Go to content

Katarzyna Miller: najgorzej jest mieć puste życie, gdzie jest mało ludzi, mało spraw, mało relacji

Katarzyna Miller

NIE BAĆ SIĘ to znaczy móc przeżyć lęk i nie stać się jego ofiarą. Wiele osób postrzega życie jako drogę w dół. Ja, podobnie jak Jung, widzę życie człowieka jako powolną wędrówkę ku górze lub w głąb. Wędrówkę ku czemuś. Każda faza jest niezbędna, by życie było pełnią ludzkiego losu – stwierdza Katarzyna Miller psycholożka i psychoterapeutka. Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Grün-Kierzkowska

Czy sądzi Pani, że życie bez lęku jest możliwe? I czy byłoby lepsze?

Lęk dotykał człowieka zawsze. Człowiek pierwotny bał się niemal wszystkiego, m.in. ciemności, burzy, dzikich zwierząt. Reakcją organizmu na te zagrożenia było: uciekaj, walcz albo zamieraj w bezruchu. Do dzisiaj boimy się z tych samych powodów, choć wiemy o nich znacznie więcej. Dochodzi do tego świadomość, że mimo całej wiedzy i technologii człowiek
jest małą kruszyną wobec wszechświata.

W naszym życiu codziennym pojawiają się lęki o bezpieczeństwo, zdrowie, rodzinę, pracę, dobrobyt etc. Ludzie woleliby ich nie odczuwać, ale z drugiej strony gdyby wszystko było przewidywalne, pozbawione elementu Nieznanego, często nie mielibyśmy powodów do rozwoju, aktywności, wyzwań. Nie byłoby w nas ciekawości życia, oczekiwania, nadziei. Życie
bez lęku jest niemożliwe, pojawia się on bez względu na uwarunkowania, różnimy się jedynie intensywnością doznań i sposobami reagowania.

Z Pani słów wynika, że lęk może nas wzbogacić, dodać życiu głębi. Czy dobrze to odczytuję, że życie bez lęku nie byłoby pełne?

Rodząc się ludźmi zostaliśmy wyposażeni w lęk egzystencjalny, boimy się świata, ponieważ jest ogromny i pełen tajemnic, a my maleńcy i znikomi. Przeraża nas brak odpowiedzi na wiele pytań, m.in. pytanie o sens istnienia. Wielu rzeczy, które życie nam przynosi nie chcemy, udajemy, że ich nie ma, uciekamy przed nimi, bo się ich boimy. A niezwykle ważne jest, żeby nie bać się życia.

Potrzebny jest nam lęk „zdrowy”, dzięki któremu zadbamy i zatroszczymy się o nasze życie. Nie będziemy chodzić w nocy po ciemnych, nieznanych zaułkach, ani wkładać palca w ogień, czy do kontaktu. Wiemy, że to dla nas niebezpieczne. Zdarzają się ludzie pozbawieni lęku. Ryzykują, nie licząc się z konsekwencjami, nie myśląc o sobie i innych, to jednak zachowanie
psychopatyczne. Jesteśmy istotami stadnymi, lęk przed odrzuceniem sprawia, że dopasowujemy się do oczekiwań społecznych, chcemy zaspokoić potrzebę bliskości i przynależności.

Lęk może nas poprowadzić, jeśli go przeżyjemy i przerobimy, nie stając się jego ofiarą. Wtedy wzbogaca nas o doświadczenie, mówi nam, co dla nas się liczy, na czym
nam zależy, wskazuje ważne dla nas obszary życia.

Spotkałam się wielokrotnie z określeniem „oswajania lęku”. Co oznacza według Pani to stwierdzenie?

Rozumiem to jako naukę o sobie i swoich reakcjach na bodźce, sytuacje, przeżycia. Kiedy jesteśmy w kontakcie z własnymi myślami, potrzebami, wyrażamy sobie sami wdzięczność, zauważamy sytuacje, które budzą w nas lęki i niepokój. Jeśli uda nam się ustalić ich przyczyny, możemy zastanowić się, dlaczego właśnie taką reakcję u nas wywołują. Warto świadomie przeżywać stresujące sytuacje, przepuszczać przez siebie, analizując je, dzięki temu możemy wypracować coraz wyższy poziom autoświadomości. Ludzie, uciekając przed lękiem, stosują mechanizmy obronne, żeby go nie czuć, usunąć ze świadomości. I to nie pozwala im dostrzec istoty lęku i nauczyć się z niego siebie.

