Go to content

Katarzyna Miller: „Facet nie może być dla nas rozwiązaniem życia. Facet nie jest ratunkiem!”

Mat. prasowe

W książce „Mam faceta i mam… problem” znana, ceniona psycholożka i terapeutka Katarzyna Miller oraz coach, Suzan Giżyńska ,mierzą się z problemami kobiet najczęściej pojawiającymi się w relacjach. A wszystko w oparciu o prawdziwe opowieści pacjentek. Poniżej fragment książki o oszustach, na których niestety od czasu do czasu trafiamy…

*
Trafił mi się oszust

Kornelia (45) i Adam (32 lata)

Zaczęliśmy pisać ze sobą w Internecie. On był bardzo naturalny i szczery. Mówił o sobie otwarcie, przyznawał się do wielu wad. Przy nim pierwszy raz w życiu stałam się prawdziwa. (…) Zaproponowałam spotkanie, żeby sprawdzić, czy ta wersja jest rzeczywista. Zaskoczył mnie, bo na pierwszej randce powiedział, że jest rozwodnikiem i ma dzieci. (…) Wyznał, że był w związku ze starszą kobietą, która zniszczyła mu życie. Było dla mnie jasne, że wolnych facetów w tym wieku jest niewielu, a jeszcze mniej sensownych, więc powiedziałam, że mi to nie przeszkadza, i doceniłam jego szczerość.

Spotykaliśmy się przez parę miesięcy, było coraz fajniej, odetchnęłam z ulgą, że moje życie w końcu powoli się układa. Zamieszkaliśmy razem. Przez jakiś czas wszystko było dobrze, ale stopniowo zaczęłam zauważać, że dzieje się coś dziwnego.

Czułam się niepewna, zmęczona, nie wiedziałam, co się stało z naszą relacją. Jednego dnia mój facet był spokojny i serdeczny, a drugiego znikał, nie mówiąc, dokąd idzie. Trzeciego dnia był na mnie zły, a później przepraszał. Coraz częściej było między nami nerwowo. Zastanawiałam się, co takiego robię, że on jest ze mnie niezadowolony. Wreszcie zmusiłam go do szczerej rozmowy, w której przyznał, że na początku byłam inna, milsza, bardziej zadbana, chudsza, atrakcyjniejsza. Popłakałam się i postanowiłam wziąć się w garść.

Pewnego dnia, gdy wracałam z siłowni, zobaczyłam przez okno kawiarni mojego faceta. Siedział z młodą kobietą, trzymał ją za rękę i patrzyli sobie w oczy. (…) Cała sztywna ze stresu weszłam do środka. Stanęłam przy ich stoliku. Ta kobieta popatrzyła na mnie i zwróciła się do niego: „Ona rzeczywiście cię śledzi”. Zignorowałam jej słowa i powiedziałam mu, żeby zabrał z mojego domu wszystkie rzeczy. Serce mi się kroiło, ale byłam z siebie dumna, że zdobyłam się na taką odwagę.

Adam nic nie odpowiedział, a ja pobiegłam do domu z płaczem. Po chwili on też wrócił i zaczął krzyczeć. Uderzył mnie i oznajmił, że nigdzie się nie wybiera i że tak łatwo się go nie pozbędę. Najpierw się przeraziłam, ale później zrozumiałam, że nie zgadzam się na takie traktowanie. Przeniosłam się do hotelu. Poprosiłam kolegów, żeby go trochę postraszyli i wyprowadzili z domu. Poskutkowało. Skontaktowałam się też z żoną Adama i dowiedziałam się o nim kilku rzeczy. Okazało się, że kłamał na jej temat. To ona go zostawiła, bo był okrutny dla niej i dla dzieci.
Było mi żal, że ten związek nie wypalił, ale cieszyłam się, że zobaczyłam Adama z tą młodą kobietą w kawiarni. Gdyby to się stało kilka lat później, byłoby znacznie gorzej.

Ksiądz mnie oszukał

Zofia (37 lat) i Krzysztof (51 lat)

Kiedy go poznałam, wiedziałam, że jest księdzem. Był wysoki, piękny, wręcz idealny i rozmawiał ze mną tak, jak nikt inny. Potrafił słuchać. (…) Zakochałam się w Krzysztofie nieprzytomnie. Po jakimś czasie powiedziałam mu o tym i usłyszałam, że on również szaleje na moim punkcie.

