Kiedy zrobił to pierwszy raz, całkowicie wyparłam ten gwałt. Nie, to niemożliwe, żeby to się stało. Gwałt w małżeństwie? Czy to w ogóle jest gwałt?-myślałam okrutnymi stereotypami. Za drugim razem usprawiedliwiałam go. Jest sfrustrowany, ma dużo pracy, stres. Musiał jakoś odreagować ten trudny moment. Przecież to nie jest zły człowiek, zły mąż. Za trzecim razem po prostu wyłączyłam się. Zamknęłam oczy i miałam wrażenie, ze jestem gdzie indziej. Tylko łzy płynęły mi po policzku. Ale przecież nie powiedziałam ani słowa. Tych razów było jeszcze kilka, zanim zdecydowałam się zareagować, powiedzieć jasno: przestań proszę, nie teraz , nie dziś. Nie w ten sposób. Ale wtedy usłyszałam: nie wygłupiaj się, nie mów, że nie chcesz, przecież to ja – kocham cię, jestem twoim mężem, a nie kimś obcym. I pojawiło się poczucie winy, bo przecież on mnie kocha, a ja nie chcę, by mnie dotykał. Powinnam czuć co innego, prawda? To uczucie niezgodności ciała, które poddawało się jego rękom i głowy, która nie chciała dać się przekonać, że tych rąk pragnie… Nie potrafię porównać tej emocji do żadnego znanego mi uczucia. Było okropnie przytłaczające, smutne. Nie potrafiłam zmusić się, żeby oddać mu dotyk. Leżałam nieruchomo, czekając aż skończy. Uznał to chyba za jakiś mój kaprys. Nie zrozumiał. Nie zapytał.
Ale ja nie umiałam o tym rozmawiać. Ani z nim, ani z najbliższą przyjaciółką. Nie umiałam opowiedzieć sobie o tym nawet samej sobie. Przecież nie chciałam tego seksu i on to widział, słyszał. A jednak postawił na swoim, wbrew mojej woli. Po wszystkim poszedł wziąć prysznic, bez słowa, a potem zasnął obejmując mnie w pół. Ja nie spałam tej nocy. Byłam jak kamień. W głowie kołatały mi się myśli, których nie mogłam zatrzymać. Ale przede wszystkim, jak wielki, święcący neon, pojawił się sprzeciw, bezradna złość. I niemiłość, do siebie samej. Bo jak mogłam pozwolić na to, by ktoś, nawet ten kochany i znany, dotykał mnie, wykorzystał moje ciało? To moja wina, bo nie umiałam sprzeciwić się mocniej. To moja wina, bo nie obroniłam siebie.
Gwałt jest wtedy, gdy nie masz ochoty na zbliżenie. Gdy jesteś do niego zmuszona, gdy odbywa się wbrew twojej woli. Gwałt jest wtedy, gdy czujesz przerażenie, wstyd. I gdy nie potrafisz powiedzieć: przestań, bo paraliżuje cię niemoc, ale on to widzi. Gwałt jest wtedy, gdy nie zgadasz się na stosunek bez zabezpieczenia i zostajesz przez partnera oszukana. Długo zajęło mi zrozumienie, że gwałt nie musi być atakiem w ciemnej ulicy, aktem przemocy ze strony nieznanej osoby. Bo to nie chodzi o to, czy znasz twarz, która się nad tobą pochyla. Chodzi tylko i wyłącznie o to, czy tego chcesz. Czy się godzisz.
Kiedy powiedziałam mojemu mężowi, że poczułam się zgwałcona, że nie umiem sobie poradzić z tym, co się stało, zareagował złością i niedowierzaniem. Jak możesz w ogóle mówić o gwałcie? Za kogo ty mnie uważasz? – usłyszałam. Kiedy dorzuciłam, że czuję się zle psychicznie i że chciałabym, by mi pomógł, wyszedł z domu i wrócił po kilku godzinach.
Do szczerej rozmowie o tym, co się między nami wydarzyło doszło dopiero tydzień pózniej. Dopiero wtedy mój mąż był w stanie wysłuchać mnie na spokojnie, a ja mogłam powiedzieć mu, nie bez emocji, o swoich uczuciach. Do dziś trudno mu się pogodzić ze świadomością, że uważam tamte zbliżenia za gwałt. On jeszcze do tej świadomości nie dojrzał
Jednak mój proces wychodzenia z tej traumy trwał kilka miesięcy. Musiałam wybaczyć sobie moją niemiłość i wybaczyć jemu brak wrażliwości, nieuważność, brak chęci zrozumienia moich uczuć. Gwałt małżeński odziera z zaufania, czułości, miłości do samego siebie.