Kiedy zaczyna się świadome poznawanie własnych lęków, ten najlepszy moment na takie obserwacje?

To jest rzecz bardzo indywidualna. Ktoś może być bardzo świadomy na poznawanie własnych lęków, uczuć, własnego wnętrza od wczesnych lat, a ktoś może odkryć to przy dwudziestce, trzydziestce, siedemdziesiątce. Nie ma żadnego przepisu na ten temat. I tu naprawdę ludzie są tym obdarzeni bardzo różnie. Można świadomość własnych doznań odkryć w sobie lub
wykształcić. Pomocna będzie uważność na siebie

. Jesteśmy różnorodni, jedni łatwiej reagują na to, co nieznane, inni nawet nie myślą o zagłębianiu się w mroczne zakamarki, nawet własnej duszy.

Czy możemy udzielić komuś wsparcia w sytuacji, gdy jednak napotka swoje lęki i nie chce być z nimi „sam na sam”?

Po pierwsze wspierajmy tych, którzy o to proszą.

Bo wpakowywanie się komuś do życia, wyobrażając sobie, że potrzebuje naszej pomocy, czasami jest słuszne, a czasami nie. Zawsze należy najpierw zapytać, czy rzeczywiście komuś jest ciężko i źle, bo może ktoś po prostu sobie nie życzy włażenia w jego sprawy, albo nie zauważył nic niepokojącego u siebie. Są też
ludzie, którzy szalenie chcą się sprawdzać w pomaganiu innym, zamiast zajmować się sobą. Jeśli natomiast ktoś chce, żeby przy nim być, bo przeżywa coś, co go boli, to odpowiedź jest właśnie taka-być z nim. Po prostu być fizycznie, albo robić pewne rzeczy, które pomogą, zdejmą jakieś ciężary, przyniosą ulgę. Można też kogoś wysłuchać, oczywiście, jeżeli ten ktoś jest otwarty na rozmowę, chce opowiedzieć o tym, co go gnębi. Nie wszyscy jednak lubią
opowiadać o tym, co czują.

Poza tym, co to znaczy pomagać przy lęku? Czasami ktoś się boi, jak jest sam, a nie odczuwa lęku w obecności innych. Bo na przykład miał w dzieciństwie bardzo dużo samotności, może rodzina była nieobecna, rodzice pracowali, albo gdzieś wyjeżdżali. Mając takie doświadczenie samotności z dzieciństwa, można później, w dorosłości odczuwać potrzebę stałego towarzystwa innych. Ale niestety, nawet chcąc pomóc takiej osobie, nie można się zobowiązać, że będzie się z kimś cały czas. Trzeba pamiętać o własnym życiu i swoich sprawach. Z drugiej strony, jeśli ktoś boi się samotności i będzie się starał wciąż być z innymi ludźmi, to nie spotka się z własnym dyskomfortem i nie zacznie sobie z tym radzić.

W swojej książce „Nie bój się życia” opisuje Pani całą gamę lęków, których możemy doświadczyć w życiu. Co ciekawe, nie wszystkie dotyczą tematów trudnych, smutnych. Są też lęki związane np. z powstrzymywaniem śmiechu lub strach przed rodzicielstwem. Czy to oznacza, że boimy się niemalże wszystkiego w życiu?

Jeżeli boimy się życia, to możemy się bać wszystkiego. Strach przed rodzicielstwem to bardzo poważna sprawa, to nie jest tylko pozytyw. Rodzicielstwo to trudna życiowa rola, jedna z najtrudniejszych. Nie każda wiadomość dotycząca ciąży i przyszłego rodzicielstwa wywoła radość. Bardzo często się zdarza, że ludzie są zaskoczeni lub wcale tego nie chcieli.
Funkcjonuje wiele związków z tzw. „nieplanowaną ciążą”, kiedy rodzicielstwo dzieje się przez przypadek. Wtedy nie ma raczej szczęścia, przynajmniej na początku. Na liście stresów jedne z najwyższych miejsc zajmują ślub, urlop, śmierć, żałoba. Urlop kojarzy nam się rozkosznie, a może wywoływać ogromny lęk.

