
– I to jest właśnie „toksyczna pozytywność”, która za wszelką cenę próbuje wyrzucić z naszego życia wszystko, co trudne. A egzystowanie na takim wyparciu często jest szkodliwe, bo każdy człowiek składa się przecież nie tylko z radości, ale też z całej palety doświadczeń i emocji trudnych, nieprzyjemnych. To naturalne! Jeśli mam sobie poradzić ze smutkiem, zazdrością, obniżonym nastrojem, to przecież nie mogę za wszelką cenę działać w kierunku eliminacji tych uczuć i udawania przed sobą i światem, że tego nie czuję. Wtedy najprawdopodobniej niejako „pod skórą” mogę poczuć, że coś jest ze mną nie tak, skoro nie umiem „w tę pozytywność tak dobrze” jak inni. Taka postawa pociąga za sobą niestety tendencję do porównywania się.
Jeśli ja obserwuję influencerkę, która pokazuje tylko pozytywne rzeczy, gwarantując własnym słowem, zdjęciem i postawą, że to da mi szczęście i obfitość w życiu, to może u mnie uruchomić falę porównywania się. Ktoś powiedział kiedyś: że patrząc na piękną instargamerkę porównujesz czyjąś scenę do swojego zaplecza. A wtedy możesz czuć, że jednak coś jest nie tak, skoro nie umiesz poukładać sobie wszystkiego, jak ona. Dążenie do perfekcjonizmu jest mało realne i nieskuteczne.
Oh.me: „Stań się najlepszą wersją siebie” – to chyba jakaś kalka z języka angielskiego, która została przyswojona przez Instagram. Za każdym razem, kiedy słyszę to zdanie bezmyślnie powtarzane przez influencerki, zalewa mnie frustracja.
– Moim zdaniem „bycie najlepszą wersją siebie” to trudna robota, w dodatku kompletnie niemożliwa do wykonania, a na pewno generująca falę frustracji i nieprzyjemnych emocji: żalu, złości, wstydu, poczucia winy… Bo jeśli ja słyszę, że mam stać się jakąś „najlepszą wersją siebie”, to pod tym ukryta jest myśl, że jestem osobą niewystarczającą, że mam w sobie jakiś potężny brak. To poczucie bycia niewystarczającą może być obciążające. Ja bym powiedziała, że nawet autoprzemocowe. Jeśli podążam taką instagramową drogą, to łatwo czuć presję, a może nawet wstyd, że nie jestem: dobrą mamą, fajnym przyjacielem, cudowną partnerką.
Dlatego uważam, że zarówno kobietom, jak i mężczyznom potrzebna jest dawka samowspółczucia i myślenia w stylu: „Jestem wystarczająca/y, nawet jeśli…”., „Jestem wystarczająca/y i kompletna/y, pomimo niedoskonałości…”. Po prostu składam się z różnych kawałków.
- Zobacz także: Ola Potykanowicz: Nie mam oczekiwań, że święta muszą być idealne. Paradoksalnie dzięki temu są ideału bliższe
Dziś często na ten temat rozmawiam z koleżankami psycholożkami i psychoterapeutkami i wszystkie mamy w sobie wiele obaw związanych z tym, że na Instagramie porad udzielają ludzie bez wykształcenia terapeutycznego, psychologicznego, czy psychiatrycznego. Tak naprawdę nie wiadomo skąd oni biorą swoje narzędzia do pracy z delikatną materią ludzkiej psychiki. A mają ogromne zasięgi, są słuchani i podziwiani przez swoich followersów. Człowiek jest bardzo wrażliwą istotą, ma swoją indywidualną emocjonalność oraz sumę wcześniejszych wydarzeń, które wpływają na to, jak się aktualnie czuje. Uważam, że bez solidnej wiedzy można w tej materii wyrządzić komuś krzywdę.
Z drugiej strony wiem też, że dziś modne stało się holistyczne podejście do zdrowia psychicznego. Wszystko ok, pod warunkiem że sprawdzamy wiarygodność, wykształcenie, doświadczenie takiej osoby.
Oh.me: Prawda jest taka, że osoby z Instagrama zarabiają na „kręgach kobiecych”, czy „mentoringu 1:1” bardzo dużo. Ich stawki często są znacznie wyższe do tego, ile kosztuje sesja u wykształconego i dobrego terapeuty, który pracuje jeszcze pod superwizją.
– To jest taki obszar, na którym można dziś zarabiać naprawdę duże pieniądze. Niestety odnoszę wrażenie, że część instagramerów bez wykształcenia, którzy oferują mentoring 1:1, czy warsztaty dla par lub kręgi, odkryli po prostu pomysł na biznes.
Oh.me: W dodatku robiony na szybko, bo nie chce im się kończyć szkoleń kursów, studiów.
– Spotykam się na Instagramie z takimi wypowiedziami, które negują potrzebę wykształcenia czy specjalistycznego przygotowania, a nawet argumenty w stylu „działając z poziomu serca, nie można zrobić krzywdy”. I takie sformułowania się dla mnie zawsze alarmujące. Dodatkowo prawo w Polsce tego nie reguluje. Ja jednak uważam, że dla bezpieczeństwa ludzi – każdy, kto dotyka się emocjonalności i psychiki, powinien mieć solidną wiedzę, narzędzia i doświadczenie. Pamiętajmy, że profesjonalnie przygotowany psychoterapeuta na bieżąco sprawdza, czy kierunek pracy, który obrał z klientem, jest w porządku. Oznacza to, że omawia przypadki swoich pacjentów z drugim terapeutą, który ma większe doświadczenie i certyfikat uprawniający do pracy superwizora. Poza tym terapeuta sam musi przebyć wiele godzin terapii własnej, co oznacza, że dba o to, by być w jak najlepszej kondycji psychicznej.
Dlatego jeśli chcemy pracować nad swoim dobrostanem, nad swoim rozwojem, a w szczególności zdrowiem psychicznym, sprawdzajmy, komu powierzamy swoją najdelikatniejszą stronę. Pytajmy o doświadczenie i wykształcenie. Przecież oddajesz takiej osobie swój cenny skarb: swoją emocjonalność i psychikę. Jeśli boli mnie ząb, to przecież nie idę do człowieka, który nauczył się robić plomby w domu i oferuje swoje usługi na Instagramie. Idę do kogoś, kto studiował wiele lat, a potem kształcił się pod okiem dobrych fachowców.
Na koniec chcę jeszcze powiedzieć, że Instagram może być fantastyczną przestrzenią psychoedukacyjną, gdzie można pogłębiać swoją wiedzę, bo naprawdę jest tam wielu świetnych ekspertów, którzy są merytoryczni i edukują na podstawie dowodów naukowych i wyników badań. Jednak nie udzielają prostych rad i nie mówią, jak masz żyć. Jeśli czujesz, że coś uniemożliwia ci funkcjonowanie, jeśli czujesz, że jest ci ciężko, jeśli cierpisz, to niech to będzie dla ciebie sygnał, by szukać pomocy u profesjonalisty z zakresu zdrowia psychicznego. To może być psycholog, psychoterapeuta, a czasem psychiatra. Ale nie Instagramerka.
Aleksandra Potykanowicz:
Psycholożka. Od kilkunastu lat wspiera ludzi na drodze do dobrostanu, rozwoju, realizacji celów osobistych i zawodowych. Uwielbia pracować z kobietami, będąc w pełni przekonana, że drzemie w nich niesamowita siła i super moce, które czasem trzeba pomóc im odnaleźć. Zakochana w idei psychologii pozytywnej krzewi przy okazji wartość życzliwości i wdzięczności.