Po miesiącach jego wewnętrznej walki, zaczęliśmy się kochać. Robiłam dla niego rzeczy, których nie robiłam dla nikogo wcześniej. Po kolejnym miesiącu euforii psychicznej i fizycznej oszalałam. Nie mogłam spać ani jeść. On zniknął! Nie wiedziałam, gdzie się podział, nie zostawił mi żadnego adresu ani listu. Zaczęłam brać silne leki, bo popadłam w nerwicę.

Po pół roku zamartwiania się przypadkiem dowiedziałam się, że wyjechał do Niemiec z kobietą, z którą ma dwójkę dzieci i dla której porzucił kapłaństwo. Byłam już prawie wrakiem, bo myślałam, że zrobili z nim coś strasznego za romans ze mną, że coś mu się stało, że wysłali go na drugi koniec świata. Miałam różne myśli, a tu okazało się, że on jest zwykłym oszustem. To mnie uratowało, bo dzięki tej wiadomości doszłam do siebie. Jednak do kościoła już nie chodzę.

***

Katarzyna: Coś, co od razu uderza w wielu historiach opowiadanych przez kobiety, to ta pierwsza euforia, ten początkowy etap fascynacji. Wszystkie kobiety mówią o tym, jak było cudownie…

Suzan: Tak. To jest cudowne i powinno takie być. Trudno, żeby na początku nie było tej magii i poruszenia. To wiosna – taki jest ten etap!

Katarzyna: Jest w tym nadzieja i pewien rodzaj zwolnienia z wyroku… Z wyroku braku miłości…

Suzan: To wszystko jest bardzo ludzkie. Szukamy kogoś do życia, bo z kimś jest raźniej, weselej, lepiej. Można budować związek, wspomnienia, dzielić obowiązki i chwile szczęścia. Tendencja jest zdrowa i naturalna. Nie zawsze jednak od razu znajdujemy właściwego partnera. To mnie chyba najbardziej uderza. Oczekujemy, że już za pierwszym razem się uda, a jeśli nie, nastąpi koniec świata. Zapominamy, że jak każdą upragnioną rzeczą, także miłością możemy się sparzyć. Musimy się dopiero nauczyć, czego naprawdę chcemy, co nam odpowiada. To wszystko „wychodzi w praniu”. Trzeba czasu, żeby poznać mężczyznę. I musimy być otwarte na to, że odkrycie może nam się nie spodobać.
Szukanie mężczyzny wtedy, gdy łakniemy uwagi jak kania dżdżu, jest niebezpieczne. Chcemy go wreszcie znaleźć i być znalezione, ale nie pamiętamy, że należy szukać kogoś wartościowego. Jesteśmy zaślepione.

Katarzyna: No właśnie. Ten wspaniały mężczyzna, którego spotkałam, daje mi poczucie ulgi. Już nie muszę być sama, już nie jestem skazana na swoją rodzinę, która całe życie mnie niszczyła. On mnie chce, docenia i rozumie. Nareszcie spotkałam tego wymarzonego.

Dziewczyna, której rodzice nie byli ani ciepli, ani serdeczni wobec niej, a także wobec siebie nawzajem, marzy o idealnej miłości i wyobraża sobie związek, opierając się na niedużej wiedzy o życiu, zaczerpniętej z własnych marzeń, wyobrażeń, z piosenek, z niepoważnych książek czy filmów…

Suzan: Tak, ale to też jest wpisane w miłość i jest prawdziwe. Kobieta z fajnym facetem jest szczęśliwsza niż sama. Jesteśmy gatunkiem stadnym. Oczywiście przywiązanie do romantyzmu jako podstawy związku to mit.

Katarzyna: Mówię o tym bardzo często, ale warto to powtarzać. Taka dziewczyna ma nadmierne oczekiwania, spotyka kogoś, kto ją zauważa, i natychmiast przepada. Czuje się wyróżniona i zaczyna chwytać się wszystkiego, co wydaje jej się piękne. Widzi rzeczy, które świadczą o idealnym dopasowaniu. Jakby na siłę szuka tych plusów. To pewien rodzaj projekcji. Tak samo jak rzutnik projektuje obraz na ścianie.