To, co stereotypowo postrzegamy jako pozytywne i miłe, może być źródłem wielkiego stresu. Powiedzenie „życzę ci dużo wolnego czasu” może być dla kogoś problematyczne. Niektórzy bardzo się boją wolnego czasu. Gdy wypadają z rutyny codzienności, nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Życie ludzkie jest bardzo skomplikowane i nie ma jednego schematu lub jednego rozwiązania dla wszystkich.

To tak, jakbyśmy bali się po prostu „być sobą”? Kogo tak naprawdę się obawiamy: siebie czy innych?

Obawiamy się zarówno siebie, jak i innych. Jeżeli nas się nie uczy, żebyśmy byli sobą, przeciwnie, tak się wychowuje, żebyśmy byli tacy, jak sobie tego życzą nasi opiekunowie, to musimy często sobie zaprzeczać. Mówi się „bądź sobą”, a jednocześnie, gdy człowiek jest sobą to niekoniecznie uzyska akceptację i wsparcie. To może być dla innych niewygodne, gdy
jesteśmy autentyczni.

Co może być dla nas wspierające w drodze ku naszym lękom? Jak przygotować się na takie spotkanie?

Należy przede wszystkim zdać sobie sprawę, że życie nie składa się z samych lęków. Strach i wstyd należą do uczuć najbardziej nielubianych, a zarazem jesteśmy głównie poprzez wywoływanie strachu i wstydu wychowywani. Nieustanne ”jak ty wyglądasz, co ty robisz, jak ty się nie wstydzisz”, to są te sankcje. Ciągłe ocenianie i szantaż: „zobaczysz, nie będziemy
cię lubić, cenić, albo zostawimy cię, gdy będziesz taki”!

Co nas wspiera? Wspiera nas świadomość, że życie jest dość bujne i bogate. Że oprócz „wychowawców” są jeszcze inni ludzie, którzy nas po prostu lubią. Istotne jest, aby umieć się rozejrzeć wokół i dostrzec osoby nam sprzyjające. Im większa różnorodność jest w naszym życiu, tym większa szansa na odnalezienie tego, co nas będzie wspierało.

Najgorzej jest mieć takie puste życie, gdzie jest mało ludzi, mało spraw, mało relacji. Teraz to naprawdę nie wiem, co z uczuciami robią sobie te dzieciaki, które tylko „siedzą” w smartfonach. Gdzie one je w sobie mieszczą, gdzie w sobie upychają, jak rozkładają?! Na ile te kontakty SMS-owe je satysfakcjonują, bardzo mi to trudno ocenić. Jestem z innego świata.

Który z lęków występuje w społeczeństwie najczęściej? Czy są lęki „bardziej kobiece” lub „bardziej męskie”?

Kulturowo jest dużo wyuczonych lęków męskich. Przed ośmieszeniem, z braku sukcesu czy pewności siebie. Od mężczyzn ciągle bardziej się wymaga sukcesu, choć kobiety teraz też zaczęły wchodzić na tę drogę. I całe szczęście, że same od siebie i dla siebie chcą sukcesu. Natomiast inny wstyd jest kobiecy. Ciągle jeszcze wszystko obraca się wokół takich kategorii,
jak wygląd u kobiety i, co jest dość nowe, taki rodzaj prestiżu jaki był wymagany u mężczyzn.

Czy nad lękiem możemy zapanować? Czy da się go „opanować” i mieć pod kontrolą?

Uczucie lęku się pojawia i po prostu jest z nami. Możemy opanować siebie, czyli mieć taki rodzaj świadomości, że się nie poddajemy uczuciom w sytuacjach, kiedy sobie coś postanawiamy. One są, a my się zachowujemy w zgodzie z naszymi priorytetami. W tym sensie można powiedzieć, że się nad uczuciami panuje, ale trzeba je przeżywać, żeby nad nimi panować. Szczególnie z lękiem jest taka sytuacja, że jeżeli się go nie „przepuści przez siebie”, to się będzie miało głęboko pochowane, wyparte, bardzo silne uczucia, które będą nami kierować. I ta sytuacja będzie się objawiać w sposób niebezpieczny np. przez zdrowie, dziwne zachowania, bóle. Przez rodzaj sytuacji, które nas samych zaskoczą, jak jakieś wypadki.

Opanowywanie uczuć polega na tym, że jestem świadoma co się ze mną dzieje, pozwalam temu czemuś być i pozwalam przepłynąć przeze mnie. W związku z tym, wiem co to jest. Nie boję się tego, że się boję i dzięki temu podejmuję się różnych rzeczy, pomimo lęku. Mam w sobie wsparcie w postaci poczucia wartości, pewności siebie, zaufania do siebie, większego lub mniejszego doświadczenia.

Jeżeli lęk w sobie nieustannie „podlewamy”, równocześnie zwalniając się z odpowiedzialności za siebie, to powodujemy ,
że on się w nas „pasie” i rośnie. Paradoksalnie człowiek, który się źle czuje z tym, że się boi, posługuje się tym lękiem, żeby tego tematu nie podejmować. To jest działanie wygodne, ponieważ on ten stan zna i wie, jak funkcjonować. Boi się zmiany i sytuacji, gdy nie będzie się musiał bać. I w jakiś dziwny sposób mu to odpowiada. Nie możemy mieć wszystkiego pod
kontrolą. Często udajemy, że coś zależy od nas, w rzeczywistości okłamujemy nawet samych siebie. Człowiek nie ma takich możliwości, żeby zapanować nad wszystkim.

Książka „Nie bój się życia” podzielona na 32 rozdziały, może pełnić funkcję swoistego przewodnika. Jaka była intencja powstania tej publikacji?

To miał być przewodnik i pomocnik przy lękach. I chodziło o to, aby zdać sobie sprawę, że właściwie bać się możemy wszystkiego. Nawet rzeczy pozornie pozytywnych, ale czy warto? Ta książka jest takim pytaniem, czy warto i po co? Lęk jest ważny, jeżeli boimy się rzeczy realnych. One nam pokazują, że nie warto wchodzić w jakieś sytuacje, które są po prostu
niebezpieczne i groźne. Natomiast wiele lęków dotyczy sytuacji, gdy lęk wzmaga rodzaj wartości tego przeżycia. Występuje wtedy tzw. trema, czymś się przejmujemy, to znaczy, że nas to obchodzi.

Więc to nie chodzi o to, żeby się w ogóle niczego nie bać, ale żeby wiedzieć czego i z jakiego powodu się boimy. To jest raczej mało prawdopodobne, żeby można było żyć bez lęku.

Jaka jest recepta na „bycie sobą”?

To z założenia jest dość trudne. Najważniejsze jest, aby powoli siebie poznawać. Odczyszczać takie warstwy typu „ chcę lepiej wypaść”, że chcę być dla siebie samej fajniejsza, albo taka, jakiej inni by mnie chcieli etc. Całkiem to się tego człowiek nie wyzbędzie, bo żyjemy wśród ludzi z chęcią, aby nas akceptowali. Jeżeli nam na nich zależy, to będziemy starali się choć trochę spełnić ich wyobrażenia, to też jest naturalne.

Dobrze jest zauważać w sobie po fakcie pewne rzeczy. Czy ja czuję, że byłam sobą, czy też robiłam, mówiłam coś „pod daną sytuację, albo osobę”. Jak z tym się czuję, czy mam poczucie, że nie naddałam czegoś, albo nie odjęłam. Czy nie musiałam zbytnio zmieniać się. Być autentycznym oznacza być jak najbliżej siebie.

Dziękuję za rozmowę i życzę nieskończonej radości życia!

Katarzyna Miller-psycholożka i psychoterapeutka. Wykładowczyni na warsztatach rozwojowych dla kobiet, felietonistka, autorka i współautorka wielu poradników, wierszy i piosenek, które śpiewa na swoich płytach ( Choćby tylko na chwilę; Dziewczyny chcą więcej). Prowadzi kanał na YouTube „Na Chwilę”. Charyzmatyczna, odważna, dowcipna i pogodna, ale też szczera do bólu.