Suzan: Jego tak naprawdę nie ma, ale go widzimy. Tak samo nie ma idealnego dopasowania dwojga ludzi – można się dobrać lepiej lub gorzej, ale nigdy idealnie.

Katarzyna: Spragniona kobieta się nakręca: Ach! On czyta te same książki co ja, kupuje kwiaty, kocha rośliny, mówi dobrze o swojej mamie albo ma takie same problemy z mamą jak ja, jest bardzo męski albo wrażliwy! Dobrze się ubiera albo nosi się skromnie…

Suzan: Albo ubiera się sportowo i jest bandziorem, przez co dla kogoś może być bardzo męski…

Katarzyna: No właśnie, w zależności od tego, co nam się podoba, doszukujemy się plusów i je znajdujemy. Gdy kobitka zawiesi na facecie swoje wyobrażenie, strasznie się do tego obrazu przywiązuje. On jest dla niej bardzo cenny, jest wręcz osiągnięciem jej życia. Dla mnie to jest najsmutniejsze. Kobiety, które wiele potrafią, dużo osiągają własną pracą, swoich osiągnięć nie cenią.

Suzan: Nie wszystkie. Są kobiety dumne ze swoich sukcesów, z pracy, ze studiów, z dyplomu, z umiejętności, z urody, z dzieci…

Katarzyna: Mówię jednak o tych, dla których największą wartością jest posiadanie faceta. Nie wykształcenie, nie stanowisko, nie praca, nie kompetencja są wartością. Mogą to wszystko posiadać, ale najważniejsze i tak będzie nieprzytomnie potrzebujące miłości serce.

Suzan: Niestety żaden mężczyzna na świecie nie potrafi, nawet jakby bardzo się starał, zapełnić studni, która jest pusta. To miejsce może być wypełnione jedynie przez rodziców.

Katarzyna: Rozmawiamy w tej książce o problemach ze spotkaniem lub posiadaniem faceta. Męscy bohaterowie tych historii są problematyczni, ale również damy są podatne na iluzję i mało doświadczone. Zresztą, jak dziewczyna może być doświadczona, skoro ona w domu miała słuchać, być grzeczna i uprzejma, a wiele rzeczy było zakazanych. Jeśli takiej dziewczynie trafia się problematyczny pan, który wydaje jej się barwny, uroczy i ciepły, ona przepada.

Suzan: Tylko pytanie: czy w tym wszystkim jest nasza wina? Facet jest miły, umie słuchać, daje kwiaty… Czy to dziwne, że nam się podoba?

Katarzyna: Nie jest to dziwne. Nie chodzi o to, by się nie cieszyć, ale o to, by nie wpadać natychmiast jak śliwka w kompot. Facet nie może być dla nas rozwiązaniem życia. Nie można tak podchodzić do tematu. Facet nie jest ratunkiem!

Suzan: Rozumiem, daje nam skrzydła fakt, że ktoś się nami zachwycił. Super, ale to nie oznacza, że mamy od razu się oddać, zawierzyć, całkowicie zaufać. Chodzi też pewnie o to, by zauważać pierwsze sygnały. Być otwartą na to, co się dzieje, i nie zakładać od razu ślubu. Chociaż czasami tak się chce! 😉

Katarzyna: Chodzi o to, by z jednej strony poddawać się rozkosznej chwili, a z drugiej mieć przytomny mózg. Wiem, że to nie jest łatwe, ale można się tego nauczyć. Można mieć w sobie Dziecko, które się cieszy i bawi, ale jednocześnie mieć także Dorosłego, który uważnie patrzy, zastanawia się, analizuje i rozbiera na czynniki pierwsze to, co się dzieje. Dodatkowo trzeba mieć też Rodzica, który mówi: „Fajnie, kochanie, baw się, on rzeczywiście jest sympatyczny, ale nie znasz go jeszcze, więc nie spiesz się, wiesz, jak to bywa z fascynacjami”.